Wyspałaś się?
Po przeczytaniu tego smsa od razu miałam ochotę przenosić góry, siedziałam już w biurze, na wieszaku wisiał mój beżowy płaszcz wraz z przekładanymi przez rękawy rękawiczkami i wielkim kraciastym szalikiem, którego równie dobrze mogłabym używać jako koca. Kawa stała na swoim miejscu, a ja właśnie umawiałam się na kolejne spotkanie z Bojanem. Na polu było bardzo zimno, chociaż na śnieg się nie zanosiło. Zamarzałam więc czekając na niego na parkingu pod kinem, na szczęście pojawił się dość szybko, weszliśmy więc razem do środka i kupiliśmy bilety. Do tej pory nie wiedziałam, na co pójdziemy, ale jednego byłam pewna, przenigdy żaden chłopak nie zabierze mnie na film romantyczny. Jak bardzo się myliłam? Wylądowaliśmy na "if I stay", tyle chyba wystarczy, był to seans, który Bojan wynajął wyłącznie dla nas, więc na sali byliśmy tylko my. Oczywiście z filmu wyszłam zalana łzami.
- Hej..- mruknął kucając przy mnie- nie płacz..
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj- otarł mi łzy kciukiem i podał chusteczkę- trzymaj, Mała, bo się rozchorujesz...
- Dziękuję.. - szepnęłam.
Po 10 minutach wyszliśmy z kina, zaproponował spacer, więc się zgodziłam. Szliśmy i rozmawialiśmy, mijaliśmy wielu ludzi, a on zatrzymał się przy kobiecie sprzedającej róże.
- Poczekaj tu- powiedział, a sam do niej podszedł.
Po chwili wrócił trzymając w dłoniach piękny bukiet herbacianych kwiatów.
- Dziękuję- szepnęłam.
Najpierw dość nieśmiało przysunął się do mnie, niepewnie spojrzał w moje oczy i mnie przytulił. To była jedna z najlepszych opcji, jaką mógł wybrać w zimie.
- Twoja dłoń pasowałaby idealnie do mojej....- szepnął.
Cała w skowronkach przyszłam w piątek do pracy.
- Livia! Słyszałem, że nieźle dogadałaś mężowi naszej klientki na rozprawie!- zaczepił mnie Travis.
- Też tak słyszałam- mówiłam ucieszona.
- Jesteś wizytówką naszej kancelarii- zaśmiał się.
- Więc muszę być warta miliony- odpowiedziałam- wybacz, muszę iść, bo chciałabym dzisiaj szybciej wyjść..
- Randka?- zapytał.
- Może i tak-. uśmiechnięta odeszłam.
Tym razem nie miałam wiele pracy, więc spędziłam nawet chwilę czasu na facebooku.
Może drugie śniadanie?
Zawibrował mój telefon.
Chętnie
Odpisałam.
Wyjdź przed biuro
I już po chwili miałam na sobie czapkę, parkę i szalik. Wyszłam krzycząc głośne "wrócę za jakąś godzinę", zbiegłam po schodach i otwarłam drzwi, wyszłam na dwór, ale nikogo nie było, lekko zdezorientowana wyciągnęłam telefon, kiedy ktoś nagle zaszedł mnie od tyłu.Krzynkęłam, ale zatkał mi usta dlonią, znowu poczułam wspaniały zapach perfum calvina klaina.
- Nie bój się, przy mnie nie masz czego- zaśmiał się słodko- to dla ciebie- wyjął zza pleców piękny bukiet róż.
- Ojej..- przytuliłam go- to takie miłe...
Po tym, co wczoraj się stało nie miałam żadnych oporów, żeby go przytulać, w sumie mam ochotę robić to ciągle, ale próbuję się hamować. Kiedy jednak to się zdarzy to odpływam i to Bojan musi mnie lekko od siebie odpychać, tracę nad sobą panowanie!
- Wiesz.. widziałem cię kilka razy z Gerim Deulofeu i jakimś innym chłopakiem... coś was łączy?- zapytał w pewnej chwili.
- Nie sądzę- zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- zapytał.
- To moi bracia- wydusiłam między salwami śmiechu.
- Bracia?- uśmiechnął się niepewnie- dlaczego macie inne nazwiska?
- Mój tata .. jakby to powiedzieć- zamyśliłam się- nie miał jednej partnerki dłużej, niż 3 lata- zaśmiałam się- mam 6 braci.
- I każdy ma inną matkę?- zaciekawił się.
- Nie, jeden jest moim rodzonym bratem, a reszta każdy ma inną.
- Ale jazda.. A kim w ogóle jest Twój ojciec?
- Na pewno go znasz- zdusiłam śmiech- Pichi Alonso, mówi ci to coś?
- Nowy trener reprezentacji- zaśmiał się- jak się nazywają twoi bracia?
- Czekaj, żebym nikogo nie pominęła, Santiago, Casper- zaczęłam wyliczać na palcach- Javier, Nate, Gerard i David.Santi gra w La Masii, Casper urodził się w NY, ale teraz mieszka w Londynie i kumpluje się z Fernando Torresem, Javier też jest piłkarzem, Nate to dyrektor marketingu w jakiejś wielkiej korporacji, Geriego już znasz, a David jest z nas najstarszy i mieszka w Holandii, jest psychologiem w Ajaxie, pewnie jego też znasz.
- Imponująca rodzina.. to który jest twoim bratem?
- Nate, albo jak wolisz Nathaniel.
- Wiesz..- zaczął- to dobrze, że z żadnym z nich nie chodzisz- szliśmy obok siebie w stronę pracy, złapał mnie lekko za rękę i czekał jak zareaguję.Wsunęłam twarz do komina i uśmiechnęłam się, wszystko w mojej głowie krzyczało "TAK!", byłam tak szczęśliwa, że mogłabym zrobić w tej chwili wszystko. Sama lekko ścisnęłam jego rękę, jednak po chwili moje małe szczęście minęło, bo dotarliśmy do miejsca mojej pracy.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć- szepnął prosto do mojego ucha, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja jeszcze chwilę stałam na mrozie i patrzyłam w ślad za nim.
środa, 18 lutego 2015
poniedziałek, 16 lutego 2015
IV
Nastał ranek, więc akceptując szarą rzeczywistość zwlekłam się z łóżka i po makijażu, ogólnym odświeżeniu oraz pożywnym śniadaniu znalazłam się w pracy. Miałam niemiłosiernie podkrążone oczy, które były szare, a nie jak zawsze niebieskie, nie pomogła nawet pyszna kawa zrobiona przez asystentkę.Po kilku godzinach wypełniania papierów nadeszła rozprawa, nad którą tak bardzo pracowałam w nocy. Moja klientka- Lola, odeszła od męża z powodu zdrady, ale on przypomniał sobie o swojej ogromnej miłości i nie daje jej spokoju, walczymy więc o zakaz zbliżania się i kaucję.
- Sprawa przeciwko Jorge Putellasowi, zapraszam wszystkich na salę- na korytarz wyszedł protokolant.Razem z klientką udałyśmy się na salę sądową i zajęłyśmy nasze miejsca.- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Artur Merentes.
- Proszę usiąść. Rozpoczynamy sprawę przeciwko Jorge Putellasowi, czy na sali jest obecna Lola Putellas ?
- Obecna- odpowiedziałam- razem z prawnikiem, mecenas Livia Herrera.
- Pan Jorge Putellas?- zapytał sędzia.
- Jest- usłyszałam odpowiedź- razem z adwokatem Javierem Fernandesem.
Zmierzyłam go wzrokiem. Miał krótko ścięte, ułożone brązowe włosy i czekoladowe oczy, jak każdy Hiszpan, ale jego twarz wyrażała tak niesamowite zacięcie, dążenie do celu, że jeśli nie uda mu się wygrać tej rozprawy chyba rozszarpie kogoś na kawałki.
- Pani Lolu, proszę nam opowiedzieć o co chodzi- zarządził sędzia.
Moja klientka opowiedziała o wszystkich sytuacjach, o tym dlaczego się rozstali, że on ją zdradził, a ona wyprowadziła się z dziećmi do matki, potem o próbach przywrócenia związku, dalej o rozwodzie i włamaniu do domu, gdzie nic nie zginęło, na łóżku jedynie było zrobione z róż serce z ich zdjęciem.
- Teraz pan, czy to prawda o czym mówiła żona?
- Tak, ale ja chciałem tylko żebyśmy byli szczęśliwi...
- Tu już pan nie znajdzie happy endu- odezwałam się- poza tym to przereklamowane dziadostwo.
- Pani mecenas!- upomniał mnie sędzia.
- Myli się pani, nie potrafię bez niej żyć!
- Widocznie musi się pan nauczyć, pomimo jej nieobecności zegar nadal tyka, rozumie mnie pan?
- Lola- powiedział- jeśli do mnie nie wrócisz to przysięgam, że się zabiję!
- Panie Putellas proszę wstać, nakładam na pana karę porządkową w wysokości 200 euro.
- Nie sądzi pan, że to frajerskie zachowanie?- zmrużyłam oczy- niby tak ją pan kocha, a zabrania jej pan szczęścia z innym mężczyzną, nie wykorzystał pan swojej szansy, więc niech się pan teraz zamknie i odsunie się na bok, niech przynajmniej jedno z was będzie szczęśliwe.
- Proszę sądu, mój klient nie wyraził zgody na takie odzywki .
- Spokojnie, mecenasie, uszanujmy bezpośredni charakter pani mecenas.
W międzyczasie oczywiście przewinęło się kilku świadków, którzy zeznawali na korzyść mojej klientki, mecenas Fernandes robił się z chwili na chwilę coraz bardziej czerwony, aż po ogłoszeniu wyroku dopadł mnie na korytarzu.
- Ze mną się nie wygrywa, gówniaro. Następnym razem nie będziesz miała nic do powiedzenia.
- Zazwyczaj prawnicy podają sobie teraz ręce, ale mi też miło pana poznać, miłego dnia!- krzyknęłam za nim.
- Słucham- odebrałam telefon- chętnie bym wyszła, ale nie mam czasu, pracuję, może w weekend, okej, pa.
Tak właśnie odmówiłam Bojanowi Krkiciowi kolejnego spotkania, z ciężkim sercem, ale racjonalne myślenie wygrało, a ja postanowiłam nie zaniedbywać pracy, poza tym i tak byłam już umówiona z przyjaciółkami, jedna jest bardzo znaną tłumaczką książek, a druga kończy szkołę policyjną.
-Zoe- ucieszyłam się na widok różowowłosej dziewczyny, zaraz za nią dostrzegłam też brązowowłosą Carly- co u was?- zapytałam zamawiając mokkę.
- Super, chciałam wam powiedzieć, że biorę ślub- uśmiechnęła się szczerze Zoe.
- Wreszcie! Andres oświadczył ci się już 2 lata temu- zaśmiałam się.
- Też wam coś chciałam powiedzieć-wyjeżdżam, do Madrytu. Dostałam ofertę pracy dla biura Moralesa..
- Kto to?- zapytała rzeczowo Zoe.
- Christian Morales.. poznałam go podczas dni otwartych naszej szkoły, miało to miejsce podczas egzaminów, jak pewnie pamiętacie zdałam je najlepiej, no a tydzień temu dostałam od niego telefon.
- Będziemy cię odwiedzać- pocieszyłam dziewczynę, kiedy wylatujesz?
- Jutro rano..
- Jej- Zoe była dość mocno zaskoczona- odwieziemy cię, prawda Liv?
- Oczywiście..- odpowiedziałam kombinując jak uda mi się wyjść na chwilę z pracy.
- No, ale zmieńmy temat, Liv, Carly wybrała samotność, ja mam Andresa, a ty?- zaciekawiła się Zoe zapewne przez mój ciągle wibrujący telefon.
- To mama- skłamałam.
- Nie, to Bojan- spojrzała na wyświetlacz- czy do Barcelony ostatnio nie wrócił Bojan Krkić? Kojarzysz go ze szkoły, nie Car?
- Pewnie!
- Jak go widziałam na prezentacji to całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiło.
- A czy to nie on?- zapytała z uśmiechem Car- patrzy na ciebie tak, że to nie może być absolutnie żadna przyjaźń, opowiadaj.
- Prawie się nie znamy, ale sądzę, że możemy się poznać- zaśmiałam się- wczoraj byliśmy na kawie i w wesołym miasteczku, ale powiem wam jedno, nikt, kogo znam nie cieszy się z życia tak, jak on.
Rano.. w sumie to nie było rano, gdzieś koło 9 to przecież dla normalnych ludzi środek nocy, ale w każdym bądź razie świtem koło południa cichaczem wymknęłam się z pracy. Dobrze wiedziałam, że za niecałą godzinę muszę się stawić na przymiarce nowej togi, wiedziałam, że jeśli się spóźnię to i Travis i Maria, moi współpracownicy mnie zabiją. gnałam na złamanie karku przez jeszcze nie zakorkowaną Barcelonę, by pożegnać się z przyjaciółką. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu zrozumiałam, że mogę jej już więcej nie zobaczyć i szczerze mówiąc same lały mi się łzy z oczu. Poznałyśmy się 10 lat temu, kiedy trafiłyśmy do jednej szkoły. Wszystkie byłyśmy nowe i sobie pomagałyśmy, pomimo, że każda z nas kochała coś innego jednoczyła nas piłka. Chodziłyśmy na treningi szkolnych drużyn, Carly zawsze odbijało na punkcie każdego chłopaka, który choćby na nią spojrzał, Zoe miała wywalone na to, czy jest sama, czy nie, ale był ktoś, kto od zawsze był jej cieniem, a wszystko wyjaśniło się w ostatniej klasie. A ja? Cóż.. chyba nazwałabym siebie molem książkowym i wieczną prymuską.
- Jestem!- krzyknęłam- nie spóźniłam się?
- W ostatniej chwili- uśmiechnęła się Carly- będę strasznie tęsknić, Liv. Obiecuję, że każdy urlop będę spędzać w Barcelonie, pamiętajcie o mnie zawsze!- powiedziała ze łzami w oczach i po prostu odeszła.
Stałyśmy razem z Zoe patrząc w dal jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak zamiast wracającej do nas w biegu przyjaciółki, która rzuciłaby nam się w ramiona zobaczyłyśmy wyłącznie pusty korytarz...
Zapamiętajcie dobrze Zoe i Carly, właśnie zabieram się do opisania ich historii, już niedługo zaproszę Was na prologi ! :D
- Sprawa przeciwko Jorge Putellasowi, zapraszam wszystkich na salę- na korytarz wyszedł protokolant.Razem z klientką udałyśmy się na salę sądową i zajęłyśmy nasze miejsca.- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Artur Merentes.
- Proszę usiąść. Rozpoczynamy sprawę przeciwko Jorge Putellasowi, czy na sali jest obecna Lola Putellas ?
- Obecna- odpowiedziałam- razem z prawnikiem, mecenas Livia Herrera.
- Pan Jorge Putellas?- zapytał sędzia.
- Jest- usłyszałam odpowiedź- razem z adwokatem Javierem Fernandesem.
Zmierzyłam go wzrokiem. Miał krótko ścięte, ułożone brązowe włosy i czekoladowe oczy, jak każdy Hiszpan, ale jego twarz wyrażała tak niesamowite zacięcie, dążenie do celu, że jeśli nie uda mu się wygrać tej rozprawy chyba rozszarpie kogoś na kawałki.
- Pani Lolu, proszę nam opowiedzieć o co chodzi- zarządził sędzia.
Moja klientka opowiedziała o wszystkich sytuacjach, o tym dlaczego się rozstali, że on ją zdradził, a ona wyprowadziła się z dziećmi do matki, potem o próbach przywrócenia związku, dalej o rozwodzie i włamaniu do domu, gdzie nic nie zginęło, na łóżku jedynie było zrobione z róż serce z ich zdjęciem.
- Teraz pan, czy to prawda o czym mówiła żona?
- Tak, ale ja chciałem tylko żebyśmy byli szczęśliwi...
- Tu już pan nie znajdzie happy endu- odezwałam się- poza tym to przereklamowane dziadostwo.
- Pani mecenas!- upomniał mnie sędzia.
- Myli się pani, nie potrafię bez niej żyć!
- Widocznie musi się pan nauczyć, pomimo jej nieobecności zegar nadal tyka, rozumie mnie pan?
- Lola- powiedział- jeśli do mnie nie wrócisz to przysięgam, że się zabiję!
- Panie Putellas proszę wstać, nakładam na pana karę porządkową w wysokości 200 euro.
- Nie sądzi pan, że to frajerskie zachowanie?- zmrużyłam oczy- niby tak ją pan kocha, a zabrania jej pan szczęścia z innym mężczyzną, nie wykorzystał pan swojej szansy, więc niech się pan teraz zamknie i odsunie się na bok, niech przynajmniej jedno z was będzie szczęśliwe.
- Proszę sądu, mój klient nie wyraził zgody na takie odzywki .
- Spokojnie, mecenasie, uszanujmy bezpośredni charakter pani mecenas.
W międzyczasie oczywiście przewinęło się kilku świadków, którzy zeznawali na korzyść mojej klientki, mecenas Fernandes robił się z chwili na chwilę coraz bardziej czerwony, aż po ogłoszeniu wyroku dopadł mnie na korytarzu.
- Ze mną się nie wygrywa, gówniaro. Następnym razem nie będziesz miała nic do powiedzenia.
- Zazwyczaj prawnicy podają sobie teraz ręce, ale mi też miło pana poznać, miłego dnia!- krzyknęłam za nim.
- Słucham- odebrałam telefon- chętnie bym wyszła, ale nie mam czasu, pracuję, może w weekend, okej, pa.
Tak właśnie odmówiłam Bojanowi Krkiciowi kolejnego spotkania, z ciężkim sercem, ale racjonalne myślenie wygrało, a ja postanowiłam nie zaniedbywać pracy, poza tym i tak byłam już umówiona z przyjaciółkami, jedna jest bardzo znaną tłumaczką książek, a druga kończy szkołę policyjną.
-Zoe- ucieszyłam się na widok różowowłosej dziewczyny, zaraz za nią dostrzegłam też brązowowłosą Carly- co u was?- zapytałam zamawiając mokkę.
- Super, chciałam wam powiedzieć, że biorę ślub- uśmiechnęła się szczerze Zoe.
- Wreszcie! Andres oświadczył ci się już 2 lata temu- zaśmiałam się.
- Też wam coś chciałam powiedzieć-wyjeżdżam, do Madrytu. Dostałam ofertę pracy dla biura Moralesa..
- Kto to?- zapytała rzeczowo Zoe.
- Christian Morales.. poznałam go podczas dni otwartych naszej szkoły, miało to miejsce podczas egzaminów, jak pewnie pamiętacie zdałam je najlepiej, no a tydzień temu dostałam od niego telefon.
- Będziemy cię odwiedzać- pocieszyłam dziewczynę, kiedy wylatujesz?
- Jutro rano..
- Jej- Zoe była dość mocno zaskoczona- odwieziemy cię, prawda Liv?
- Oczywiście..- odpowiedziałam kombinując jak uda mi się wyjść na chwilę z pracy.
- No, ale zmieńmy temat, Liv, Carly wybrała samotność, ja mam Andresa, a ty?- zaciekawiła się Zoe zapewne przez mój ciągle wibrujący telefon.
- To mama- skłamałam.
- Nie, to Bojan- spojrzała na wyświetlacz- czy do Barcelony ostatnio nie wrócił Bojan Krkić? Kojarzysz go ze szkoły, nie Car?
- Pewnie!
- Jak go widziałam na prezentacji to całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiło.
- A czy to nie on?- zapytała z uśmiechem Car- patrzy na ciebie tak, że to nie może być absolutnie żadna przyjaźń, opowiadaj.
- Prawie się nie znamy, ale sądzę, że możemy się poznać- zaśmiałam się- wczoraj byliśmy na kawie i w wesołym miasteczku, ale powiem wam jedno, nikt, kogo znam nie cieszy się z życia tak, jak on.
Rano.. w sumie to nie było rano, gdzieś koło 9 to przecież dla normalnych ludzi środek nocy, ale w każdym bądź razie świtem koło południa cichaczem wymknęłam się z pracy. Dobrze wiedziałam, że za niecałą godzinę muszę się stawić na przymiarce nowej togi, wiedziałam, że jeśli się spóźnię to i Travis i Maria, moi współpracownicy mnie zabiją. gnałam na złamanie karku przez jeszcze nie zakorkowaną Barcelonę, by pożegnać się z przyjaciółką. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu zrozumiałam, że mogę jej już więcej nie zobaczyć i szczerze mówiąc same lały mi się łzy z oczu. Poznałyśmy się 10 lat temu, kiedy trafiłyśmy do jednej szkoły. Wszystkie byłyśmy nowe i sobie pomagałyśmy, pomimo, że każda z nas kochała coś innego jednoczyła nas piłka. Chodziłyśmy na treningi szkolnych drużyn, Carly zawsze odbijało na punkcie każdego chłopaka, który choćby na nią spojrzał, Zoe miała wywalone na to, czy jest sama, czy nie, ale był ktoś, kto od zawsze był jej cieniem, a wszystko wyjaśniło się w ostatniej klasie. A ja? Cóż.. chyba nazwałabym siebie molem książkowym i wieczną prymuską.
- Jestem!- krzyknęłam- nie spóźniłam się?
- W ostatniej chwili- uśmiechnęła się Carly- będę strasznie tęsknić, Liv. Obiecuję, że każdy urlop będę spędzać w Barcelonie, pamiętajcie o mnie zawsze!- powiedziała ze łzami w oczach i po prostu odeszła.
Stałyśmy razem z Zoe patrząc w dal jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak zamiast wracającej do nas w biegu przyjaciółki, która rzuciłaby nam się w ramiona zobaczyłyśmy wyłącznie pusty korytarz...
Zapamiętajcie dobrze Zoe i Carly, właśnie zabieram się do opisania ich historii, już niedługo zaproszę Was na prologi ! :D
niedziela, 8 lutego 2015
III
Rodzina prawie w komplecie, każdy rozmawia z każdym, chłopcy opowiadają co ciekawego dzieje się w ich życiu, David poznał dziewczynę, Santiago dołączył do Barcy B, a Geri wrócił z wypożyczenia, jest co świętować!
- Dzieci!- krzyknął Pichi- uspokójcie się, mam wam kogoś do przedstawienia! To jest Gianna, a to moje dzieci: Santiago, Nathaniel, Livia, David, Casper i Gerard.
- Oo.. chłopcy, może tym razem będziemy mieli siostrę? - zauważyłam muszę przyznać- trochę po chamsku, ale w końcu słynę z tego, że jestem irytująca..
- Uwielbiam cię- wydusił tłumiąc śmiech Casper, a Gianna wymaszerowała z pokoju.
- Ale tak serio, nie starczy ci szóstka dzieci? - zapytałam z nutką ironii.
- Livia.. ręce opadają, mam nadzieję, że w sądzie nie robisz takiej wiochy- powiedział, po czym zaczął się śmiać i ruszył do drzwi, jednak po chwili przystanął - mam dla was jeszcze dwie niespodzianki tego wieczora- uśmiechnął się tajemniczo.
W sumie nikt nie przejął się jego obiecankami, bo zazwyczaj robi sobie z nas po prostu jaja, kelnerzy podali jedzenie, a ojciec i jego laska przyszli do nas.
- Zanim zaczniemy jeść chciałbym coś ogłosić!- zastukał łyżeczką w kieliszek białego wina- wiecie.. jest was sześcioro...
- Twoja laska jest w ciąży?- zapytałam prosto z mostu.
- Kto cię wychowywał, Livia.. Zachowuj się! Nie, Gianna nie jest w ciąży, ale... jakby to powiedzieć...
- Zdarzyła ci się kiedyś mała wpadka o której nie wiedziałeś aż do teraz?- przerwałam ponownie.
- Tak, dokładnie o to mi chodziło, ale nie nazwałbym tego tak brzydko, tylko bądźcie mili!- zastrzegł- Poznajcie, wasz nowy/stary brat- Javier Hernandez.
- Wybyłeś aż do Meksyku?- zachłysnęłam się winem.
- W młodości to się w wielu miejscach bywało.. ale nie martwcie się, Santiago jest ostatni.
- No nie wiem czy możemy ci tak wierzyć, w końcu chyba żadne z nas nie było planowane- wybuchnęłam śmiechem, a ojciec ze mną, DLACZEGO TAK CIĘŻKO GO ZDENERWOWAĆ?!
- Liv, jesteś zabawna jak zawsze, dałbym ci prezent, ale jeszcze na to nie pora, Javier, usiądź, Livia na pewno ci o wszystkim opowie, jest bardzo rozgadana..
