niedziela, 5 kwietnia 2015

X

- Mam nadzieję, że docenisz to, co dla ciebie robię- warknęłam przechodząc przez próg restauracji, w której miał odbywać się bankiet. W środku było bardzo dużo ludzi, jak sądzę wszyscy byli graczami barcelońskiego klubu, chociaż zapewne innych sekcji. Zobaczyłam brata i uśmiechnięta mu pomachałam.
- Kto to?- zapytałam widząc piękną blondynkę u jego boku.
- Jak to się stało, że nie znasz dziewczyny swojego brata?
- Kogo?
- Mari Vilches, nie znacie się?
- Powiedzmy, że moje kontakty z Gerim nie są zadowalające, ale zaczynam się martwić..
- Daj spokój, jest miła.
- Ty tam nie patrz czy jest miła, czy nie! Gdzie siedzimy?
- Koło Gerarda, Shakiry, Andresa i Zoe, załatwiłem nam najlepsze miejsca, prawda?- mówił dumny z siebie.
 - Oczywiście, oczywiście, jestem zachwycona- odpowiedziałam dość ponurym głosem myśląc "jak mogłam dać się namówić na przyjście tutaj?"
- Będzie dobrze- chyba wyczuł moją niechęć- jeśli tylko będziesz chciała wyjść, to osobiście odwiozę cię do domu.
- Pijany mnie nie odwieziesz..
- Dzisiaj się wstrzymam, dla ciebie- pocałował mnie w policzek. 
- Miłe, ale dalej nie jestem zadowolona z miejsca mojego pobytu.
- Porozmawiacie sobie z Shak i Zoe, ja pogadam z chłopakami, poznasz nowych ludzi- mówił odsuwając mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i czekałam aż pojawi się któraś z moich przyjaciółek, wiedziałam jednak, że w końcu zostanę sama, bo ani jedna, ani druga nie lubiły siedzieć na miejscu, Shak miała Gerarda, który miał dokładnie takie samo zdanie jak ona, ale Andres niekoniecznie lubił potańcówki, no chyba, że się rozhulał, to biedna Zoe musi go siłą drzeć do domu. Wreszcie w drzwiach stanęła różowowłosa pod rękę z Andresem, chyba rozglądała się za mną, bo gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Pociągnęła narzeczonego za rękę i szybkim krokiem się do mnie zbliżyła.
- Siadaj- rozkazała biednemu Inieście, ale on jak ten wierny pies jej posłuchał- hej!-powiedziała już do mnie- strasznie się cieszę, że przyszłaś!
- Ja trochę mniej- mruknęłam.
- No przestań, poznasz kolegów Bojana, wszyscy są świetni, mówię ci! A tańczyć i pić przecież nie musisz..
- Nie lubię samej tej atmosfery, ale chyba długo tu nie pobędę, Bojan obiecał, że nie będzie pił i jeśli będę chciała to odwiezie mnie do domu bezpiecznie..
- I chcesz mu zabronić zabawy, bo sama tego nie lubisz? Wszyscy pójdą tańczyć, a wy będziecie siedzieć cicho przy stoliku? Bojan to najlepszy tancerz, jakiego znam, a wierz mi, znam ich wielu. Jest też najbardziej upartym człowiekiem, jakiego miałam okazję spotkać.Nie zatańczy ani jednego kawałka dla ciebie, co nie zmienia faktu, że kocha to. Czego się nie robi dla takiej jednej śmiesznej blondynki- westchnęła.
- Mam nadzieję, że się mylisz.. nie chciałabym sprawić mu zawodu..- mruknęłam cicho, a ona tylko spojrzała na mnie tak, jak tylko ona potrafi. Wiedziałam, że tego wieczora usłyszę jeszcze "a nie mówiłam?.

Niedługo później zebrali się już wszyscy, kelnerzy podali obiad, a do niego białe wino. Zajęliśmy się jedzeniem, później przemówił nowy prezydent klubu upominając pod koniec uczestników, że jutro każda sekcja ma treningi i nikt nie będzie tolerował niedysponowania.Kątem oka zauważyłam, jak Bojan podaje swoje wino Gerardowi i zrobiło mi się bardzo głupio, czy teraz już zawsze będzie musiał tak robić, żeby mnie tylko zadowolić, zawahałam się. Czy nie zachowuję się głupio? Żałośnie? Może jak egoistka?
- Chcesz wrócić?- zapytał Bojan ubierając marynarkę i biorąc do ręki klucze od samochodu. Nawet nie zauważyłam kiedy zostaliśmy przy stoliku sami.
- Nie- odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w to, co mówię- chciałabym z tobą zatańczyć..- zatkało go, kluczyki upadły na ziemię, ale zaraz schylił się, aby je podnieść.
- Naprawdę? - zapytał.
- Sama w to nie wierzę..
- Zróbmy tak, staniesz mi na butach i nie będziesz musiała nic robić, piszesz się?- zapytał szczęśliwy.
- Chyba tak- mruknęłam i pociągnieta za rękę wyszłam na parkiet.
Chyba, żeby zobaczyć go takiego szczęśliwego było warto, Zoe miała rację, wymiatał na parkiecie, na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać, bo zespół grał jedynie wolną muzykę, tak zwane przytulanki.
- Dziękuję- powiedział, kiedy po około godzinie wreszcie zeszliśmy z parkietu, szczerze mówiąc chyba mi się nawet podobało- więcej już cię nie będę męczył, teraz mogę cię zawieźć do domu- mówił przy okazji odmawiając kieliszka wódki kelnerowi.
- Napij się- powiedziałam.
- Nie ma opcji- uśmiechnął się- obiecałem, to obiecałem.
- Daj spokój, napij się, wrócimy do domów taksówką.
- Nie- odpowiedział roześmiany- tak sobie postanowiłem i tak będzie- złapał mnie za rękę- nie namawiaj mnie już- poprosił ściskając ją lekko, wiedział co na mnie działa.

- Dziękuję- powiedziałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu przed domem.
- Nie ma za co, wręcz to ja dziękuję- przyparł mnie do muru i namiętnie pocałował.
- Ciekawe za co- zagryzłam prowokująco wargi.
- Za wszystko- szepnął i pocałował mnie mocniej, opanował się jednak w porę i po przytuleniu mnie ruszył do samochodu krzycząc do mnie- wejdź do domu, bo zmarzniesz, kochanie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz