W pracy wiodło mi się świetnie, kancelaria dostawała masę nowych zleceń, a ja stałam się jej największą gwiazdą, chyba powinnam stać się jeszcze większą pracoholiczką, ale nawet nie miałam na to czasu. Codziennie widywałam się z Bojanem, więc starałam się załatwić tylko i wyłącznie to, co musiałam. Kiedy zaś mój chłopak wyjeżdżał na zgrupowania, bądź mecze byłam pierwszą osobą, która siedziała przed telewizorem owinięta w szalik FC Barcelony i w koszulce z jego imieniem, ale tym razem tak nie było. O godzinie meczu już dawno spałam przykryta kremowym kocykiem. To nie tak, że nie chciałam go obejrzeć, po prostu ostatnio nie mam zbyt dużo czasu, żeby się wyspać, bo znów siedzę po nocach i pracuję. Liczy się każda sekunda, kiedy nie jestem z Bojanem to siedzę nad papierami, nie sprawia mi to takiej przyjemności, ale też nie chcę być najgorsza z naszej wspaniałej trójcy.
Kolejnego dnia obiecałam Bojanowi, że pojadę z nim na trening, więc ubrana w białą koszulę i czarny sweter oraz takie same spodnie i buty czekałam przed domem. Pojawił się jak zawsze kilka minut spóźniony, ale na Camp Nou byliśmy już na czas . To był ostatni trening przed meczem z Deportivo, w którym Bojan miał nie grać, Pep i Lucho nie chcieli ryzykować kontuzji z tak słabym przeciwnikiem. Chłopcy trenowali, a ja zagadywałam trenerów. Rozmawialiśmy o sprawach codziennych, nikt nawet nie zauważył, że trening już się zakończył. Kiedy Bojan i Gerard już czyści i pachnący rozmawiali na korytarzu ja byłam zajęta oglądaniem ścian, na których byli naklejeni, trochę podśmiewalam się z min niektórych zawodników.
- Może wpadniecie do nas na obiad?- zapytał Gerard.
- Kiedy?
- W niedzielę, pasuje wam?
- Nie za bardzo, przed treningiem dzwoniła moja mama i powiedziała, że skoro pokazuję się na bankietach z taką piękną dziewczyną, to mam przywieźć ją to domu- podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Co właśnie powiedziałeś?- zapytałam lekko zbita z tropu.
- Jedziemy na obiadek do mamusi, nie cieszysz się?- zdziwił się, a Gerard zza mnie pokazywał mu, żeby nie ciągnął tematu.
- Mogłeś to najpierw skonsultować ze mną.
- No i właśnie konsultuję!
- Nawet nie wiesz, czy mam czas w niedzielę!
- Masz- uśmiechnął się, a Geri szybkim krokiem wycofał się z powrotem do szatni.
- Bojan!- wakrnęłam- cieszyłabym się bardzo, gdybyś uprzedzał mnie o takich ekscesach zanim jeszcze umówisz się z mamą!
- O co ci chodzi? Nie sądziłem, że to taki wielki problem!- prawie krzyknął, ale widząc moją zaciętą minę podszedł i uśmiechnął się lekko- kochanie, ja rozumiem, że to może być dla ciebie duży stres, ale moja rodzina jest wspaniała, tak jak ty, nie ma opcji, że się im nie spodobasz..
- Tylko tak mówisz- zmarszczyłam brwi- przyjedziemy tam i wywalą mnie z domu, a ciebie wyklną i wydziedziczą.
- Wariujesz- pocałował mnie w czoło- nie denerwuj się już, pójdziemy na kawkę, tak jak lubisz, okej?
Trafił w czuły punkt, nie mogę się na niego gniewać, kiedy zaprasza mnie na kawę, ale nie mogę też sobie odmówić kawy.
- To był chwyt poniżej pasa- mruknęłam i ruszyłam do wyjścia.
Już kilka dni później w niedzielę cała roztrzęsiona zakładałam na siebie piękną, niebieską sukienkę z białą koronką na górze, długo zastanawiałam się, czy nie jest zbyt krótka, imprezowa, ale w końcu stwierdziłam, że skoro odwiedzam rodziców mojego chłopaka powinnam pokazać prawdziwą siebie. Później założyłam tylko moje piękne i wysokie czarne, lakierowane szpilki, wzięłam kurtkę oraz kopertówkę i byłam gotowa. Stanęłam przed drzwiami wejściowymi i czekałam na dzwonek, spojrzałam na zegarek, jednak do umówionego czasu brakowało jeszcze jakieś 15 minut. Usiadłam na sofie i dosłownie gapiłam się w domofon.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz!- mruknęłam, kiedy wreszcie zapukał do drzwi.
- Przecież jestem - spojrzał na zegarek- 3 minuty przed czasem, nie denerwuj się tak!
Wyglądał dzisiaj jeszcze bardziej atrakcyjnie, niż zazwyczaj. Czarne, przylegające spodnie, granatowa koszula z białymi mankietami i kołnierzem oraz równie czarne jak spodnie lakierowane buty sprawiały, że wyglądał jak rasowy model, do tego jeszcze ten czarno- szary płaszcz, który nosił zawsze niezasunięty i szal w kratę sprawiały, że byłabym w stanie zakochać się po raz drugi.
Wsiedliśmy do czarnego audi i wyruszyliśmy w drogę, jego rodzice mieszkali na obrzeżach Barcelony, więc wystarczyło nam pół godziny, aby się tam znaleźć. Dom był niewielki, parterowy. Zbudowany w starym stylu, z desek. Przy wejściu nie dało się nie zauważyć dość dużego ganku, okalanego barierkami, po których pięły się różowe kwiaty. Stała tam też mała huśtawka z białą poduszeczką w niebieskie kwiaty. Z drugiej strony ukazał mi się mały stolik i ławeczka.
- Pięknie tu, prawda?- zagadnął Bojan, który zapewne zauważył, jak się rozglądam.
- Tak, cudownie..- powiedziałam zachwycona.
Weszliśmy właśnie na ścieżkę prowadzącą do werandy, po której obu stronach były poukładane kamienie.
- Za domem jest jeszcze małe jeziorko i miejsce na ognisko- uśmiechnął się zadowolony z mojego stanu.
Nie odpowiedziałam, ruszyliśmy w stronę domu trzymając się za ręce, kiedy postawiłam nogę na schodach rozległo się szczekanie, szybko cofnęłam stopę przerażona.
- Wybacz, zapomniałem. Poznaj pierwszego członka mojej rodziny, to jest Nina- powiedział i wziął na ręce miniaturowego pieska- kupiłem ją w Rzymie i tam ze mną mieszkał, ale później doszedłem do wniosku, że musi być bardzo nieszczęśliwa, kiedy mnie nigdy nie ma w domu, więc opiekują się nią rodzice.
- Sliczna-skomentowałam- wygląda, jakby była pluszowa!
- Polubiła cię- powiedział, kiedy trąciła mnie noskiem i polizała po policzku- chodźmy dalej, mama już na pewno wie, że jesteśmy- mówił łapiąc za klamkę- powodzenia- szepnął i lekko popchnął mnie do wnętrza domu.
- Dzień dobry- wyjąkałam jedynie stając twarzą w twarz z groźnie wyglądającym ojcem mojego chłopaka.
- Witaj!- zaśmiał się, a jego wyraz twarzy zmienił sie nie do poznania, mocno mnie przytulił, po czym to samo zrobiła jego żona.
Maria i Bojan byli wzorowym małżeństwem, od każdego biła ogromna miłość do siebie nawzajem i do jedynego syna. Ona- pielęgniarka, a on, piłkarz musieli mieć dla siebie dość niewiele czasu.Ojciec pochodził z Serbii, terenów dawnej Jugosławii, przez cały czas naszej wizyty rozmawialiśmy o młodości mojego chłopaka, opowiadali mi tak dużo o jego dzieciństwie, o tym, jakimi byli rodzicami, że jacyś dziennikarze odkryli, że Bojan i Leo Messi są spokrewnieni i od tej pory obie rodziny bardzo się do siebie zbliżyły.
- Chyba będziemy się zbierać- zaczął Bojan, ale przerwał mu ojciec.
- Zanim pojedziecie musisz zabrać kilka butelek wina, sam robiłem- pochwalił się i zabrał syna do piwnicy.
- Wiesz, Livia.. cieszę się, że Bojan znalazł sobie wreszcie fajną i mądrą dziewczynę. Poprzednie to były.. - pozwolisz, że nie skomentuję ich poziomu.
- Dziękuję, to bardzo miłe- powiedziałam.
niedziela, 12 kwietnia 2015
niedziela, 5 kwietnia 2015
X
- Mam nadzieję, że docenisz to, co dla ciebie robię- warknęłam przechodząc przez próg restauracji, w której miał odbywać się bankiet. W środku było bardzo dużo ludzi, jak sądzę wszyscy byli graczami barcelońskiego klubu, chociaż zapewne innych sekcji. Zobaczyłam brata i uśmiechnięta mu pomachałam.
- Kto to?- zapytałam widząc piękną blondynkę u jego boku.
- Jak to się stało, że nie znasz dziewczyny swojego brata?
- Kogo?
- Mari Vilches, nie znacie się?
- Powiedzmy, że moje kontakty z Gerim nie są zadowalające, ale zaczynam się martwić..
- Daj spokój, jest miła.
- Ty tam nie patrz czy jest miła, czy nie! Gdzie siedzimy?
- Koło Gerarda, Shakiry, Andresa i Zoe, załatwiłem nam najlepsze miejsca, prawda?- mówił dumny z siebie.
- Oczywiście, oczywiście, jestem zachwycona- odpowiedziałam dość ponurym głosem myśląc "jak mogłam dać się namówić na przyjście tutaj?"
- Będzie dobrze- chyba wyczuł moją niechęć- jeśli tylko będziesz chciała wyjść, to osobiście odwiozę cię do domu.
- Pijany mnie nie odwieziesz..
- Dzisiaj się wstrzymam, dla ciebie- pocałował mnie w policzek.
- Miłe, ale dalej nie jestem zadowolona z miejsca mojego pobytu.
- Porozmawiacie sobie z Shak i Zoe, ja pogadam z chłopakami, poznasz nowych ludzi- mówił odsuwając mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i czekałam aż pojawi się któraś z moich przyjaciółek, wiedziałam jednak, że w końcu zostanę sama, bo ani jedna, ani druga nie lubiły siedzieć na miejscu, Shak miała Gerarda, który miał dokładnie takie samo zdanie jak ona, ale Andres niekoniecznie lubił potańcówki, no chyba, że się rozhulał, to biedna Zoe musi go siłą drzeć do domu. Wreszcie w drzwiach stanęła różowowłosa pod rękę z Andresem, chyba rozglądała się za mną, bo gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Pociągnęła narzeczonego za rękę i szybkim krokiem się do mnie zbliżyła.
- Siadaj- rozkazała biednemu Inieście, ale on jak ten wierny pies jej posłuchał- hej!-powiedziała już do mnie- strasznie się cieszę, że przyszłaś!
- Ja trochę mniej- mruknęłam.
- No przestań, poznasz kolegów Bojana, wszyscy są świetni, mówię ci! A tańczyć i pić przecież nie musisz..
- Nie lubię samej tej atmosfery, ale chyba długo tu nie pobędę, Bojan obiecał, że nie będzie pił i jeśli będę chciała to odwiezie mnie do domu bezpiecznie..
- I chcesz mu zabronić zabawy, bo sama tego nie lubisz? Wszyscy pójdą tańczyć, a wy będziecie siedzieć cicho przy stoliku? Bojan to najlepszy tancerz, jakiego znam, a wierz mi, znam ich wielu. Jest też najbardziej upartym człowiekiem, jakiego miałam okazję spotkać.Nie zatańczy ani jednego kawałka dla ciebie, co nie zmienia faktu, że kocha to. Czego się nie robi dla takiej jednej śmiesznej blondynki- westchnęła.
- Mam nadzieję, że się mylisz.. nie chciałabym sprawić mu zawodu..- mruknęłam cicho, a ona tylko spojrzała na mnie tak, jak tylko ona potrafi. Wiedziałam, że tego wieczora usłyszę jeszcze "a nie mówiłam?.
Niedługo później zebrali się już wszyscy, kelnerzy podali obiad, a do niego białe wino. Zajęliśmy się jedzeniem, później przemówił nowy prezydent klubu upominając pod koniec uczestników, że jutro każda sekcja ma treningi i nikt nie będzie tolerował niedysponowania.Kątem oka zauważyłam, jak Bojan podaje swoje wino Gerardowi i zrobiło mi się bardzo głupio, czy teraz już zawsze będzie musiał tak robić, żeby mnie tylko zadowolić, zawahałam się. Czy nie zachowuję się głupio? Żałośnie? Może jak egoistka?
- Chcesz wrócić?- zapytał Bojan ubierając marynarkę i biorąc do ręki klucze od samochodu. Nawet nie zauważyłam kiedy zostaliśmy przy stoliku sami.
- Nie- odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w to, co mówię- chciałabym z tobą zatańczyć..- zatkało go, kluczyki upadły na ziemię, ale zaraz schylił się, aby je podnieść.
- Naprawdę? - zapytał.
- Sama w to nie wierzę..
- Zróbmy tak, staniesz mi na butach i nie będziesz musiała nic robić, piszesz się?- zapytał szczęśliwy.
- Chyba tak- mruknęłam i pociągnieta za rękę wyszłam na parkiet.
Chyba, żeby zobaczyć go takiego szczęśliwego było warto, Zoe miała rację, wymiatał na parkiecie, na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać, bo zespół grał jedynie wolną muzykę, tak zwane przytulanki.
- Dziękuję- powiedział, kiedy po około godzinie wreszcie zeszliśmy z parkietu, szczerze mówiąc chyba mi się nawet podobało- więcej już cię nie będę męczył, teraz mogę cię zawieźć do domu- mówił przy okazji odmawiając kieliszka wódki kelnerowi.
- Napij się- powiedziałam.
- Nie ma opcji- uśmiechnął się- obiecałem, to obiecałem.
- Daj spokój, napij się, wrócimy do domów taksówką.
- Nie- odpowiedział roześmiany- tak sobie postanowiłem i tak będzie- złapał mnie za rękę- nie namawiaj mnie już- poprosił ściskając ją lekko, wiedział co na mnie działa.
- Dziękuję- powiedziałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu przed domem.
- Nie ma za co, wręcz to ja dziękuję- przyparł mnie do muru i namiętnie pocałował.
- Ciekawe za co- zagryzłam prowokująco wargi.
- Za wszystko- szepnął i pocałował mnie mocniej, opanował się jednak w porę i po przytuleniu mnie ruszył do samochodu krzycząc do mnie- wejdź do domu, bo zmarzniesz, kochanie!
- Kto to?- zapytałam widząc piękną blondynkę u jego boku.
- Jak to się stało, że nie znasz dziewczyny swojego brata?
- Kogo?
- Mari Vilches, nie znacie się?
- Powiedzmy, że moje kontakty z Gerim nie są zadowalające, ale zaczynam się martwić..
- Daj spokój, jest miła.
- Ty tam nie patrz czy jest miła, czy nie! Gdzie siedzimy?
- Koło Gerarda, Shakiry, Andresa i Zoe, załatwiłem nam najlepsze miejsca, prawda?- mówił dumny z siebie.
- Oczywiście, oczywiście, jestem zachwycona- odpowiedziałam dość ponurym głosem myśląc "jak mogłam dać się namówić na przyjście tutaj?"
- Będzie dobrze- chyba wyczuł moją niechęć- jeśli tylko będziesz chciała wyjść, to osobiście odwiozę cię do domu.
- Pijany mnie nie odwieziesz..
- Dzisiaj się wstrzymam, dla ciebie- pocałował mnie w policzek.
- Miłe, ale dalej nie jestem zadowolona z miejsca mojego pobytu.
- Porozmawiacie sobie z Shak i Zoe, ja pogadam z chłopakami, poznasz nowych ludzi- mówił odsuwając mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i czekałam aż pojawi się któraś z moich przyjaciółek, wiedziałam jednak, że w końcu zostanę sama, bo ani jedna, ani druga nie lubiły siedzieć na miejscu, Shak miała Gerarda, który miał dokładnie takie samo zdanie jak ona, ale Andres niekoniecznie lubił potańcówki, no chyba, że się rozhulał, to biedna Zoe musi go siłą drzeć do domu. Wreszcie w drzwiach stanęła różowowłosa pod rękę z Andresem, chyba rozglądała się za mną, bo gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Pociągnęła narzeczonego za rękę i szybkim krokiem się do mnie zbliżyła.
- Siadaj- rozkazała biednemu Inieście, ale on jak ten wierny pies jej posłuchał- hej!-powiedziała już do mnie- strasznie się cieszę, że przyszłaś!
- Ja trochę mniej- mruknęłam.
- No przestań, poznasz kolegów Bojana, wszyscy są świetni, mówię ci! A tańczyć i pić przecież nie musisz..
- Nie lubię samej tej atmosfery, ale chyba długo tu nie pobędę, Bojan obiecał, że nie będzie pił i jeśli będę chciała to odwiezie mnie do domu bezpiecznie..
- I chcesz mu zabronić zabawy, bo sama tego nie lubisz? Wszyscy pójdą tańczyć, a wy będziecie siedzieć cicho przy stoliku? Bojan to najlepszy tancerz, jakiego znam, a wierz mi, znam ich wielu. Jest też najbardziej upartym człowiekiem, jakiego miałam okazję spotkać.Nie zatańczy ani jednego kawałka dla ciebie, co nie zmienia faktu, że kocha to. Czego się nie robi dla takiej jednej śmiesznej blondynki- westchnęła.
- Mam nadzieję, że się mylisz.. nie chciałabym sprawić mu zawodu..- mruknęłam cicho, a ona tylko spojrzała na mnie tak, jak tylko ona potrafi. Wiedziałam, że tego wieczora usłyszę jeszcze "a nie mówiłam?.
Niedługo później zebrali się już wszyscy, kelnerzy podali obiad, a do niego białe wino. Zajęliśmy się jedzeniem, później przemówił nowy prezydent klubu upominając pod koniec uczestników, że jutro każda sekcja ma treningi i nikt nie będzie tolerował niedysponowania.Kątem oka zauważyłam, jak Bojan podaje swoje wino Gerardowi i zrobiło mi się bardzo głupio, czy teraz już zawsze będzie musiał tak robić, żeby mnie tylko zadowolić, zawahałam się. Czy nie zachowuję się głupio? Żałośnie? Może jak egoistka?
- Chcesz wrócić?- zapytał Bojan ubierając marynarkę i biorąc do ręki klucze od samochodu. Nawet nie zauważyłam kiedy zostaliśmy przy stoliku sami.
- Nie- odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w to, co mówię- chciałabym z tobą zatańczyć..- zatkało go, kluczyki upadły na ziemię, ale zaraz schylił się, aby je podnieść.
- Naprawdę? - zapytał.
- Sama w to nie wierzę..
- Zróbmy tak, staniesz mi na butach i nie będziesz musiała nic robić, piszesz się?- zapytał szczęśliwy.
- Chyba tak- mruknęłam i pociągnieta za rękę wyszłam na parkiet.
Chyba, żeby zobaczyć go takiego szczęśliwego było warto, Zoe miała rację, wymiatał na parkiecie, na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać, bo zespół grał jedynie wolną muzykę, tak zwane przytulanki.
- Dziękuję- powiedział, kiedy po około godzinie wreszcie zeszliśmy z parkietu, szczerze mówiąc chyba mi się nawet podobało- więcej już cię nie będę męczył, teraz mogę cię zawieźć do domu- mówił przy okazji odmawiając kieliszka wódki kelnerowi.
- Napij się- powiedziałam.
- Nie ma opcji- uśmiechnął się- obiecałem, to obiecałem.
- Daj spokój, napij się, wrócimy do domów taksówką.
- Nie- odpowiedział roześmiany- tak sobie postanowiłem i tak będzie- złapał mnie za rękę- nie namawiaj mnie już- poprosił ściskając ją lekko, wiedział co na mnie działa.
- Dziękuję- powiedziałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu przed domem.
- Nie ma za co, wręcz to ja dziękuję- przyparł mnie do muru i namiętnie pocałował.
- Ciekawe za co- zagryzłam prowokująco wargi.
- Za wszystko- szepnął i pocałował mnie mocniej, opanował się jednak w porę i po przytuleniu mnie ruszył do samochodu krzycząc do mnie- wejdź do domu, bo zmarzniesz, kochanie!
poniedziałek, 23 marca 2015
IX
Kolejny dzień spędziłam na leniuchowaniu, wieczorem wybrałam się na mecz z Elche, który wygraliśmy przewagą 4 bramek. Po rozgrywce, oczywiście za pozwoleniem władz, usiadłam na środku murawy i myślałam. Spędziłam tam chyba kilka ładnych godzin, bo kiedy się ocknęłam było już dość ciemno i trochę zimno, miałam na ramionach czyjąś kurtkę, a obok mnie ktoś siedział. Od razu poznałam ten zapach, był unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. Mógł należeć tylko do jednej osoby.Udawałam, że go nie zauważyłam, dalej siedziałam wpatrzona w białą linię. Zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy go zobaczyłam, chyba miałam nadzieję na to, że te chwile powrócą..
- Kiedy wróciłaś?- zapytał spoglądając na mnie kątem oka.
- Wczoraj- mruknęłam.
- I jak się bawiłaś?
- Gdybym chciała się dobrze bawić, to zostałabym tu- odpowiedziałam oburzona nadal patrząc w murawę.
- Jestem dupkiem?- zapytał z opuszczoną głową.
- Tak, jesteś. - powiedziałam i wstałam chcąc wyjść.
- Poczekaj- złapał mnie za ramię, odwróciłam się i wtedy mnie przytulił. A ja poczułam po raz kolejny jego bliskość- przez ten czas zrozumiałem, że znaczysz dla mnie więcej, niż cały ten świat-wyszeptał mi prosto do ucha- przycisnął mnie mocniej do siebie, potrzebowałam tego. Wszystko we mnie szalało. Nieruchome do tej chwili ręce lekko cię uniosły i zacisnęły się na jego plecach- wybaczysz mi?- zapytał.
- Tak..- odpowiedziałam bez wahania- wybaczę ci...bo jesteś dla mnie ważny- odsunęłam się od niego i uderzyłam go w tors.
Wyszliśmy uśmiechnięci ze stadionu, zapytał, czy mi zimno, "tak, w ręce"- odpowiedziałam, próbował mnie trochę ogrzać, a gdy zrobiło mi się cieplej splótł nasze dłonie razem.
Chcę oglądać z Tobą mecze i pić zimne piwo, grać w x-boxa w samej bieliźnie i jeść fast foody o 3 nad ranem, oglądać z Tobą wszystkie głupkowate komedie, by słyszeć jak słodko się śmiejesz, i straszne horrory, żebym mogła się w ciebie wtulać ze strachu. Chcę spać w Twojej koszuli i słuchać z Tobą muzyki, pić z Tobą poranną kawę, zwiedzać z Tobą miasto nocą i kąpać nago w jeziorze. Chcę tańczyć z Tobą jak w dirty dancing i całować się w deszczu
Myślisz, że po jednym spojrzeniu wszystko wróciło? To naiwne.. ale masz rację.
- Chciałbym cię pocałować- powiedział kilka dni później, kiedy siedzieliśmy w moim apartamencie.
- Zrób to..- powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie mogę..
- Dlaczego?
- Ponieważ chciałbym, żeby to był najlepszy pierwszy pocałunek w historii najlepszych pocałunków.
- Z tobą każdy może być najlepszy..
- Ale nigdzie nam się nie spieszy, Mała.
- Słucham- odebrałam telefon.
- Hej, Liv- po drugiej stronie usłyszałam Zoe.
- Słyszałam, że do niego wróciłaś!
- Tak właśnie było- zaśmiałam się.
- Wpraszam się dzisiaj na kawę, musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Dał ci kurtkę?- zachwycała się Zoe- to przeurocze! I siedzieliście na środku Camp Nou? Andres zazwyczaj nie robi nic romantycznego- skrzywiła się- ale nadal jest przesłodki.
Zaśmiałam sie, Zoe Hurtado zawsze mówiła za 4 i ekscytowała się wszystkim naokoło, przyjaźniłyśmy się od początku szkoły, później zaczęła się umawiać z Andresem Iniestą, który po wielu oporach zawładnął jej sercem, teraz są razem już prawie 10 lat, za rok odbędzie się ich ślub, na którym mam zamiar być druhną.
Uniosłam głowę i zobaczyłam podśmiewającego się Bojana opartego o framugę, sama się zaśmiałam, Zoe to zauważyła i szybko odwróciła głowę.
- Cześć!- odezwała się i podeszła do niego - jestem Zoe- podała mu rękę.
- Bojan- uśmiechnął się.
- Jeśli Liv jeszcze chociaż raz będzie wypłakiwać się na moim biednym ramieniu to obiecuję, że Andres stłucze cię na kwaśne jabłko- warknęła mu do ucha- pójdę już sobie, moja przyjaciółko od siedmiu boleści, powinnaś płakać, a nie śmiać się...
- Chodź tu- powiedziałam i ją przytuliłam.
- Na to czekałam, wychodzę! Miłego wieczoru- poruszyła brwiami, mocno akcentując ostatni człon.
- Idź już sobie!- rzuciłam w nią poduszką, ale ochroniła ją futryna.
- Papa!- krzyknęła i uciekła.
Chciałabym być Twoją ulubioną dziewczyną, chciałabym byś myślał, że jestem powodem, dla którego żyjesz tutaj, na tym świecie i chciałabym, aby mój uśmiech był Twoim ulubionym rodzajem uśmiechu, a sposób w jaki się ubieram, najbardziej Ci się podobał. Chciałabym, abyś mnie nie pojmował, a jednak wiedział doskonale, jaka jestem. Chciałabym, byś trzymał mnie za rękę, kiedy jestem zdenerwowana i zła i chciałabym, abyś zawsze pamiętał jak wyglądałam, kiedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałam, ale przede wszystkim chciałabym, abyś mnie kochał, abyś mnie potrzebował i chcę, abyś beze mnie czuł się niekompletny i żeby beze mnie Twoje serce było złamane i abyś beze mnie spędził wszystkie noce bezsennie, abyś beze mnie nie mógł jeść i żeby myśl o mnie była ostatnią myślą przed Twoim snem.
- Kiedy wróciłaś?- zapytał spoglądając na mnie kątem oka.
- Wczoraj- mruknęłam.
- I jak się bawiłaś?
- Gdybym chciała się dobrze bawić, to zostałabym tu- odpowiedziałam oburzona nadal patrząc w murawę.
- Jestem dupkiem?- zapytał z opuszczoną głową.
- Tak, jesteś. - powiedziałam i wstałam chcąc wyjść.
- Poczekaj- złapał mnie za ramię, odwróciłam się i wtedy mnie przytulił. A ja poczułam po raz kolejny jego bliskość- przez ten czas zrozumiałem, że znaczysz dla mnie więcej, niż cały ten świat-wyszeptał mi prosto do ucha- przycisnął mnie mocniej do siebie, potrzebowałam tego. Wszystko we mnie szalało. Nieruchome do tej chwili ręce lekko cię uniosły i zacisnęły się na jego plecach- wybaczysz mi?- zapytał.
- Tak..- odpowiedziałam bez wahania- wybaczę ci...bo jesteś dla mnie ważny- odsunęłam się od niego i uderzyłam go w tors.
Wyszliśmy uśmiechnięci ze stadionu, zapytał, czy mi zimno, "tak, w ręce"- odpowiedziałam, próbował mnie trochę ogrzać, a gdy zrobiło mi się cieplej splótł nasze dłonie razem.
Chcę oglądać z Tobą mecze i pić zimne piwo, grać w x-boxa w samej bieliźnie i jeść fast foody o 3 nad ranem, oglądać z Tobą wszystkie głupkowate komedie, by słyszeć jak słodko się śmiejesz, i straszne horrory, żebym mogła się w ciebie wtulać ze strachu. Chcę spać w Twojej koszuli i słuchać z Tobą muzyki, pić z Tobą poranną kawę, zwiedzać z Tobą miasto nocą i kąpać nago w jeziorze. Chcę tańczyć z Tobą jak w dirty dancing i całować się w deszczu
Myślisz, że po jednym spojrzeniu wszystko wróciło? To naiwne.. ale masz rację.
- Chciałbym cię pocałować- powiedział kilka dni później, kiedy siedzieliśmy w moim apartamencie.
- Zrób to..- powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie mogę..
- Dlaczego?
- Ponieważ chciałbym, żeby to był najlepszy pierwszy pocałunek w historii najlepszych pocałunków.
- Z tobą każdy może być najlepszy..
- Ale nigdzie nam się nie spieszy, Mała.
- Słucham- odebrałam telefon.
- Hej, Liv- po drugiej stronie usłyszałam Zoe.
- Słyszałam, że do niego wróciłaś!
- Tak właśnie było- zaśmiałam się.
- Wpraszam się dzisiaj na kawę, musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Dał ci kurtkę?- zachwycała się Zoe- to przeurocze! I siedzieliście na środku Camp Nou? Andres zazwyczaj nie robi nic romantycznego- skrzywiła się- ale nadal jest przesłodki.
Zaśmiałam sie, Zoe Hurtado zawsze mówiła za 4 i ekscytowała się wszystkim naokoło, przyjaźniłyśmy się od początku szkoły, później zaczęła się umawiać z Andresem Iniestą, który po wielu oporach zawładnął jej sercem, teraz są razem już prawie 10 lat, za rok odbędzie się ich ślub, na którym mam zamiar być druhną.
Uniosłam głowę i zobaczyłam podśmiewającego się Bojana opartego o framugę, sama się zaśmiałam, Zoe to zauważyła i szybko odwróciła głowę.
- Cześć!- odezwała się i podeszła do niego - jestem Zoe- podała mu rękę.
- Bojan- uśmiechnął się.
- Jeśli Liv jeszcze chociaż raz będzie wypłakiwać się na moim biednym ramieniu to obiecuję, że Andres stłucze cię na kwaśne jabłko- warknęła mu do ucha- pójdę już sobie, moja przyjaciółko od siedmiu boleści, powinnaś płakać, a nie śmiać się...
- Chodź tu- powiedziałam i ją przytuliłam.
- Na to czekałam, wychodzę! Miłego wieczoru- poruszyła brwiami, mocno akcentując ostatni człon.
- Idź już sobie!- rzuciłam w nią poduszką, ale ochroniła ją futryna.
- Papa!- krzyknęła i uciekła.
Chciałabym być Twoją ulubioną dziewczyną, chciałabym byś myślał, że jestem powodem, dla którego żyjesz tutaj, na tym świecie i chciałabym, aby mój uśmiech był Twoim ulubionym rodzajem uśmiechu, a sposób w jaki się ubieram, najbardziej Ci się podobał. Chciałabym, abyś mnie nie pojmował, a jednak wiedział doskonale, jaka jestem. Chciałabym, byś trzymał mnie za rękę, kiedy jestem zdenerwowana i zła i chciałabym, abyś zawsze pamiętał jak wyglądałam, kiedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałam, ale przede wszystkim chciałabym, abyś mnie kochał, abyś mnie potrzebował i chcę, abyś beze mnie czuł się niekompletny i żeby beze mnie Twoje serce było złamane i abyś beze mnie spędził wszystkie noce bezsennie, abyś beze mnie nie mógł jeść i żeby myśl o mnie była ostatnią myślą przed Twoim snem.
środa, 18 marca 2015
VIII
-Bojan Krkić Junior- usłyszałem ostry krzyk Gerarda wchodzącego do mojego mieszkania jak zawsze- bez pukania.
- Wyłaź!- warknął drugi głos, chyba Xaviego.
Siedziałem właśnie w łazience i próbowałem bezszelestnie otworzyć okno parterowego domku, w którym pomieszkiwałem na czas znalezienia nowego penthouse."Dlaczego nigdy nie używam zamka?"- pomyślałem wściekły na siebie. Okienko zapiszczało, widocznie dawno nie było oliwione, ale to wystarczyło, żeby wiedzieli gdzie jestem.
- Ty przez pole, ja drzwiami- usłyszałem szept Gerarda i już wiedziałem, że jestem w pułapce.
- Wychodzę- skapitulowałam i z podniesionymi rękoma wymaszerowałem z toalety.
- Chodź tu gnojku- Gerard złapał mnie za fraki i zatargał do salonu- zachowałeś się jak skończony debil.
- Zdajesz sobie sprawę, że to było półtora miesiąca temu? Nie wiedziałeś wcześniej?
- Nikt nie wiedział, Bojan, dopiero dzisiaj Andres powiedział, że nie pożegnałeś się z nią na lotnisku, a na pytanie dlaczego cię nie ma odpowiedziała tylko wzruszeniem ramionami. Tłumacz się!- rzucił mną lekko o sofę.
- Miała wyjechać, nawrzeszczałem na nią i powiedziałem, żeby była szczęśliwa z kimś innym, gdzieindziej, chciałem to jakoś odkręcić, ale nie wiesz nawet jakie to ciężkie przyznać się do błędu.
- Słucham- w międzyczasie zadzwonił jego telefon- Hej Liv, siedzę z Xavim i Bojanem, ale nie ma sprawy. Skoro tak twierdzisz. To cześć- zakończył rozmowę.
- Wiesz.. Ciężko zrobić ten pierwszy krok, ale czasem warto. Boisz się odrzucenia. Od razu z góry zakładasz, że Ci się nie uda, a tak naprawdę musisz w to uwierzyć. Powiedzieć sobie, że dasz radę i spróbować, tylko wtedy dowiesz się czy naprawdę było warto- odezwał się milczący do tej pory Hernandez.
- Tylko jak mam to naprawić? Pewnie już nie chce mnie znać.
- Powiedz jej czasami, że jej oczy Ci się podobają czy też, że ładnie jej w tym ciuchu. Wspomnij, że jej włosy dzisiaj ładnie się układają lub jej uśmiech jest zniewalający- powiedział Gerard- ale najpierw z nią porozmawiaj, co, teraz, kiedy wróciła będziecie mijać się na ulicy witając się tęsknymi spojrzeniami, ale przechodząc bez nawet "cześć"? To żałosne.
- Ale..
- Jesteś mężczyzną, czy nie?- Xavi uderzył mnie dość mocno w ramię.
- Podobno jestem, ale czuję się jak jakaś zasrana pizda. Może spotkaliśmy się przez przypadek i tak naprawdę to nie miało sensu?
- Przypadki nie istnieją, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Po ich wyjściu wziąłem do ręki telefon, odszukałem jej numer i wcisnąłem "napisz wiadomość". Nie myślałem, co piszę, później chciałem ją wysłać, ale przy potwierdzeniu się ocknąłem, przeczytałem to szybko.
Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje mi Ciebie. rozumiesz?
Wcisnąłem klawisz kasowania i rzuciłem telefonem o ścianę, "jestem beznadziejnym tchórzem "- pomyślałem.. a najgorsze było to, że chyba się nie myliłem.
Następnego dnia wieczorem graliśmy mecz, zwyciężyliśmy gładko, bo aż 4:0, wszedłem z ławki w 60 minucie, a schodzący Messi powiedział do mnie:
- Ona tutaj jest, w loży vipów, mam nadzieję, że tego nie zmarnujesz.
Po meczu spędziłem dobre dwie godziny w szatni. Wiedziałem gdzie jest i co robi, ale bałem się wyjść z ukrycia, kiedy w końcu się odważyłem ruszyłem w kierunku boiska, siedziała tam nadal z oplecionymi rękoma nogami, dość mocno o czymś myślała. Odpłynęła.
Założyłem jej na plecy swoją kurtkę, ale nie zareagowała, usiadłem obok, również żadnego odruchu, a ja siedziałem i patrzyłem na jej idealną twarz. Minęła może godzina, kiedy ocknąwszy się z letargu zapytałem:
- Kiedy wróciłaś?
- Wyłaź!- warknął drugi głos, chyba Xaviego.
Siedziałem właśnie w łazience i próbowałem bezszelestnie otworzyć okno parterowego domku, w którym pomieszkiwałem na czas znalezienia nowego penthouse."Dlaczego nigdy nie używam zamka?"- pomyślałem wściekły na siebie. Okienko zapiszczało, widocznie dawno nie było oliwione, ale to wystarczyło, żeby wiedzieli gdzie jestem.
- Ty przez pole, ja drzwiami- usłyszałem szept Gerarda i już wiedziałem, że jestem w pułapce.
- Wychodzę- skapitulowałam i z podniesionymi rękoma wymaszerowałem z toalety.
- Chodź tu gnojku- Gerard złapał mnie za fraki i zatargał do salonu- zachowałeś się jak skończony debil.
- Zdajesz sobie sprawę, że to było półtora miesiąca temu? Nie wiedziałeś wcześniej?
- Nikt nie wiedział, Bojan, dopiero dzisiaj Andres powiedział, że nie pożegnałeś się z nią na lotnisku, a na pytanie dlaczego cię nie ma odpowiedziała tylko wzruszeniem ramionami. Tłumacz się!- rzucił mną lekko o sofę.
- Miała wyjechać, nawrzeszczałem na nią i powiedziałem, żeby była szczęśliwa z kimś innym, gdzieindziej, chciałem to jakoś odkręcić, ale nie wiesz nawet jakie to ciężkie przyznać się do błędu.
- Słucham- w międzyczasie zadzwonił jego telefon- Hej Liv, siedzę z Xavim i Bojanem, ale nie ma sprawy. Skoro tak twierdzisz. To cześć- zakończył rozmowę.
- Wiesz.. Ciężko zrobić ten pierwszy krok, ale czasem warto. Boisz się odrzucenia. Od razu z góry zakładasz, że Ci się nie uda, a tak naprawdę musisz w to uwierzyć. Powiedzieć sobie, że dasz radę i spróbować, tylko wtedy dowiesz się czy naprawdę było warto- odezwał się milczący do tej pory Hernandez.
- Tylko jak mam to naprawić? Pewnie już nie chce mnie znać.
- Powiedz jej czasami, że jej oczy Ci się podobają czy też, że ładnie jej w tym ciuchu. Wspomnij, że jej włosy dzisiaj ładnie się układają lub jej uśmiech jest zniewalający- powiedział Gerard- ale najpierw z nią porozmawiaj, co, teraz, kiedy wróciła będziecie mijać się na ulicy witając się tęsknymi spojrzeniami, ale przechodząc bez nawet "cześć"? To żałosne.
- Ale..
- Jesteś mężczyzną, czy nie?- Xavi uderzył mnie dość mocno w ramię.
- Podobno jestem, ale czuję się jak jakaś zasrana pizda. Może spotkaliśmy się przez przypadek i tak naprawdę to nie miało sensu?
- Przypadki nie istnieją, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Po ich wyjściu wziąłem do ręki telefon, odszukałem jej numer i wcisnąłem "napisz wiadomość". Nie myślałem, co piszę, później chciałem ją wysłać, ale przy potwierdzeniu się ocknąłem, przeczytałem to szybko.
Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje mi Ciebie. rozumiesz?
Wcisnąłem klawisz kasowania i rzuciłem telefonem o ścianę, "jestem beznadziejnym tchórzem "- pomyślałem.. a najgorsze było to, że chyba się nie myliłem.
Następnego dnia wieczorem graliśmy mecz, zwyciężyliśmy gładko, bo aż 4:0, wszedłem z ławki w 60 minucie, a schodzący Messi powiedział do mnie:
- Ona tutaj jest, w loży vipów, mam nadzieję, że tego nie zmarnujesz.
Po meczu spędziłem dobre dwie godziny w szatni. Wiedziałem gdzie jest i co robi, ale bałem się wyjść z ukrycia, kiedy w końcu się odważyłem ruszyłem w kierunku boiska, siedziała tam nadal z oplecionymi rękoma nogami, dość mocno o czymś myślała. Odpłynęła.
Założyłem jej na plecy swoją kurtkę, ale nie zareagowała, usiadłem obok, również żadnego odruchu, a ja siedziałem i patrzyłem na jej idealną twarz. Minęła może godzina, kiedy ocknąwszy się z letargu zapytałem:
- Kiedy wróciłaś?
sobota, 14 marca 2015
VII
- Witaj..- mruknęłam przytulając się mocno do niego, dzisiaj nie robiliśmy nic ekscytującego, po prostu siedzieliśmy w moim nowym domu.
- Coś się stało?- zapytał zaniepokojony moim zachowaniem.