- Mogę coś wtrącić?- zapytałam i nie czekając na pozwolenie zwróciłam się do Pichiego- teraz nie wiem czy mogę wyjść za jakiegokolwiek mężczyznę, jeszcze okaże się moim bratem...
- Jestem pewien, że więcej już dzieci nie narobiłem- odpowiedział spokojnym tonem, żadnej iskry złości, NIC!- a teraz słuchajcie, macie przed sobą nowego trenera Reprezentacji Katalonii w piłce nożnej, czekam na brawa.
Nastała chwila ciszy, po której wszyscy zaczęliśmy bić brawo
- Szukałem takiej fuchy żebym się nie narobił, a pracował, nie żebym miał coś przeciwko pracy, ale wiecie, starość nie radość, młodość nie wieczność... Livia! Przestań się ze mnie naśmiewać!
- Tak, tatusiu- przywołałam na twarz słodziutki uśmiech- ej, nowy! Spodoba ci się z nami- zaśmiałam się.
- Też tak czuję- odpowiedział równie uśmiechnięty.
- Pora na prezenty, moi mili! Livka, jako moja jedyna, ukochana córeczka podejdź pierwsza, kupiłem ci nowy apartament, ten stary jest już.. jak wy to młodzi mówicie? Passe!
- Nowa laska cię takich słów nauczyła? - szepnęłam mu na ucho- W sumie nie odpowiadaj, dziękuję!- cmoknęłam go w policzek.
Olałam moment, w którym chłopcy dostawali prezenty i wyszłam na balkon.
- Nie za zimno ci, mała?- usłyszałam za sobą głos.
- Nie, Nate, wszystko ze mną okej, ale fajnie, że się martwisz..Spacerek?
- z tobą zawsze, tylko może się przebierzmy, bo jest trochę zimno- zaśmiał się.
Dziesięć minut później spotkaliśmy się przy furtce uprzednio jako grzeczne dzieci informując tatusia i nową macochę o chęci wyjścia na dwór. Nate wyglądał jak zawsze świetnie, niedopięta pod szyją granatowa koszula, na to czarna, idealnie skrojona marynarka i (możecie się śmiać) czarne dopasowane spodnie.Ja w swojej zielonej parce z bordowo- różowym szalem, czarnymi spodniami, a pod spodem koszulką w panterkę i sweterkiem raczej nie prezentowałam się ani trochę gorzej, dzięki butom na wysokim obcasie byłam tylko o głowę niższa. Zapewne wyglądaliśmy jak para i każdy przechodzień na pewno nas za nią brał.
- I jak żyjesz? Poznałaś kogoś?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam- POZNAŁAŚ!? Opowiadaj!
- No bo to było na ognisku u Shakiry i Gerarda, pamiętasz ich?
- Jakże mógłbym zapomnieć poczciwego Pique? Ale kontynuuj- zachęcił
- W sumie to on chyba nawet nie wie, że mi się podoba, później spotkaliśmy się tylko raz i przewrócił mnie i wylał moją kawę na nowy płaszcz, więc zaprosił mnie na kawę..
- I co było na tej kawie?- dopytywał.
- Nie było jej jeszcze- zaśmiałam się.
- Taki z niego burak? Wziął chociaż numer?
- Wziął, ale nie burak, to ja nie miałam czasu, pracuję, pamiętasz?
- A wiesz, że czytałem o tobie ostatnio w gazecie? Zaziwiasz wszystkich, Liv! Taka młoda, a taka mądra- przytulił mnie.
- Odezwał się!- na mojej twarzy również pojawił się uśmiech- dyrektor marketingu.
- Też sądzę, że powinni o mnie pisać w gazetach.
- Słucham?- odebrałam zaspana telefon.
- Spałaś? Wybacz, że ci przeszkodziłem, sądziłem, że będziesz już na nogach..
Spojrzałam na numer, nieznany, KTO TO DO DIASKA JEST?
- Impreza rodzinna wymaga, a mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Bojan, sądziłem, że poznasz.
- Wybacz... kiedy ktoś mnie wyrwie ze snu nie umiem poznać nawet mojego brata.. żadnego z moich braci- zaśmiałam się.
- Więc przepraszam jeszcze raz, czy znajdziesz dla mnie czas na kawę dzisiejszego popołudnia?
- Sądzę, że tak, szesnasta?- zapytałam.
- Mi pasuje, może w La Rosa?
- Będę, dobranoc- rozłączyłam się.
Od południa siedziałam w garderobie i szukałam idealnego stroju, takiego przez który nikt nie pomyśli sobie tego, czego że jesteśmy na randce...' podobno jestem poważną osobą, z przejmuję się takimi rzeczami' pomyślałam.
Ubrana w sweterek w buziaczki, czarne rurki, bordowe buty na wysokim obcasie i beżową dużą torbę wsiadłam w taksówkę. Dalszą drogę przebyłam na nogach, ponieważ restauracja La Rosa mieściła się na Las Ramblas, gdzie samochody nie mogą wjeżdżać, z słuchawkami na uszach szłam obok wspaniałych budynków starego budownictwa. Nagle ktoś złapał mnie za ramię, a mój pisk rozniósł się wokoło.
- Spokojnie!- Bojan zatkał mi usta dłonią- Bo jutro przeczytamy w Mundo Deportivo, że nowy/stary piłkarz FC Barcelony chciał na Las Ramblas przyprawić o zawał uroczą prawniczkę, albo jeszcze sobie pomyślą, że chciałem cię zgwałcić-złapał się dla żartu za głowę- wołałem cię, ale nie słyszałaś..
- Słuchawki- pokazałam mu sprzęt- przepraszam.
- Nie ma za co! - zaśmiał się- chodźmy na tą kawę!
- Więc przyjaźnisz się z Pique, prawda?
- Tak, z nim, Cescem i Shakirą, z chłopakami chodziliśmy do jednej szkoły i tak to się zaczęło..
- Chodziłaś z którymś? - zapytał.
- Nie, ale to trochę bezpośrednie pytanie, nie uważasz?
- Możliwe- uśmiechnął się- ale chcę wiedzieć na czym stoję- wzruszył ramionami.
Zaśmiałam się, zupełnie nie wiedziałam co mają oznaczać słowa, które do mnie powiedział.
- Jesteś dość zagadkowy, pewnie jeszcze mi nie powiesz co to miało znaczyć..
Tylko się uśmiechnął , nic więcej.
- Skończyłaś kawę?
- Tak, pójdę zapłacić.
- Ej! Przestań nawet tak mówić- zaśmiał się - chciałem dzisiaj być gentelmenem! To ja idę zapłacić!
- Ja pójdę!
- Ja!- uśmiechnięty pobiegł do lady.
A ja tylko stałam szczerząc się jak głupia, bo co? Bo podoba mi się ta beztroska..
- No chodź!- pociągnął mnie za rękaw.
- Jeśli nie powiesz mi gdzie, to wracam do domu!
- Chodź! Rozkazuję ci!
- Powiedz mi gdzie..
- Nie bądź taka zorganizowana, ten jeden raz możesz sobie odpuścić noo..
- Ale..
- Proszę...- spojrzał na mnie tak, jak potrafią tylko Hiszpanie.. i jak mogłam się nie zgodzić?
- Wesołe miasteczko..?
- Nie podoba ci się? Możemy iść w inne miejsce...- zaproponował lekko rozczarowany.
- Nie o to chodzi.. tylko nigdy w życiu nie byłam w wesołym miasteczku- szepnęłam zafascynowana.
- Gdzie twoje dzieciństwo?- widocznie rozśmieszyło go moje stwierdzenie- chodź, przejedziemy się tym- wskazał na ogromną kolejkę i pociągnął mnie za rękaw.
Ten dzień minął mi wspaniale, bawiliśmy się świetnie, zapomniałam o jakże stresującej pracy i obowiązkach, a kiedy nadszedł wieczór po prostu nie potrafiliśmy się rozstać, kiedy już odchodziłam on rozpoczynał kolejny zwiariowany temat i przez pół godziny nie martwiłam się niczym, ale kiedy zegar wybił 22, a ja niemiłosiernie trzęsłam się z zimna nawet mimo jego kurtki postanowiliśmy wrócić, podwiózł mnie pod sam dom, czym nie ułatwił mi sprawy. Wreszcie około 23 trafiłam na moją malutką kanapę, zrobiłam sobie kawę, ponieważ wiedziałam, że zbyt szybko nie usnę, musiałam odrobić "pracę domową", która zalegała w mojej szafce od kilku dni. Jutro raczej też nie wyjdę z pracy szybciej, niż o 22, ale chyba było warto...
