poniedziałek, 16 lutego 2015

IV

Nastał ranek, więc akceptując szarą rzeczywistość zwlekłam się z łóżka i po makijażu, ogólnym  odświeżeniu oraz pożywnym śniadaniu znalazłam się w pracy. Miałam niemiłosiernie podkrążone oczy, które były szare, a nie jak zawsze niebieskie, nie pomogła nawet pyszna kawa zrobiona przez asystentkę.Po kilku godzinach wypełniania papierów nadeszła rozprawa, nad którą tak bardzo pracowałam w nocy. Moja klientka- Lola, odeszła od męża z powodu zdrady, ale on przypomniał sobie o swojej ogromnej miłości i nie daje jej spokoju, walczymy więc o zakaz zbliżania się i kaucję.
- Sprawa przeciwko Jorge Putellasowi, zapraszam wszystkich na salę- na korytarz wyszedł protokolant.Razem z klientką udałyśmy się na salę sądową i zajęłyśmy nasze miejsca.- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Artur Merentes.
- Proszę usiąść. Rozpoczynamy sprawę przeciwko Jorge Putellasowi, czy na sali jest obecna Lola Putellas ?
- Obecna- odpowiedziałam- razem z prawnikiem, mecenas Livia Herrera.
- Pan Jorge Putellas?- zapytał sędzia.
- Jest- usłyszałam odpowiedź- razem z adwokatem Javierem Fernandesem.
Zmierzyłam go wzrokiem. Miał krótko ścięte, ułożone brązowe włosy i czekoladowe oczy, jak każdy Hiszpan, ale jego twarz wyrażała tak niesamowite zacięcie, dążenie do celu, że jeśli nie uda mu się wygrać tej rozprawy chyba rozszarpie kogoś na kawałki.
- Pani Lolu, proszę nam opowiedzieć o co chodzi- zarządził sędzia.
Moja klientka opowiedziała o wszystkich sytuacjach, o tym dlaczego się rozstali, że on ją zdradził, a ona wyprowadziła się z dziećmi do matki, potem o próbach przywrócenia związku, dalej o rozwodzie i włamaniu do domu, gdzie nic nie zginęło, na łóżku jedynie było zrobione z róż serce z ich zdjęciem.
- Teraz pan, czy to prawda o czym mówiła żona?
- Tak, ale ja chciałem tylko żebyśmy byli szczęśliwi...
- Tu już pan nie znajdzie happy endu- odezwałam się- poza tym to przereklamowane dziadostwo.
- Pani mecenas!- upomniał mnie sędzia.
- Myli się pani, nie potrafię bez niej żyć!
- Widocznie musi się pan nauczyć, pomimo jej nieobecności zegar nadal tyka, rozumie mnie pan?
- Lola- powiedział- jeśli do mnie nie wrócisz to przysięgam, że się zabiję!
- Panie Putellas proszę wstać, nakładam na pana karę porządkową w wysokości 200 euro.
- Nie sądzi pan, że to frajerskie zachowanie?- zmrużyłam oczy- niby tak ją pan kocha, a zabrania jej pan szczęścia z innym mężczyzną, nie wykorzystał pan swojej szansy, więc niech się pan teraz zamknie i odsunie się na bok, niech przynajmniej jedno z was będzie szczęśliwe.
- Proszę sądu, mój klient nie wyraził zgody na takie odzywki .
- Spokojnie, mecenasie, uszanujmy bezpośredni charakter pani mecenas.
W międzyczasie oczywiście przewinęło się kilku świadków, którzy zeznawali na korzyść mojej klientki, mecenas Fernandes robił się z chwili na chwilę coraz bardziej czerwony, aż po ogłoszeniu wyroku dopadł mnie na korytarzu.
- Ze mną się nie wygrywa, gówniaro. Następnym razem nie będziesz miała nic do powiedzenia.
- Zazwyczaj prawnicy podają sobie teraz ręce, ale mi też miło pana poznać, miłego dnia!- krzyknęłam za nim.