- Może najpierw zjedzmy- poprosiłam.
W milczeniu skonsumowaliśmy obiad, który ugotowałam sama, ja piłam kawę, a on sok pomarańczowy, nie rozmawialiśmy, widocznie mój beznadziejny humor udzielił się i jemu.
- Słucham- oparł się wygodnie o sofę i wziął głęboki oddech.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć..- odparłam zmartwiona.
- Wal prosto z mostu- uśmiechnął się- tylko wszystko na raz, postaram się to przyjąć na klatę.
- Muszę wyjechać.. na miesiąc.
- Co?- zdziwił się.
- Dostałam dwa wielkie zlecenia. Będę kursować między Barceloną, Madrytem, a Londynem.
- Boże.. było tak pięknie, mogłem się domyślić, że długo to nie potrwa- złapał się za głowę.
- Przepraszam..
- Ty tylko cały czas przepraszasz, chociaż tak na prawdę nie masz za co!- krzyknął- Cholera!
- Nie było innej drogi- oczy zaszły mi łzami- wybacz, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Jedź sobie gdzie tylko chcesz i z kim chcesz, już mnie to chyba nie obchodzi...- wyszeptał, zabrał kurtkę i wyszedł.
Czułam się beznadziejnie. Przegrałam walkę, otaczał mnie wstyd, wszystko, co zrobiłam mogłam uczynić trzy razy lepiej. Gdzieś głęboko rozdziera mnie na kawałki złość, przecież mogłam zostawić przyszłość, niech się dzieje co chce, ale nie. Wybrałam karierę i pewnie do końca życia będę ponosiła konsekwencje tego wyboru.
Od kilku dni udaję, że Cię nie znam. Że jesteś mi totalnie obojętny. Że nie obchodzi mnie, jaką masz na sobie koszulkę, z kim się pokłóciłeś, z kim rozmawiasz, do kogo rzucasz swój piękny uśmiech, na kogo patrzysz zalotnym spojrzeniem, jakich perfum używasz, jakim dziewczynom dajesz swoje ulubione bluzy, albo z kim ciągle piszesz sms'y. UDAJĘ.
Dwa tygodnie przeleciały bardzo szybko, w międzyczasie były Święta Bożego Narodzenia, które obchodziłam z rodziną. Cały wolny czas spędzałam w pracy, żeby nie myśleć o niczym, co mogłoby przypominać mi Bojana, niby znaliśmy się krótko, wszystko szło powoli ku lepszemu, ale .. to chyba było to coś, coś, co ciężko jest zidentyfikować, może to miał być ten jedyny?
Na lotnisko odwieźli mnie Andres i Zoe, szczerze mówiąc miałam wielką nadzieję, że jednak przyjdzie, przytuli mnie i powie, że ten wyjazd nic nie znaczy, bo zawsze jest blisko, ale tak się nie stało. Wsiadłam do samolotu ocierając samotną łzę. Teraz nie zrobię tego, co wszyscy słabi ludzie. Nie poddam się, będę szła swoją drogą, a z czasem nie będzie mnie już obchodziło to, którą idziesz ty.
Kiedy osoba, którą kochasz, milczy, jest to najsilniejszy rodzaj bólu jaki ktokolwiek może Ci zadać. O tej sile świadczy chociażby fakt, że nie masz możliwości obrony musisz po prostu czuć i pomału w tym bólu umierać.
Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie, pracy miałam tak dużo, że ciężko mi było znaleźć czas na sen, co kilka dni latałam do Barcelony, lub Madrytu, aby przy okazji doglądać sprawy Cristiano i Leo, taki dzień był na przykład dzisiaj, wysiadłam z samolotu na lotnisku w Madrycie, rozejrzałam się za osobą, która miała mnie odebrać. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie trzymającym kartkę z moim imieniem i nazwiskiem, był to nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo, podeszłam do niego starając się nie zdradzać mojej dezorientacji.
- Livia
- Cris
Przedstawiliśmy się sobie, opowiedział mi, że sam zaoferował, że odbierze mnie z lotniska, bo chciał wiedzieć kim jestem, podobno okazałam się niezwykle miłą osobą. Zawiózł mnie do Javiera, z którym już kilka dni wcześniej umówiłam się na kolację.
- Więc nasz Javi to twój chłopak?- zapytał roześmiany.
- Nie - odpowiedziałam również z uśmiechem na ustach- to mój brat.
Starałam się zapomnieć o nieszczęśliwie zakończonym.. zauroczeniu? To minie, trochę już mija. Chyba przez ten czas trochę schudłam, ale to wina braku czasu na pożywienie. Całe dnie spędzam na pisaniu, przekazywaniu wiadomości i wielu innych rzeczach.
Mimo, że już niczego między nami nie ma, gdy widzę kopertę na wyświetlaczu, od razu mocniej zaczyna mi bić serce, lekko przejeżdżam palcem po ekranie, mając nadzieję, że Twoje imię pojawi się w nowych wiadomościach. Jednak to wciąż tylko złudna nadzieję, dzięki której potrafię normalnie funkcjonować.
W końcu zakończyłam obie sprawy, dostałam za nie dość duże wynagrodzenie i postanowiłam, że niedługo wybiorę się na długie, relaksujące wakacje, może na Ibizie? Do tego poznam tam uroczego masażystę, na pewno wezmę Zoe i Carly.. może też Shak, to będzie najwspanialszy czas.
Marzenia o wakacjach tak mnie pochłonęły, że całkowicie zapomniałam poprosić kogokolwiek, żeby po mnie przyjechał, przypomniałam sobie dopiero teraz, w samolocie.Kiedy wysiadłam zadzwoniłam do Pique.
- Hej, Geri! Robisz coś niezwykle ciekawego?- zagadnęłam na początek.
- Liv- zaśmiał się- co masz mi do zaproponowania?
- Możesz po mnie przyjechać na lotnisko- odpowiedziałam.
- Jestem z Bojanem i Xavim, ale nie ma sprawy, wezmę ich i wpadniemy.
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać, wrócę taksówką- odpowiedziałam, teraz czekał mnie wielki powrót, w którym muszę zmierzyć się z szarą rzeczywistością, czyt. Bojan jest wszędzie, gdzie nie mam ochoty go widzieć, słyszeć, ani czuć.
Kiedy wyszłam z lotniskowej toalety, gdzie musiałam się chwilę odświeżyć zobaczyłam Shakirę, która jak się okazało czekała na mnie.
- Idziemy na kawę- zarządziła.
Znalazłyśmy jakiś cichy klub na uboczu, gdzie nie rzuci się na nią milion fanów.
- Mów- rozkazała.
- Co?- zdziwiłam się.
- O co chodzi z Bojanem, przecież było już tak świetnie.. I nie wymigacie się, Geri rozmawia z nim, a ja z tobą.
- Nic się nie stało- obstawałam twardo przy swoim.
- Słyszałam już nie raz teksty typu 'o czym ty mówisz?'. Laska, byliście świetną parą, nie chcę słyszeć żadnych wymówek, opowiedz mi o swoich uczuciach.
- To nie jest takie proste- westchnęłam - kiedy powiedziałam mu, że muszę wyjechać nakrzyczał na mnie i powiedział, że to koniec, więc od półtora miesiąca zbieram kawałki mojego małego, różowiutkiego serduszka, które mogłabym podarować komuś innemu, ale czuję, że to już nie będzie to samo- powiedziałam jednym tchem.
- Moja słodka..- zaczęła- a ty chciałaś tylko mieć takiego najlepszego przyjaciela, prawda?
- Tak..
Hihihiihihihihi zniszczyłam wszystko, prawda? <3 xD
- Coś się stało?- zapytał zaniepokojony moim zachowaniem.
- Może najpierw zjedzmy- poprosiłam.
W milczeniu skonsumowaliśmy obiad, który ugotowałam sama, ja piłam kawę, a on sok pomarańczowy, nie rozmawialiśmy, widocznie mój beznadziejny humor udzielił się i jemu.
- Słucham- oparł się wygodnie o sofę i wziął głęboki oddech.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć..- odparłam zmartwiona.
- Wal prosto z mostu- uśmiechnął się- tylko wszystko na raz, postaram się to przyjąć na klatę.
- Muszę wyjechać.. na miesiąc.
- Co?- zdziwił się.
- Dostałam dwa wielkie zlecenia. Będę kursować między Barceloną, Madrytem, a Londynem.
- Boże.. było tak pięknie, mogłem się domyślić, że długo to nie potrwa- złapał się za głowę.
- Przepraszam..
- Ty tylko cały czas przepraszasz, chociaż tak na prawdę nie masz za co!- krzyknął- Cholera!
- Nie było innej drogi- oczy zaszły mi łzami- wybacz, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Jedź sobie gdzie tylko chcesz i z kim chcesz, już mnie to chyba nie obchodzi...- wyszeptał, zabrał kurtkę i wyszedł.
Czułam się beznadziejnie. Przegrałam walkę, otaczał mnie wstyd, wszystko, co zrobiłam mogłam uczynić trzy razy lepiej. Gdzieś głęboko rozdziera mnie na kawałki złość, przecież mogłam zostawić przyszłość, niech się dzieje co chce, ale nie. Wybrałam karierę i pewnie do końca życia będę ponosiła konsekwencje tego wyboru.
Od kilku dni udaję, że Cię nie znam. Że jesteś mi totalnie obojętny. Że nie obchodzi mnie, jaką masz na sobie koszulkę, z kim się pokłóciłeś, z kim rozmawiasz, do kogo rzucasz swój piękny uśmiech, na kogo patrzysz zalotnym spojrzeniem, jakich perfum używasz, jakim dziewczynom dajesz swoje ulubione bluzy, albo z kim ciągle piszesz sms'y. UDAJĘ.
Dwa tygodnie przeleciały bardzo szybko, w międzyczasie były Święta Bożego Narodzenia, które obchodziłam z rodziną. Cały wolny czas spędzałam w pracy, żeby nie myśleć o niczym, co mogłoby przypominać mi Bojana, niby znaliśmy się krótko, wszystko szło powoli ku lepszemu, ale .. to chyba było to coś, coś, co ciężko jest zidentyfikować, może to miał być ten jedyny?