Pamiętam, jak pisząc ten rozdział postanowiłam sobie, że Livia koniecznie musi zemdleć w tym wesołym miasteczku, próbowałam, próbowałam i całe g.. z tego wyszło.. Teraz też mam taki zastój, którego nie mogę ruszyć od ponad tygodnia.. HELP ;o
- Dzieci!- krzyknął Pichi- uspokójcie się, mam wam kogoś do przedstawienia! To jest Gianna, a to moje dzieci: Santiago, Nathaniel, Livia, David, Casper i Gerard.
- Oo.. chłopcy, może tym razem będziemy mieli siostrę? - zauważyłam muszę przyznać- trochę po chamsku, ale w końcu słynę z tego, że jestem irytująca..
- Uwielbiam cię- wydusił tłumiąc śmiech Casper, a Gianna wymaszerowała z pokoju.
- Ale tak serio, nie starczy ci szóstka dzieci? - zapytałam z nutką ironii.
- Livia.. ręce opadają, mam nadzieję, że w sądzie nie robisz takiej wiochy- powiedział, po czym zaczął się śmiać i ruszył do drzwi, jednak po chwili przystanął - mam dla was jeszcze dwie niespodzianki tego wieczora- uśmiechnął się tajemniczo.
W sumie nikt nie przejął się jego obiecankami, bo zazwyczaj robi sobie z nas po prostu jaja, kelnerzy podali jedzenie, a ojciec i jego laska przyszli do nas.
- Zanim zaczniemy jeść chciałbym coś ogłosić!- zastukał łyżeczką w kieliszek białego wina- wiecie.. jest was sześcioro...
- Twoja laska jest w ciąży?- zapytałam prosto z mostu.
- Kto cię wychowywał, Livia.. Zachowuj się! Nie, Gianna nie jest w ciąży, ale... jakby to powiedzieć...
- Zdarzyła ci się kiedyś mała wpadka o której nie wiedziałeś aż do teraz?- przerwałam ponownie.
- Tak, dokładnie o to mi chodziło, ale nie nazwałbym tego tak brzydko, tylko bądźcie mili!- zastrzegł- Poznajcie, wasz nowy/stary brat- Javier Hernandez.
- Wybyłeś aż do Meksyku?- zachłysnęłam się winem.
- W młodości to się w wielu miejscach bywało.. ale nie martwcie się, Santiago jest ostatni.
- No nie wiem czy możemy ci tak wierzyć, w końcu chyba żadne z nas nie było planowane- wybuchnęłam śmiechem, a ojciec ze mną, DLACZEGO TAK CIĘŻKO GO ZDENERWOWAĆ?!
- Liv, jesteś zabawna jak zawsze, dałbym ci prezent, ale jeszcze na to nie pora, Javier, usiądź, Livia na pewno ci o wszystkim opowie, jest bardzo rozgadana..
- Mogę coś wtrącić?- zapytałam i nie czekając na pozwolenie zwróciłam się do Pichiego- teraz nie wiem czy mogę wyjść za jakiegokolwiek mężczyznę, jeszcze okaże się moim bratem...
- Jestem pewien, że więcej już dzieci nie narobiłem- odpowiedział spokojnym tonem, żadnej iskry złości, NIC!- a teraz słuchajcie, macie przed sobą nowego trenera Reprezentacji Katalonii w piłce nożnej, czekam na brawa.
Nastała chwila ciszy, po której wszyscy zaczęliśmy bić brawo
- Szukałem takiej fuchy żebym się nie narobił, a pracował, nie żebym miał coś przeciwko pracy, ale wiecie, starość nie radość, młodość nie wieczność... Livia! Przestań się ze mnie naśmiewać!
- Tak, tatusiu- przywołałam na twarz słodziutki uśmiech- ej, nowy! Spodoba ci się z nami- zaśmiałam się.
- Też tak czuję- odpowiedział równie uśmiechnięty.
- Pora na prezenty, moi mili! Livka, jako moja jedyna, ukochana córeczka podejdź pierwsza, kupiłem ci nowy apartament, ten stary jest już.. jak wy to młodzi mówicie? Passe!
- Nowa laska cię takich słów nauczyła? - szepnęłam mu na ucho- W sumie nie odpowiadaj, dziękuję!- cmoknęłam go w policzek.
Olałam moment, w którym chłopcy dostawali prezenty i wyszłam na balkon.
- Nie za zimno ci, mała?- usłyszałam za sobą głos.
- Nie, Nate, wszystko ze mną okej, ale fajnie, że się martwisz..Spacerek?
- z tobą zawsze, tylko może się przebierzmy, bo jest trochę zimno- zaśmiał się.
Dziesięć minut później spotkaliśmy się przy furtce uprzednio jako grzeczne dzieci informując tatusia i nową macochę o chęci wyjścia na dwór. Nate wyglądał jak zawsze świetnie, niedopięta pod szyją granatowa koszula, na to czarna, idealnie skrojona marynarka i (możecie się śmiać) czarne dopasowane spodnie.Ja w swojej zielonej parce z bordowo- różowym szalem, czarnymi spodniami, a pod spodem koszulką w panterkę i sweterkiem raczej nie prezentowałam się ani trochę gorzej, dzięki butom na wysokim obcasie byłam tylko o głowę niższa. Zapewne wyglądaliśmy jak para i każdy przechodzień na pewno nas za nią brał.
- I jak żyjesz? Poznałaś kogoś?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam- POZNAŁAŚ!? Opowiadaj!
- No bo to było na ognisku u Shakiry i Gerarda, pamiętasz ich?
- Jakże mógłbym zapomnieć poczciwego Pique? Ale kontynuuj- zachęcił
- W sumie to on chyba nawet nie wie, że mi się podoba, później spotkaliśmy się tylko raz i przewrócił mnie i wylał moją kawę na nowy płaszcz, więc zaprosił mnie na kawę..
- I co było na tej kawie?- dopytywał.
- Nie było jej jeszcze- zaśmiałam się.
- Taki z niego burak? Wziął chociaż numer?
- Wziął, ale nie burak, to ja nie miałam czasu, pracuję, pamiętasz?
- A wiesz, że czytałem o tobie ostatnio w gazecie? Zaziwiasz wszystkich, Liv! Taka młoda, a taka mądra- przytulił mnie.
- Odezwał się!- na mojej twarzy również pojawił się uśmiech- dyrektor marketingu.
- Też sądzę, że powinni o mnie pisać w gazetach.
- Słucham?- odebrałam zaspana telefon.
- Spałaś? Wybacz, że ci przeszkodziłem, sądziłem, że będziesz już na nogach..
Spojrzałam na numer, nieznany, KTO TO DO DIASKA JEST?
- Impreza rodzinna wymaga, a mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Bojan, sądziłem, że poznasz.
- Wybacz... kiedy ktoś mnie wyrwie ze snu nie umiem poznać nawet mojego brata.. żadnego z moich braci- zaśmiałam się.
- Więc przepraszam jeszcze raz, czy znajdziesz dla mnie czas na kawę dzisiejszego popołudnia?
- Sądzę, że tak, szesnasta?- zapytałam.
- Mi pasuje, może w La Rosa?
- Będę, dobranoc- rozłączyłam się.
Od południa siedziałam w garderobie i szukałam idealnego stroju, takiego przez który nikt nie pomyśli sobie tego, czego że jesteśmy na randce...' podobno jestem poważną osobą, z przejmuję się takimi rzeczami' pomyślałam.
Ubrana w sweterek w buziaczki, czarne rurki, bordowe buty na wysokim obcasie i beżową dużą torbę wsiadłam w taksówkę. Dalszą drogę przebyłam na nogach, ponieważ restauracja La Rosa mieściła się na Las Ramblas, gdzie samochody nie mogą wjeżdżać, z słuchawkami na uszach szłam obok wspaniałych budynków starego budownictwa. Nagle ktoś złapał mnie za ramię, a mój pisk rozniósł się wokoło.