- Słucham- odebrałam telefon- chętnie bym wyszła, ale nie mam czasu, pracuję, może w weekend, okej, pa.
Tak właśnie odmówiłam Bojanowi Krkiciowi kolejnego spotkania, z ciężkim sercem, ale racjonalne myślenie wygrało, a ja postanowiłam nie zaniedbywać pracy, poza tym i tak byłam już umówiona z przyjaciółkami, jedna jest bardzo znaną tłumaczką książek, a druga kończy szkołę policyjną.
-Zoe- ucieszyłam się na widok różowowłosej dziewczyny, zaraz za nią dostrzegłam też brązowowłosą Carly- co u was?- zapytałam zamawiając mokkę.
- Super, chciałam wam powiedzieć, że biorę ślub- uśmiechnęła się szczerze Zoe.
- Wreszcie! Andres oświadczył ci się już 2 lata temu- zaśmiałam się.
- Też wam coś chciałam powiedzieć-wyjeżdżam, do Madrytu. Dostałam ofertę pracy dla biura Moralesa..
- Kto to?- zapytała rzeczowo Zoe.
- Christian Morales.. poznałam go podczas dni otwartych naszej szkoły, miało to miejsce podczas egzaminów, jak pewnie pamiętacie zdałam je najlepiej, no a tydzień temu dostałam od niego telefon.
- Będziemy cię odwiedzać- pocieszyłam dziewczynę, kiedy wylatujesz?
- Jutro rano..
- Jej- Zoe była dość mocno zaskoczona- odwieziemy cię, prawda Liv?
- Oczywiście..- odpowiedziałam kombinując jak uda mi się wyjść na chwilę z pracy.
- No, ale zmieńmy temat, Liv, Carly wybrała samotność, ja mam Andresa, a ty?- zaciekawiła się Zoe zapewne przez mój ciągle wibrujący telefon.
- To mama- skłamałam.
- Nie, to Bojan- spojrzała na wyświetlacz- czy do Barcelony ostatnio nie wrócił Bojan Krkić? Kojarzysz go ze szkoły, nie Car?
- Pewnie!
- Jak go widziałam na prezentacji to całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiło.
- A czy to nie on?- zapytała z uśmiechem Car- patrzy na ciebie tak, że to nie może być absolutnie żadna przyjaźń, opowiadaj.
- Prawie się nie znamy, ale sądzę, że możemy się poznać- zaśmiałam się- wczoraj byliśmy na kawie i w wesołym miasteczku, ale powiem wam jedno, nikt, kogo znam nie cieszy się z życia tak, jak on.

 Rano.. w sumie to nie było rano, gdzieś koło 9 to przecież dla normalnych ludzi środek nocy, ale w każdym bądź razie świtem koło południa cichaczem wymknęłam się z pracy. Dobrze wiedziałam, że za niecałą godzinę muszę się stawić na przymiarce nowej togi, wiedziałam, że jeśli się spóźnię to i Travis i Maria, moi współpracownicy mnie zabiją. gnałam na złamanie karku przez jeszcze nie zakorkowaną Barcelonę, by pożegnać się z przyjaciółką. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu zrozumiałam, że mogę jej już więcej nie zobaczyć i szczerze mówiąc same lały mi się łzy z oczu. Poznałyśmy się 10 lat temu, kiedy trafiłyśmy do jednej szkoły. Wszystkie byłyśmy nowe i sobie pomagałyśmy, pomimo, że każda z nas kochała coś innego jednoczyła nas piłka. Chodziłyśmy na treningi szkolnych drużyn, Carly zawsze odbijało na punkcie każdego chłopaka, który choćby na nią spojrzał, Zoe miała wywalone na to, czy jest sama, czy nie, ale był ktoś, kto od zawsze był jej cieniem, a wszystko wyjaśniło się w ostatniej klasie. A ja? Cóż.. chyba nazwałabym siebie molem książkowym i wieczną prymuską.
- Jestem!- krzyknęłam- nie spóźniłam się?
- W ostatniej chwili- uśmiechnęła się Carly- będę strasznie tęsknić, Liv. Obiecuję, że każdy urlop będę spędzać w Barcelonie, pamiętajcie o mnie zawsze!- powiedziała ze łzami w oczach i po prostu odeszła.
Stałyśmy razem z Zoe patrząc w dal jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak zamiast wracającej do nas w biegu przyjaciółki, która rzuciłaby nam się w ramiona zobaczyłyśmy wyłącznie pusty korytarz...



Zapamiętajcie dobrze Zoe i Carly, właśnie zabieram się do opisania ich historii, już niedługo zaproszę Was na prologi ! :D

2 komentarze:

  1. Super rozdział. Szkoda że Liv ma tak mało czasu dla Bojana, ale no cóż praca. Czekam na piątkę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, ale brakuje mi w nim Bojana! Czekam na następny. Buziaczki ;*

    Ps. Zapraszam na nowy rozdział ;*
    http://la-vida-es-un-juego.blogspot.com/2015/02/uno_18.html

    OdpowiedzUsuń