Na lotnisko odwieźli mnie Andres i Zoe, szczerze mówiąc miałam wielką nadzieję, że jednak przyjdzie, przytuli mnie i powie, że ten wyjazd nic nie znaczy, bo zawsze jest blisko, ale tak się nie stało. Wsiadłam do samolotu ocierając samotną łzę. Teraz nie zrobię tego, co wszyscy słabi ludzie. Nie poddam się, będę szła swoją drogą, a z czasem nie będzie mnie już obchodziło to, którą idziesz ty.
Kiedy osoba, którą kochasz, milczy, jest to najsilniejszy rodzaj bólu jaki ktokolwiek może Ci zadać. O tej sile świadczy chociażby fakt, że nie masz możliwości obrony musisz po prostu czuć i pomału w tym bólu umierać.
Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie, pracy miałam tak dużo, że ciężko mi było znaleźć czas na sen, co kilka dni latałam do Barcelony, lub Madrytu, aby przy okazji doglądać sprawy Cristiano i Leo, taki dzień był na przykład dzisiaj, wysiadłam z samolotu na lotnisku w Madrycie, rozejrzałam się za osobą, która miała mnie odebrać. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie trzymającym kartkę z moim imieniem i nazwiskiem, był to nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo, podeszłam do niego starając się nie zdradzać mojej dezorientacji.
- Livia
- Cris
Przedstawiliśmy się sobie, opowiedział mi, że sam zaoferował, że odbierze mnie z lotniska, bo chciał wiedzieć kim jestem, podobno okazałam się niezwykle miłą osobą. Zawiózł mnie do Javiera, z którym już kilka dni wcześniej umówiłam się na kolację.
- Więc nasz Javi to twój chłopak?- zapytał roześmiany.
- Nie - odpowiedziałam również z uśmiechem na ustach- to mój brat.
Starałam się zapomnieć o nieszczęśliwie zakończonym.. zauroczeniu? To minie, trochę już mija. Chyba przez ten czas trochę schudłam, ale to wina braku czasu na pożywienie. Całe dnie spędzam na pisaniu, przekazywaniu wiadomości i wielu innych rzeczach.
Mimo, że już niczego między nami nie ma, gdy widzę kopertę na wyświetlaczu, od razu mocniej zaczyna mi bić serce, lekko przejeżdżam palcem po ekranie, mając nadzieję, że Twoje imię pojawi się w nowych wiadomościach. Jednak to wciąż tylko złudna nadzieję, dzięki której potrafię normalnie funkcjonować.
W końcu zakończyłam obie sprawy, dostałam za nie dość duże wynagrodzenie i postanowiłam, że niedługo wybiorę się na długie, relaksujące wakacje, może na Ibizie? Do tego poznam tam uroczego masażystę, na pewno wezmę Zoe i Carly.. może też Shak, to będzie najwspanialszy czas.
Marzenia o wakacjach tak mnie pochłonęły, że całkowicie zapomniałam poprosić kogokolwiek, żeby po mnie przyjechał, przypomniałam sobie dopiero teraz, w samolocie.Kiedy wysiadłam zadzwoniłam do Pique.
- Hej, Geri! Robisz coś niezwykle ciekawego?- zagadnęłam na początek.
- Liv- zaśmiał się- co masz mi do zaproponowania?
- Możesz po mnie przyjechać na lotnisko- odpowiedziałam.
- Jestem z Bojanem i Xavim, ale nie ma sprawy, wezmę ich i wpadniemy.
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać, wrócę taksówką- odpowiedziałam, teraz czekał mnie wielki powrót, w którym muszę zmierzyć się z szarą rzeczywistością, czyt. Bojan jest wszędzie, gdzie nie mam ochoty go widzieć, słyszeć, ani czuć.
Kiedy wyszłam z lotniskowej toalety, gdzie musiałam się chwilę odświeżyć zobaczyłam Shakirę, która jak się okazało czekała na mnie.
- Idziemy na kawę- zarządziła.
Znalazłyśmy jakiś cichy klub na uboczu, gdzie nie rzuci się na nią milion fanów.
- Mów- rozkazała.
- Co?- zdziwiłam się.
- O co chodzi z Bojanem, przecież było już tak świetnie.. I nie wymigacie się, Geri rozmawia z nim, a ja z tobą.
- Nic się nie stało- obstawałam twardo przy swoim.
- Słyszałam już nie raz teksty typu 'o czym ty mówisz?'. Laska, byliście świetną parą, nie chcę słyszeć żadnych wymówek, opowiedz mi o swoich uczuciach.
- To nie jest takie proste- westchnęłam - kiedy powiedziałam mu, że muszę wyjechać nakrzyczał na mnie i powiedział, że to koniec, więc od półtora miesiąca zbieram kawałki mojego małego, różowiutkiego serduszka, które mogłabym podarować komuś innemu, ale czuję, że to już nie będzie to samo- powiedziałam jednym tchem.
- Moja słodka..- zaczęła- a ty chciałaś tylko mieć takiego najlepszego przyjaciela, prawda?
- Tak..
Hihihiihihihihi zniszczyłam wszystko, prawda? <3 xD
niedziela, 1 marca 2015
VI
- Livia!- usłyszałam rano, kiedy tylko dotarłam do pracy- Travis koniecznie chce cię teraz zobaczyć.
- Narozrabiałam coś?- zaśmiałam się- a tak serio to nie wiesz może o co chodzi?
- Nie mam pojęcia, ale jest dość zdenerwowany.
Odłożyłam płaszcz do mojego gabinetu i powolnym, ostrożnym krokiem udałam się do pokoju przyjaciela. Zapukałam.
- Proszę!- usłyszałam i ze szczerym uśmiechem weszłam do środka. Gabinet Scott'a urządzony był w odcieniach beżu, naprzeciwko drzwi, pod oknem stało jego biurko, które dzisiaj było wyjątkowo uporządkowane, za nim znajdował się skórzany fotel, a vis a vis dwa krzesła dla klientów, również czarne, tak samo z resztą jak i meble, całe wypchane segregatorami. Za biurkiem siedział mój wspaniały przyjaciel, przystojny blondyn o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu, miał 28 lat i robił ogromną międzynarodową karierę, która niestety zmuszała go do częstych wyjazdów.
- Szukałeś mnie, Travis?- wychyliłam głowę zza drzwi.
- Tak, wejdź..- mruknął zmieszany- siadaj-zarządził.
- Dziękuję.. o co chodzi?
- Potrzebuję pomocy.. Miałem wyjechać w delegację do Londynu, ale Lil jest w ciąży.. mam nadzieję, że rozumiesz.. Chciałem cię poprosić, żebyś wzięła za mnie to zlecenie.
- Od kogo?- zapytałam.
- Chelsea FC, wyjedziesz za dwa tygodnie, na około miesiąc.
- Na miesiąc?- zapytałam z niedowierzaniem- ja też mam życie towarzyskie..
- Liv.. wiem, że masz chłopaka od niedawna, mnóstwo przyjaciół, ale to pomoże ci w karierze jak nic innego..w Londynie masz brata, miesiąc to wbrew pozorom nie aż tak długo..
- Umiałbyś zostawić na tyle czasu Lil?
- Posłuchaj.. Bojan przecież też wyjeżdża na mecze, co chwilę go nie ma, skoro on może pracować, to ty też!
- Travis..- zmieszałam się- nie mówię nie, ale daj mi 3 dni na przemyślenie tego.
- Nie ma problemu, w sumie zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.. a teraz musimy się pożegnać, bo za godzinę mam rozprawę.
- Do zobaczenia..- odpowiedziałam zamyślona
- Słucham- odebrałam telefon.
- Witaj, Livio, z tej strony Pep Guardiola, mam do ciebie małą sprawę, w sumie klub ją ma, czy moglibyśmy się umówić na spotkanie?
- Oczywiście, jeszcze dzisiaj?
- Chciałbym jak najszybciej.. jeśli oczywiście masz czas.
- Nie ma problemu, czekam na was już teraz.
- Już? Wielkie dzięki, będziemy za pół godziny.
Czyżby wielka Barcelona potrzebowała pomocy? - Pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wychodzę po kawę- powiedziałam do Amelii- za pół godziny będzie tu Guardiola z kimś jeszcze, zapisz mi ich do kalendarza.
- Weź mi też, najlepiej ekspresso.
- Nie ma sprawy.
Moje uzależnienie od kawy już od kilku godzin dawało o sobie znać. Ogólnie wiadomo, że muszę mieć przy sobie gorącą mokkę cały czas, dziennie wypijam około 5 kaw, co bardzo chcę ograniczyć, w sumie chciałam.. ale już nie chcę, marzę tylko o gorącej kawie i kocyku u mnie w domu, niestety.. obowiązki wzywają.
- Dzień dobry- usłyszałam chór na korytarzu kancelarii- my do panii Livi Herrery- przemówił jeden głos, z ciekawości wyszłam przed gabinet.
- Więcej was matka nie miała?- zapytałam z przekąsem.
- To poważna sprawa, jak mniemam Livia?- zapytał starszy mężczyzna w śmiesznych okularkach- Josep Maria Bartomeu, prezydent klubu.
- Livia Herrera, co już pan wie- podałam mu rękę- witam wszystkich, zapraszam do sali konferencyjnej, bo w moim gabinecie to się nie zmieścicie.
Naliczyłam ich 16. Szesnastu mężczyzn i ja, jedna mała dziewczynka. Obecni byli między innymi wszyscy czterej kapitanowie, prezes do spraw sportowych- Carles Puyol, obaj trenerzy i reszta innych, niepotrzebnych osób.
Tłum przywołał również resztę moich współpracowników- Travisa i Marię.
- Słuchamy was- zachęciłam.
- Chodzi o to, że, może słyszeliście, na nasz klub mówi się wiele nieprawdziwych rzeczy, szczególnie na zawodników. Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dwaj najlepsi piłkarze świata, a wszyscy twierdzą, że są największymi wrogami. Cóż, to nie jest prawda, jeden dziennikarz z Mundo Deportivo napisał artykuł o tym, co chłopcy niby o sobie mówią, próbowaliśmy apelować do gazety, ale widocznie FC Barcelona i Real Madrid muszą zjednoczyć siły, żeby to pokonać, chcielibyśmy wytoczyć rozprawę temu dziennikarzowi pokazując przy tym, że wcale nie jest tak, jak wszyscy myślą, Livio, czy podjęłabyś się tego zadania?