- Spokojnie!- Bojan zatkał mi usta dłonią- Bo jutro przeczytamy w Mundo Deportivo, że nowy/stary piłkarz FC Barcelony chciał na Las Ramblas przyprawić o zawał uroczą prawniczkę, albo jeszcze sobie pomyślą, że chciałem cię zgwałcić-złapał się dla żartu za głowę- wołałem cię, ale nie słyszałaś..
- Słuchawki- pokazałam mu sprzęt- przepraszam.
- Nie ma za co! - zaśmiał się- chodźmy na tą kawę!
- Więc przyjaźnisz się z Pique, prawda?
- Tak, z nim, Cescem i Shakirą, z chłopakami chodziliśmy do jednej szkoły i tak to się zaczęło..
- Chodziłaś z którymś? - zapytał.
- Nie, ale to trochę bezpośrednie pytanie, nie uważasz?
- Możliwe- uśmiechnął się- ale chcę wiedzieć na czym stoję- wzruszył ramionami.
Zaśmiałam się, zupełnie nie wiedziałam co mają oznaczać słowa, które do mnie powiedział.
- Jesteś dość zagadkowy, pewnie jeszcze mi nie powiesz co to miało znaczyć..
Tylko się uśmiechnął , nic więcej.
- Skończyłaś kawę?
- Tak, pójdę zapłacić.
- Ej! Przestań nawet tak mówić- zaśmiał się - chciałem dzisiaj być gentelmenem! To ja idę zapłacić!
- Ja pójdę!
- Ja!- uśmiechnięty pobiegł do lady.
A ja tylko stałam szczerząc się jak głupia, bo co? Bo podoba mi się ta beztroska..
- No chodź!- pociągnął mnie za rękaw.
- Jeśli nie powiesz mi gdzie, to wracam do domu!
- Chodź! Rozkazuję ci!
- Powiedz mi gdzie..
- Nie bądź taka zorganizowana, ten jeden raz możesz sobie odpuścić noo..
- Ale..
- Proszę...- spojrzał na mnie tak, jak potrafią tylko Hiszpanie.. i jak mogłam się nie zgodzić?
- Wesołe miasteczko..?
- Nie podoba ci się? Możemy iść w inne miejsce...- zaproponował lekko rozczarowany.
- Nie o to chodzi.. tylko nigdy w życiu nie byłam w wesołym miasteczku- szepnęłam zafascynowana.
- Gdzie twoje dzieciństwo?- widocznie rozśmieszyło go moje stwierdzenie- chodź, przejedziemy się tym- wskazał na ogromną kolejkę i pociągnął mnie za rękaw.
Ten dzień minął mi wspaniale, bawiliśmy się świetnie, zapomniałam o jakże stresującej pracy i obowiązkach, a kiedy nadszedł wieczór po prostu nie potrafiliśmy się rozstać, kiedy już odchodziłam on rozpoczynał kolejny zwiariowany temat i przez pół godziny nie martwiłam się niczym, ale kiedy zegar wybił 22, a ja niemiłosiernie trzęsłam się z zimna nawet mimo jego kurtki postanowiliśmy wrócić, podwiózł mnie pod sam dom, czym nie ułatwił mi sprawy. Wreszcie około 23 trafiłam na moją malutką kanapę, zrobiłam sobie kawę, ponieważ wiedziałam, że zbyt szybko nie usnę, musiałam odrobić "pracę domową", która zalegała w mojej szafce od kilku dni. Jutro raczej też nie wyjdę z pracy szybciej, niż o 22, ale chyba było warto...
Pamiętam, jak pisząc ten rozdział postanowiłam sobie, że Livia koniecznie musi zemdleć w tym wesołym miasteczku, próbowałam, próbowałam i całe g.. z tego wyszło.. Teraz też mam taki zastój, którego nie mogę ruszyć od ponad tygodnia.. HELP ;o
czwartek, 5 lutego 2015
II
Wysiadłam z samochodu. Byłam właśnie na parkingu znajdującym się pod budynkiem sądu, 'rozprawy, które przeprowadziłam mogłabym policzyć w setkach, a przed każdą jedną boję się tak jak przed pierwszą'- myślałam wyjmując togę z tylnego siedzenia. Przebrałam się szybko, po czym podeszłam do klientki, którą była młoda dziewczyna, Evelin, która została brutalnie wykorzystana przez swojego byłego chłopaka. Sprawę bezproblemowo wygrałyśmy, a Bryan poszedł za kratki na 10 lat, pogratulowałam jej jedynie, a później z wielką ulgą ściągnęłam drażniący mnie zielony żabot.
Wychodząc z sądu zobaczyłam budkę z ciepłymi napojami, postanowiłam się napić kawy, ponieważ jak na początek listopada było już bardzo zimno, a na ognisku u Gerarda dwa tygodnie temu złapała mnie taka choroba, że do teraz nie mogę się wyleczyć. Ruszyłam w stronę budki i zamówiłam mokkę, wzięłam ją w ręce i ruszyłam do samochodu siorbiąc gorący napój, nagle poczułam konkretne uderzenie, upadłam, a kawa rozlała się na moim nowym płaszczyku.
- O faak!- usłyszałam i podniosłam głowę- ale jestem niezdarny- zobaczyłam znajomą twarz- masakra, jeszcze to ty! Spotkaliśmy się tylko dwa razy i dwa robię ci krzywdę, strasznie przepraszam..- zmieszał się lekko.
- Bojan, tak? Masz może chusteczkę?
- Już, oczywiście- gorączkowo zaczął szukać kawałka papieru po kieszeniach- fajnie, że zapamiętałaś- uśmiechnął się podając mi chusteczkę- przepraszam, kiedy biegam to totalnie się wyłączam, czy mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie sądzę- uśmiechnęłam się.
- Robisz teraz coś ważnego? Może skoczymy do kawiarni i odkupię Ci tą kawę?
- Niestety, ale nie mam czasu..
- Proszę, daj się namówić!
- Chętnie, ale w innym terminie.. łap, to mój numer, zadzwoń jakoś jutro, okej? - zapytałam podając chłopakowi wizytówkę.
- Dziękuję bardzo, to do jutra!- zdołał tylko krzyknąć za mną, bo już zaczęłam się oddalać w stronę samochodu.
Wsiadłam uśmiechnięta, położyłam laptopa obok siebie i odpaliłam samochód. Po niedługiej chwili musiałam jednak wrócić do szarej rzeczywistości, najpierw obowiązki, a później trening wielkiej Barcelony, po którym zbieram braci i jedziemy na urodziny ojca.Wypełnianie papierów i spotkania z kolejnymi klientami zajęły mi ogrom czasu, nim się obejrzałam była już 15, a ja musiałam wychodzić, żeby wstąpić jeszcze do domu po stadionową przepustkę.
Zostawiłam samochód na parkingu i tak jak się umówiliśmy poczekałam na Gerarda- mojego brata.
- Hej!- krzyknął kiedy tylko dotarł na miejsce.
- Cześć- podszedł i cmoknęliśmy się w policzek, później się przytuliliśmy- Jak tu dotarłeś? Czy gwiazdy Barcelony jeżdżą autobusem?
- Oczywiście, że nie- zaśmiał się- nie wyszedłbym z tego autobusu- zaczął się śmiać- przyjechałem z kolegami.
Odwróciłam się, na stadion właśnie wchodziła grupka piłkarzy Rafa Alcantara, Alen Halilović i Bojan, który dość dziwnie na mnie spojrzał. Razem z Delo weszliśmy do budynku, i pożegnaliśmy się, ja poszłam na murawę, gdzie z uśmiechem przywitał mnie trener- Pep Guardiola we własnej osobie. Wrócił na Camp Nou dopiero w tym roku, ponieważ zrozumiał, że nie ma niczego lepszego. Lucho stwierdził, że wszyscy chcą Pepa, więc usunął się w jego cień zostając drugim trenerem, a teraz nasz wspaniały zespół dąży do samych zwycięstw, w tym sezonie nie odnieśliśmy jeszcze żadnej porażki!
Po skończonym treningu zapakowaliśmy się z Gerardem do samochodu i ruszyliśmy do wyjazdu, ale znowu ten dziwny wzrok Bojana.
- Czemu twój kolega się na mnie tak dziwnie patrzy?
- Sądzę, że myśli, że jesteśmy razem pomimo, że obiecałaś mu kawę.
- Skąd wiesz? Czy wy rozmawiacie tylko o babach?