- Ciężkie pytanie.. czy mogę udzielić odpowiedzi jutro?- zapytałam.
- Oczywiście, zapraszamy na trening, później, oczywiście jeśli się zgodzisz, obgadamy szczegóły.
- Dziękuję bardzo- podałam rękę każdemu mężczyźnie, co zajęło dość dużo czasu- więc do jutra!
- Szczerze to mam nadzieję, że się tym zajmiesz, skoro jesteś dziewczyną Bojana musisz być wspaniałą osobą- szepnął mi do ucha Leo Messi.Stałam z szeroko otwartą buzią i nie mogłam wydusić słowa.
- Mucha ci wpadnie- przechodzący koło mnie Travis - chodź do mnie na chwilę..- poprosił i udał się do gabinetu pierwszy- posłuchaj, żądam od ciebie, żebyś zajęła się tymi dwoma sprawami, wiem, nie jestem twoim szefem, ale twoja kariera nabierze takiego rozpędu, o jakim nawet nie marzysz. Zrób to, Liv.
Ten jego prawie niedostrzegalny uśmiech przyprawia mnie o bicie serca, to jak patrzy mi w oczy przypomina mi całą definicję szczęścia, która dzięki jego obecności przybrała zupełnie nowe znaczenie. Czuję, że jesteś dla mnie wszystkim, nie wiem, czy wiesz..
Całą noc spędziłam na rozmyśleniach, tych co do Bojana i tych co do wyjazdu, czy one przypadkiem się nie wykluczają? Jeśli wyjadę na miesiąc to będę musiała zrezygnować z niego, a kiedy będę chciała być z nim oleję pracę, dlaczego to musi być tak trudne?- zapytałam sama siebie.
- Narozrabiałam coś?- zaśmiałam się- a tak serio to nie wiesz może o co chodzi?
- Nie mam pojęcia, ale jest dość zdenerwowany.
Odłożyłam płaszcz do mojego gabinetu i powolnym, ostrożnym krokiem udałam się do pokoju przyjaciela. Zapukałam.
- Proszę!- usłyszałam i ze szczerym uśmiechem weszłam do środka. Gabinet Scott'a urządzony był w odcieniach beżu, naprzeciwko drzwi, pod oknem stało jego biurko, które dzisiaj było wyjątkowo uporządkowane, za nim znajdował się skórzany fotel, a vis a vis dwa krzesła dla klientów, również czarne, tak samo z resztą jak i meble, całe wypchane segregatorami. Za biurkiem siedział mój wspaniały przyjaciel, przystojny blondyn o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu, miał 28 lat i robił ogromną międzynarodową karierę, która niestety zmuszała go do częstych wyjazdów.
- Szukałeś mnie, Travis?- wychyliłam głowę zza drzwi.
- Tak, wejdź..- mruknął zmieszany- siadaj-zarządził.
- Dziękuję.. o co chodzi?
- Potrzebuję pomocy.. Miałem wyjechać w delegację do Londynu, ale Lil jest w ciąży.. mam nadzieję, że rozumiesz.. Chciałem cię poprosić, żebyś wzięła za mnie to zlecenie.
- Od kogo?- zapytałam.
- Chelsea FC, wyjedziesz za dwa tygodnie, na około miesiąc.
- Na miesiąc?- zapytałam z niedowierzaniem- ja też mam życie towarzyskie..
- Liv.. wiem, że masz chłopaka od niedawna, mnóstwo przyjaciół, ale to pomoże ci w karierze jak nic innego..w Londynie masz brata, miesiąc to wbrew pozorom nie aż tak długo..
- Umiałbyś zostawić na tyle czasu Lil?
- Posłuchaj.. Bojan przecież też wyjeżdża na mecze, co chwilę go nie ma, skoro on może pracować, to ty też!
- Travis..- zmieszałam się- nie mówię nie, ale daj mi 3 dni na przemyślenie tego.
- Nie ma problemu, w sumie zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.. a teraz musimy się pożegnać, bo za godzinę mam rozprawę.
- Do zobaczenia..- odpowiedziałam zamyślona
- Słucham- odebrałam telefon.
- Witaj, Livio, z tej strony Pep Guardiola, mam do ciebie małą sprawę, w sumie klub ją ma, czy moglibyśmy się umówić na spotkanie?
- Oczywiście, jeszcze dzisiaj?
- Chciałbym jak najszybciej.. jeśli oczywiście masz czas.
- Nie ma problemu, czekam na was już teraz.
- Już? Wielkie dzięki, będziemy za pół godziny.
Czyżby wielka Barcelona potrzebowała pomocy? - Pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wychodzę po kawę- powiedziałam do Amelii- za pół godziny będzie tu Guardiola z kimś jeszcze, zapisz mi ich do kalendarza.
- Weź mi też, najlepiej ekspresso.
- Nie ma sprawy.
Moje uzależnienie od kawy już od kilku godzin dawało o sobie znać. Ogólnie wiadomo, że muszę mieć przy sobie gorącą mokkę cały czas, dziennie wypijam około 5 kaw, co bardzo chcę ograniczyć, w sumie chciałam.. ale już nie chcę, marzę tylko o gorącej kawie i kocyku u mnie w domu, niestety.. obowiązki wzywają.
- Dzień dobry- usłyszałam chór na korytarzu kancelarii- my do panii Livi Herrery- przemówił jeden głos, z ciekawości wyszłam przed gabinet.
- Więcej was matka nie miała?- zapytałam z przekąsem.
- To poważna sprawa, jak mniemam Livia?- zapytał starszy mężczyzna w śmiesznych okularkach- Josep Maria Bartomeu, prezydent klubu.
- Livia Herrera, co już pan wie- podałam mu rękę- witam wszystkich, zapraszam do sali konferencyjnej, bo w moim gabinecie to się nie zmieścicie.
Naliczyłam ich 16. Szesnastu mężczyzn i ja, jedna mała dziewczynka. Obecni byli między innymi wszyscy czterej kapitanowie, prezes do spraw sportowych- Carles Puyol, obaj trenerzy i reszta innych, niepotrzebnych osób.
Tłum przywołał również resztę moich współpracowników- Travisa i Marię.
- Słuchamy was- zachęciłam.
- Chodzi o to, że, może słyszeliście, na nasz klub mówi się wiele nieprawdziwych rzeczy, szczególnie na zawodników. Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dwaj najlepsi piłkarze świata, a wszyscy twierdzą, że są największymi wrogami. Cóż, to nie jest prawda, jeden dziennikarz z Mundo Deportivo napisał artykuł o tym, co chłopcy niby o sobie mówią, próbowaliśmy apelować do gazety, ale widocznie FC Barcelona i Real Madrid muszą zjednoczyć siły, żeby to pokonać, chcielibyśmy wytoczyć rozprawę temu dziennikarzowi pokazując przy tym, że wcale nie jest tak, jak wszyscy myślą, Livio, czy podjęłabyś się tego zadania?
- Ciężkie pytanie.. czy mogę udzielić odpowiedzi jutro?- zapytałam.
- Oczywiście, zapraszamy na trening, później, oczywiście jeśli się zgodzisz, obgadamy szczegóły.
- Dziękuję bardzo- podałam rękę każdemu mężczyźnie, co zajęło dość dużo czasu- więc do jutra!
- Szczerze to mam nadzieję, że się tym zajmiesz, skoro jesteś dziewczyną Bojana musisz być wspaniałą osobą- szepnął mi do ucha Leo Messi.Stałam z szeroko otwartą buzią i nie mogłam wydusić słowa.
- Mucha ci wpadnie- przechodzący koło mnie Travis - chodź do mnie na chwilę..- poprosił i udał się do gabinetu pierwszy- posłuchaj, żądam od ciebie, żebyś zajęła się tymi dwoma sprawami, wiem, nie jestem twoim szefem, ale twoja kariera nabierze takiego rozpędu, o jakim nawet nie marzysz. Zrób to, Liv.
Ten jego prawie niedostrzegalny uśmiech przyprawia mnie o bicie serca, to jak patrzy mi w oczy przypomina mi całą definicję szczęścia, która dzięki jego obecności przybrała zupełnie nowe znaczenie. Czuję, że jesteś dla mnie wszystkim, nie wiem, czy wiesz..
Całą noc spędziłam na rozmyśleniach, tych co do Bojana i tych co do wyjazdu, czy one przypadkiem się nie wykluczają? Jeśli wyjadę na miesiąc to będę musiała zrezygnować z niego, a kiedy będę chciała być z nim oleję pracę, dlaczego to musi być tak trudne?- zapytałam sama siebie.
środa, 18 lutego 2015
V
Wyspałaś się?
Po przeczytaniu tego smsa od razu miałam ochotę przenosić góry, siedziałam już w biurze, na wieszaku wisiał mój beżowy płaszcz wraz z przekładanymi przez rękawy rękawiczkami i wielkim kraciastym szalikiem, którego równie dobrze mogłabym używać jako koca. Kawa stała na swoim miejscu, a ja właśnie umawiałam się na kolejne spotkanie z Bojanem. Na polu było bardzo zimno, chociaż na śnieg się nie zanosiło. Zamarzałam więc czekając na niego na parkingu pod kinem, na szczęście pojawił się dość szybko, weszliśmy więc razem do środka i kupiliśmy bilety. Do tej pory nie wiedziałam, na co pójdziemy, ale jednego byłam pewna, przenigdy żaden chłopak nie zabierze mnie na film romantyczny. Jak bardzo się myliłam? Wylądowaliśmy na "if I stay", tyle chyba wystarczy, był to seans, który Bojan wynajął wyłącznie dla nas, więc na sali byliśmy tylko my. Oczywiście z filmu wyszłam zalana łzami.
- Hej..- mruknął kucając przy mnie- nie płacz..
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj- otarł mi łzy kciukiem i podał chusteczkę- trzymaj, Mała, bo się rozchorujesz...
- Dziękuję.. - szepnęłam.
Po 10 minutach wyszliśmy z kina, zaproponował spacer, więc się zgodziłam. Szliśmy i rozmawialiśmy, mijaliśmy wielu ludzi, a on zatrzymał się przy kobiecie sprzedającej róże.
- Poczekaj tu- powiedział, a sam do niej podszedł.
Po chwili wrócił trzymając w dłoniach piękny bukiet herbacianych kwiatów.
- Dziękuję- szepnęłam.