- To był strzał, mówił tylko o kawie, ale siostrzyczko, jeśli zrobi ci coś złego, to przyjdź do mnie, a ja mu obrobię dupę!
-Gerard!
- Jestem cichutko, to co, po Caspera, Nate'a i Davida?
- I Santiego.
- Nie za późno na niego?
- Czy mam ci przypomnieć o której chodziłeś spać w wieku 13 lat?
Szczerze? Utknęłam na 12 rozdziale i mam ogromny dylemat.. do tego jestem chora NA FERIACH ;-;
Całymi dniami oglądam "Malanowskiego i partnerów" haha i w sumie wpadłam na kolejny genialny pomysł, do którego się już zabrałam, a tak sobie postanowiłam, że skończę jeden, a dopiero potem zacznę drugi. Jestem taka niezorganizowana ;o
PS może i jest nudny, ale potem będzie lepiej, obiecuję!
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, w każdą środę i niedzielę po południu.
Wychodząc z sądu zobaczyłam budkę z ciepłymi napojami, postanowiłam się napić kawy, ponieważ jak na początek listopada było już bardzo zimno, a na ognisku u Gerarda dwa tygodnie temu złapała mnie taka choroba, że do teraz nie mogę się wyleczyć. Ruszyłam w stronę budki i zamówiłam mokkę, wzięłam ją w ręce i ruszyłam do samochodu siorbiąc gorący napój, nagle poczułam konkretne uderzenie, upadłam, a kawa rozlała się na moim nowym płaszczyku.
- O faak!- usłyszałam i podniosłam głowę- ale jestem niezdarny- zobaczyłam znajomą twarz- masakra, jeszcze to ty! Spotkaliśmy się tylko dwa razy i dwa robię ci krzywdę, strasznie przepraszam..- zmieszał się lekko.
- Bojan, tak? Masz może chusteczkę?
- Już, oczywiście- gorączkowo zaczął szukać kawałka papieru po kieszeniach- fajnie, że zapamiętałaś- uśmiechnął się podając mi chusteczkę- przepraszam, kiedy biegam to totalnie się wyłączam, czy mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie sądzę- uśmiechnęłam się.
- Robisz teraz coś ważnego? Może skoczymy do kawiarni i odkupię Ci tą kawę?
- Niestety, ale nie mam czasu..
- Proszę, daj się namówić!
- Chętnie, ale w innym terminie.. łap, to mój numer, zadzwoń jakoś jutro, okej? - zapytałam podając chłopakowi wizytówkę.
- Dziękuję bardzo, to do jutra!- zdołał tylko krzyknąć za mną, bo już zaczęłam się oddalać w stronę samochodu.
Wsiadłam uśmiechnięta, położyłam laptopa obok siebie i odpaliłam samochód. Po niedługiej chwili musiałam jednak wrócić do szarej rzeczywistości, najpierw obowiązki, a później trening wielkiej Barcelony, po którym zbieram braci i jedziemy na urodziny ojca.Wypełnianie papierów i spotkania z kolejnymi klientami zajęły mi ogrom czasu, nim się obejrzałam była już 15, a ja musiałam wychodzić, żeby wstąpić jeszcze do domu po stadionową przepustkę.
Zostawiłam samochód na parkingu i tak jak się umówiliśmy poczekałam na Gerarda- mojego brata.
- Hej!- krzyknął kiedy tylko dotarł na miejsce.
- Cześć- podszedł i cmoknęliśmy się w policzek, później się przytuliliśmy- Jak tu dotarłeś? Czy gwiazdy Barcelony jeżdżą autobusem?
- Oczywiście, że nie- zaśmiał się- nie wyszedłbym z tego autobusu- zaczął się śmiać- przyjechałem z kolegami.
Odwróciłam się, na stadion właśnie wchodziła grupka piłkarzy Rafa Alcantara, Alen Halilović i Bojan, który dość dziwnie na mnie spojrzał. Razem z Delo weszliśmy do budynku, i pożegnaliśmy się, ja poszłam na murawę, gdzie z uśmiechem przywitał mnie trener- Pep Guardiola we własnej osobie. Wrócił na Camp Nou dopiero w tym roku, ponieważ zrozumiał, że nie ma niczego lepszego. Lucho stwierdził, że wszyscy chcą Pepa, więc usunął się w jego cień zostając drugim trenerem, a teraz nasz wspaniały zespół dąży do samych zwycięstw, w tym sezonie nie odnieśliśmy jeszcze żadnej porażki!
Po skończonym treningu zapakowaliśmy się z Gerardem do samochodu i ruszyliśmy do wyjazdu, ale znowu ten dziwny wzrok Bojana.
- Czemu twój kolega się na mnie tak dziwnie patrzy?
- Sądzę, że myśli, że jesteśmy razem pomimo, że obiecałaś mu kawę.
- Skąd wiesz? Czy wy rozmawiacie tylko o babach?
- To był strzał, mówił tylko o kawie, ale siostrzyczko, jeśli zrobi ci coś złego, to przyjdź do mnie, a ja mu obrobię dupę!
-Gerard!
- Jestem cichutko, to co, po Caspera, Nate'a i Davida?
- I Santiego.
- Nie za późno na niego?
- Czy mam ci przypomnieć o której chodziłeś spać w wieku 13 lat?
Szczerze? Utknęłam na 12 rozdziale i mam ogromny dylemat.. do tego jestem chora NA FERIACH ;-;
Całymi dniami oglądam "Malanowskiego i partnerów" haha i w sumie wpadłam na kolejny genialny pomysł, do którego się już zabrałam, a tak sobie postanowiłam, że skończę jeden, a dopiero potem zacznę drugi. Jestem taka niezorganizowana ;o
PS może i jest nudny, ale potem będzie lepiej, obiecuję!
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, w każdą środę i niedzielę po południu.
niedziela, 1 lutego 2015
I
- To przyjedziesz?- wałkowała temat Shakira.
- Zrozum, że mam pracę, nie mogę ot tak sobie jej zostawić..
- Wiem, że chcesz przyjść, już prawie Cię przekonałam..
- Całkiem ciekawe argumenty- mówiłam podpisując kolejną kartkę- kontynuuj.
- No weź, nie daj się prosić, kiedy ostatnio byłaś na imprezie?
- Nie pamiętam- odparłam niewzruszona przekładając kolejne zwoje papierów- nie lubię imprez.
- Źle to ujęłam, kiedy ostatnio wyskoczyłaś na ognisko? Upieczemy kiełbaskę, chlebek, przyjdziesz, prawda?
- Przyjdę, co mam zrobić - zaśmiałam się nadal przeglądając kartki.
- A teraz mam do ciebie pytanie..
- Słucham..
- Masz tak podzielną uwagę, że wiesz co czytasz?
- Tak, podpisuję właśnie papier z rozprawy- uśmiechnęłam się- chwila, skąd wiesz?
- Szeleścisz kartkami, ale nie ważne, będziemy na ciebie czekać, pa!
- Cześć, cześć.
Do domu wpadłam tylko na moment, dokładnie po to, żeby ściągnąć koszulę i założyć jakiś ciemny sweterek.Zgarnęłam położone chwilę temu na komodzie w korytarzu klucze do samochodu i wybiegłam z mieszkania.'Jak ja nie lubię się spóźniać'- pomyślałam i z piskiem opon wyjechałam z parkingu, sprawy w biurze tak bardzo się przeciągnęły, że właśnie miałam piętnaście minut na przejechanie całego miasta.
-Hej, Geri! Zacznijcie beze mnie, przepraszam strasznie, ale się spóźnię..
- Nic się nie dzieje, spokojnie Liv, jakby co, to będziemy w ogrodzie, buźki!
- Tak, tak..- mruknęłam jedynie koncentrując się na drodze, w myślach szybko wyszukałam najszybszą drogę do domu Pique.
Najdłuższa droga szybkiego ruchu w Barcelonie prowadziła z jednego końca miasta na drugi, co według moich obliczeń wymagało około 25 minut, może jeśli pojadę jeszcze szybciej to zdążę? Według informacji zamieszczonej na panelu mojego samochodu przekroczyłam właśnie dozwoloną prędkość o 30 km/h, ale nie przejmowałam się tym, wymijałam kolejne samochody chcąc zdążyć na ognisko u moich przyjaciół.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy wreszcie pozostawiłam samochód na podjeździe, po czym ruszyłam do ogrodu, mały Milan bawił się w najlepsze tańcząc w piaskownicy, podeszłam szybko i podałam mu zabawkę, która szybko stała się hitem, podążyłam za nim do Shakiry i Gerarda, który trzymając na rękach kolejną pociechę rozmawiał z Cescem Fabregasem i kilkoma innymi mężczyznami, piosenkarka nieznacznie się od nich odsunęła i zawołała mnie do siebie.
- Kochana- przytuliła mnie- nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że będziemy mogły spędzić ze sobą trochę czasu!
- Oj, ja też- zaśmiałam się - ciągle tylko ta praca, a kiedy ja mogę się spotkać to ty grasz koncerty.. Wybacz spóźnienie, ale miałam niemiłosiernie dużo papierów..
- Ważne, że jesteś, nie martw się już tak! Napijesz się czegoś z procentami?
- Wiesz, że nie- uśmiechnęłam się- nie smakuje mi to..
- To chodźmy do ogniska, zaczyna robić się jakoś zimno- mruknęła i zabrała od Gerarda dziecko.
Ruszyłyśmy do ogniska, ale piosenkarka w połowie drogi się zatrzymała- możesz wziąć mojego małego bobaska i pójść do ognia? Skoczę tylko po jakieś bluzy dla nas!
- Nie ma problemu, kto jest ślicznym bobaskiem?- zapytałam, na co dziecko zaczęło rozkosznie wymachiwać rękami i śmiać się od ucha do ucha.
Nagle ktoś zaczepił ręką o mojego koka.
- Przepraszam- uśmiechnął się szczerze mężczyzna- mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
- Nie sądzę, może wyrwałeś mi kilka włosów, ale na tym koniec.
- Takie włosy to skarb, przepraszam więc jeszcze raz, powinienem był uważać.
- Nic się nie stało- nie wiedziałam jak mam odczytać ten komplement- wszystko ze mną świetnie.
- O!- usłyszałam kolejny głos- poznaliście się już?
- Można tak powiedzieć- zaśmiałam się- Livia.
- Bojan, teraz już się znamy, a ja lecę do chłopaków, wspaniała zabawa, Shaki!- powiedział radosny i odszedł.
-Dziękuję!- zdążyła krzyknąć, ale jego już nie było- ma w sobie niesamowitą chęć do życia, nie?
- No- przytaknęłam- jest jakiś taki radosny- obserwowałam skaczącego w rytm muzyki chłopaka z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Zawsze, co się nie stanie on widzi dobre strony- nic, tylko mu pozazdrościć.
- Oj tak- przywołałam w myślach obraz, kiedy po każdej nieudanej rozprawie leżę na kanapie i płaczę w poduszkę.
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, przy następnym poinformuję jakie to dni.
4. Wróciłam na bloggera po długiej nieobecności i pisaniu do szuflady, mam nadzieję, że będę bardziej systematyczna, niż zawsze.
5. Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną, bez Was to nie byłoby to samo! ;D
- Zrozum, że mam pracę, nie mogę ot tak sobie jej zostawić..
- Wiem, że chcesz przyjść, już prawie Cię przekonałam..
- Całkiem ciekawe argumenty- mówiłam podpisując kolejną kartkę- kontynuuj.
- No weź, nie daj się prosić, kiedy ostatnio byłaś na imprezie?
- Nie pamiętam- odparłam niewzruszona przekładając kolejne zwoje papierów- nie lubię imprez.
- Źle to ujęłam, kiedy ostatnio wyskoczyłaś na ognisko? Upieczemy kiełbaskę, chlebek, przyjdziesz, prawda?
- Przyjdę, co mam zrobić - zaśmiałam się nadal przeglądając kartki.
- A teraz mam do ciebie pytanie..
- Słucham..
- Masz tak podzielną uwagę, że wiesz co czytasz?
- Tak, podpisuję właśnie papier z rozprawy- uśmiechnęłam się- chwila, skąd wiesz?
- Szeleścisz kartkami, ale nie ważne, będziemy na ciebie czekać, pa!
- Cześć, cześć.
Do domu wpadłam tylko na moment, dokładnie po to, żeby ściągnąć koszulę i założyć jakiś ciemny sweterek.Zgarnęłam położone chwilę temu na komodzie w korytarzu klucze do samochodu i wybiegłam z mieszkania.'Jak ja nie lubię się spóźniać'- pomyślałam i z piskiem opon wyjechałam z parkingu, sprawy w biurze tak bardzo się przeciągnęły, że właśnie miałam piętnaście minut na przejechanie całego miasta.
-Hej, Geri! Zacznijcie beze mnie, przepraszam strasznie, ale się spóźnię..
- Nic się nie dzieje, spokojnie Liv, jakby co, to będziemy w ogrodzie, buźki!
- Tak, tak..- mruknęłam jedynie koncentrując się na drodze, w myślach szybko wyszukałam najszybszą drogę do domu Pique.
Najdłuższa droga szybkiego ruchu w Barcelonie prowadziła z jednego końca miasta na drugi, co według moich obliczeń wymagało około 25 minut, może jeśli pojadę jeszcze szybciej to zdążę? Według informacji zamieszczonej na panelu mojego samochodu przekroczyłam właśnie dozwoloną prędkość o 30 km/h, ale nie przejmowałam się tym, wymijałam kolejne samochody chcąc zdążyć na ognisko u moich przyjaciół.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy wreszcie pozostawiłam samochód na podjeździe, po czym ruszyłam do ogrodu, mały Milan bawił się w najlepsze tańcząc w piaskownicy, podeszłam szybko i podałam mu zabawkę, która szybko stała się hitem, podążyłam za nim do Shakiry i Gerarda, który trzymając na rękach kolejną pociechę rozmawiał z Cescem Fabregasem i kilkoma innymi mężczyznami, piosenkarka nieznacznie się od nich odsunęła i zawołała mnie do siebie.
- Kochana- przytuliła mnie- nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że będziemy mogły spędzić ze sobą trochę czasu!
- Oj, ja też- zaśmiałam się - ciągle tylko ta praca, a kiedy ja mogę się spotkać to ty grasz koncerty.. Wybacz spóźnienie, ale miałam niemiłosiernie dużo papierów..
- Ważne, że jesteś, nie martw się już tak! Napijesz się czegoś z procentami?
- Wiesz, że nie- uśmiechnęłam się- nie smakuje mi to..
- To chodźmy do ogniska, zaczyna robić się jakoś zimno- mruknęła i zabrała od Gerarda dziecko.
Ruszyłyśmy do ogniska, ale piosenkarka w połowie drogi się zatrzymała- możesz wziąć mojego małego bobaska i pójść do ognia? Skoczę tylko po jakieś bluzy dla nas!
- Nie ma problemu, kto jest ślicznym bobaskiem?- zapytałam, na co dziecko zaczęło rozkosznie wymachiwać rękami i śmiać się od ucha do ucha.
Nagle ktoś zaczepił ręką o mojego koka.
- Przepraszam- uśmiechnął się szczerze mężczyzna- mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
- Nie sądzę, może wyrwałeś mi kilka włosów, ale na tym koniec.
- Takie włosy to skarb, przepraszam więc jeszcze raz, powinienem był uważać.
- Nic się nie stało- nie wiedziałam jak mam odczytać ten komplement- wszystko ze mną świetnie.
- O!- usłyszałam kolejny głos- poznaliście się już?
- Można tak powiedzieć- zaśmiałam się- Livia.
- Bojan, teraz już się znamy, a ja lecę do chłopaków, wspaniała zabawa, Shaki!- powiedział radosny i odszedł.
-Dziękuję!- zdążyła krzyknąć, ale jego już nie było- ma w sobie niesamowitą chęć do życia, nie?
- No- przytaknęłam- jest jakiś taki radosny- obserwowałam skaczącego w rytm muzyki chłopaka z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Zawsze, co się nie stanie on widzi dobre strony- nic, tylko mu pozazdrościć.
- Oj tak- przywołałam w myślach obraz, kiedy po każdej nieudanej rozprawie leżę na kanapie i płaczę w poduszkę.
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, przy następnym poinformuję jakie to dni.
4. Wróciłam na bloggera po długiej nieobecności i pisaniu do szuflady, mam nadzieję, że będę bardziej systematyczna, niż zawsze.
5. Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną, bez Was to nie byłoby to samo! ;D
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)