Najpierw dość nieśmiało przysunął się do mnie, niepewnie spojrzał w moje oczy i mnie przytulił. To była jedna z najlepszych opcji, jaką mógł wybrać w zimie.
- Twoja dłoń pasowałaby idealnie do mojej....- szepnął.
Cała w skowronkach przyszłam w piątek do pracy.
- Livia! Słyszałem, że nieźle dogadałaś mężowi naszej klientki na rozprawie!- zaczepił mnie Travis.
- Też tak słyszałam- mówiłam ucieszona.
- Jesteś wizytówką naszej kancelarii- zaśmiał się.
- Więc muszę być warta miliony- odpowiedziałam- wybacz, muszę iść, bo chciałabym dzisiaj szybciej wyjść..
- Randka?- zapytał.
- Może i tak-. uśmiechnięta odeszłam.
Tym razem nie miałam wiele pracy, więc spędziłam nawet chwilę czasu na facebooku.
Może drugie śniadanie?
Zawibrował mój telefon.
Chętnie
Odpisałam.
Wyjdź przed biuro
I już po chwili miałam na sobie czapkę, parkę i szalik. Wyszłam krzycząc głośne "wrócę za jakąś godzinę", zbiegłam po schodach i otwarłam drzwi, wyszłam na dwór, ale nikogo nie było, lekko zdezorientowana wyciągnęłam telefon, kiedy ktoś nagle zaszedł mnie od tyłu.Krzynkęłam, ale zatkał mi usta dlonią, znowu poczułam wspaniały zapach perfum calvina klaina.
- Nie bój się, przy mnie nie masz czego- zaśmiał się słodko- to dla ciebie- wyjął zza pleców piękny bukiet róż.
- Ojej..- przytuliłam go- to takie miłe...
Po tym, co wczoraj się stało nie miałam żadnych oporów, żeby go przytulać, w sumie mam ochotę robić to ciągle, ale próbuję się hamować. Kiedy jednak to się zdarzy to odpływam i to Bojan musi mnie lekko od siebie odpychać, tracę nad sobą panowanie!
- Wiesz.. widziałem cię kilka razy z Gerim Deulofeu i jakimś innym chłopakiem... coś was łączy?- zapytał w pewnej chwili.
- Nie sądzę- zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- zapytał.
- To moi bracia- wydusiłam między salwami śmiechu.
- Bracia?- uśmiechnął się niepewnie- dlaczego macie inne nazwiska?
- Mój tata .. jakby to powiedzieć- zamyśliłam się- nie miał jednej partnerki dłużej, niż 3 lata- zaśmiałam się- mam 6 braci.
- I każdy ma inną matkę?- zaciekawił się.
- Nie, jeden jest moim rodzonym bratem, a reszta każdy ma inną.
- Ale jazda.. A kim w ogóle jest Twój ojciec?
- Na pewno go znasz- zdusiłam śmiech- Pichi Alonso, mówi ci to coś?
- Nowy trener reprezentacji- zaśmiał się- jak się nazywają twoi bracia?
- Czekaj, żebym nikogo nie pominęła, Santiago, Casper- zaczęłam wyliczać na palcach- Javier, Nate, Gerard i David.Santi gra w La Masii, Casper urodził się w NY, ale teraz mieszka w Londynie i kumpluje się z Fernando Torresem, Javier też jest piłkarzem, Nate to dyrektor marketingu w jakiejś wielkiej korporacji, Geriego już znasz, a David jest z nas najstarszy i mieszka w Holandii, jest psychologiem w Ajaxie, pewnie jego też znasz.
- Imponująca rodzina.. to który jest twoim bratem?
- Nate, albo jak wolisz Nathaniel.
- Wiesz..- zaczął- to dobrze, że z żadnym z nich nie chodzisz- szliśmy obok siebie w stronę pracy, złapał mnie lekko za rękę i czekał jak zareaguję.Wsunęłam twarz do komina i uśmiechnęłam się, wszystko w mojej głowie krzyczało "TAK!", byłam tak szczęśliwa, że mogłabym zrobić w tej chwili wszystko. Sama lekko ścisnęłam jego rękę, jednak po chwili moje małe szczęście minęło, bo dotarliśmy do miejsca mojej pracy.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć- szepnął prosto do mojego ucha, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja jeszcze chwilę stałam na mrozie i patrzyłam w ślad za nim.
Po przeczytaniu tego smsa od razu miałam ochotę przenosić góry, siedziałam już w biurze, na wieszaku wisiał mój beżowy płaszcz wraz z przekładanymi przez rękawy rękawiczkami i wielkim kraciastym szalikiem, którego równie dobrze mogłabym używać jako koca. Kawa stała na swoim miejscu, a ja właśnie umawiałam się na kolejne spotkanie z Bojanem. Na polu było bardzo zimno, chociaż na śnieg się nie zanosiło. Zamarzałam więc czekając na niego na parkingu pod kinem, na szczęście pojawił się dość szybko, weszliśmy więc razem do środka i kupiliśmy bilety. Do tej pory nie wiedziałam, na co pójdziemy, ale jednego byłam pewna, przenigdy żaden chłopak nie zabierze mnie na film romantyczny. Jak bardzo się myliłam? Wylądowaliśmy na "if I stay", tyle chyba wystarczy, był to seans, który Bojan wynajął wyłącznie dla nas, więc na sali byliśmy tylko my. Oczywiście z filmu wyszłam zalana łzami.
- Hej..- mruknął kucając przy mnie- nie płacz..
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj- otarł mi łzy kciukiem i podał chusteczkę- trzymaj, Mała, bo się rozchorujesz...
- Dziękuję.. - szepnęłam.
Po 10 minutach wyszliśmy z kina, zaproponował spacer, więc się zgodziłam. Szliśmy i rozmawialiśmy, mijaliśmy wielu ludzi, a on zatrzymał się przy kobiecie sprzedającej róże.
- Poczekaj tu- powiedział, a sam do niej podszedł.
Po chwili wrócił trzymając w dłoniach piękny bukiet herbacianych kwiatów.
- Dziękuję- szepnęłam.
Najpierw dość nieśmiało przysunął się do mnie, niepewnie spojrzał w moje oczy i mnie przytulił. To była jedna z najlepszych opcji, jaką mógł wybrać w zimie.
- Twoja dłoń pasowałaby idealnie do mojej....- szepnął.
Cała w skowronkach przyszłam w piątek do pracy.
- Livia! Słyszałem, że nieźle dogadałaś mężowi naszej klientki na rozprawie!- zaczepił mnie Travis.
- Też tak słyszałam- mówiłam ucieszona.
- Jesteś wizytówką naszej kancelarii- zaśmiał się.
- Więc muszę być warta miliony- odpowiedziałam- wybacz, muszę iść, bo chciałabym dzisiaj szybciej wyjść..
- Randka?- zapytał.
- Może i tak-. uśmiechnięta odeszłam.
Tym razem nie miałam wiele pracy, więc spędziłam nawet chwilę czasu na facebooku.
Może drugie śniadanie?
Zawibrował mój telefon.
Chętnie
Odpisałam.
Wyjdź przed biuro
I już po chwili miałam na sobie czapkę, parkę i szalik. Wyszłam krzycząc głośne "wrócę za jakąś godzinę", zbiegłam po schodach i otwarłam drzwi, wyszłam na dwór, ale nikogo nie było, lekko zdezorientowana wyciągnęłam telefon, kiedy ktoś nagle zaszedł mnie od tyłu.Krzynkęłam, ale zatkał mi usta dlonią, znowu poczułam wspaniały zapach perfum calvina klaina.
- Nie bój się, przy mnie nie masz czego- zaśmiał się słodko- to dla ciebie- wyjął zza pleców piękny bukiet róż.
- Ojej..- przytuliłam go- to takie miłe...
Po tym, co wczoraj się stało nie miałam żadnych oporów, żeby go przytulać, w sumie mam ochotę robić to ciągle, ale próbuję się hamować. Kiedy jednak to się zdarzy to odpływam i to Bojan musi mnie lekko od siebie odpychać, tracę nad sobą panowanie!
- Wiesz.. widziałem cię kilka razy z Gerim Deulofeu i jakimś innym chłopakiem... coś was łączy?- zapytał w pewnej chwili.
- Nie sądzę- zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- zapytał.
- To moi bracia- wydusiłam między salwami śmiechu.
- Bracia?- uśmiechnął się niepewnie- dlaczego macie inne nazwiska?
- Mój tata .. jakby to powiedzieć- zamyśliłam się- nie miał jednej partnerki dłużej, niż 3 lata- zaśmiałam się- mam 6 braci.
- I każdy ma inną matkę?- zaciekawił się.
- Nie, jeden jest moim rodzonym bratem, a reszta każdy ma inną.
- Ale jazda.. A kim w ogóle jest Twój ojciec?
- Na pewno go znasz- zdusiłam śmiech- Pichi Alonso, mówi ci to coś?
- Nowy trener reprezentacji- zaśmiał się- jak się nazywają twoi bracia?
- Czekaj, żebym nikogo nie pominęła, Santiago, Casper- zaczęłam wyliczać na palcach- Javier, Nate, Gerard i David.Santi gra w La Masii, Casper urodził się w NY, ale teraz mieszka w Londynie i kumpluje się z Fernando Torresem, Javier też jest piłkarzem, Nate to dyrektor marketingu w jakiejś wielkiej korporacji, Geriego już znasz, a David jest z nas najstarszy i mieszka w Holandii, jest psychologiem w Ajaxie, pewnie jego też znasz.
- Imponująca rodzina.. to który jest twoim bratem?
- Nate, albo jak wolisz Nathaniel.
- Wiesz..- zaczął- to dobrze, że z żadnym z nich nie chodzisz- szliśmy obok siebie w stronę pracy, złapał mnie lekko za rękę i czekał jak zareaguję.Wsunęłam twarz do komina i uśmiechnęłam się, wszystko w mojej głowie krzyczało "TAK!", byłam tak szczęśliwa, że mogłabym zrobić w tej chwili wszystko. Sama lekko ścisnęłam jego rękę, jednak po chwili moje małe szczęście minęło, bo dotarliśmy do miejsca mojej pracy.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć- szepnął prosto do mojego ucha, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja jeszcze chwilę stałam na mrozie i patrzyłam w ślad za nim.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)