W pracy wiodło mi się świetnie, kancelaria dostawała masę nowych zleceń, a ja stałam się jej największą gwiazdą, chyba powinnam stać się jeszcze większą pracoholiczką, ale nawet nie miałam na to czasu. Codziennie widywałam się z Bojanem, więc starałam się załatwić tylko i wyłącznie to, co musiałam. Kiedy zaś mój chłopak wyjeżdżał na zgrupowania, bądź mecze byłam pierwszą osobą, która siedziała przed telewizorem owinięta w szalik FC Barcelony i w koszulce z jego imieniem, ale tym razem tak nie było. O godzinie meczu już dawno spałam przykryta kremowym kocykiem. To nie tak, że nie chciałam go obejrzeć, po prostu ostatnio nie mam zbyt dużo czasu, żeby się wyspać, bo znów siedzę po nocach i pracuję. Liczy się każda sekunda, kiedy nie jestem z Bojanem to siedzę nad papierami, nie sprawia mi to takiej przyjemności, ale też nie chcę być najgorsza z naszej wspaniałej trójcy.
Kolejnego dnia obiecałam Bojanowi, że pojadę z nim na trening, więc ubrana w białą koszulę i czarny sweter oraz takie same spodnie i buty czekałam przed domem. Pojawił się jak zawsze kilka minut spóźniony, ale na Camp Nou byliśmy już na czas . To był ostatni trening przed meczem z Deportivo, w którym Bojan miał nie grać, Pep i Lucho nie chcieli ryzykować kontuzji z tak słabym przeciwnikiem. Chłopcy trenowali, a ja zagadywałam trenerów. Rozmawialiśmy o sprawach codziennych, nikt nawet nie zauważył, że trening już się zakończył. Kiedy Bojan i Gerard już czyści i pachnący rozmawiali na korytarzu ja byłam zajęta oglądaniem ścian, na których byli naklejeni, trochę podśmiewalam się z min niektórych zawodników.
- Może wpadniecie do nas na obiad?- zapytał Gerard.
- Kiedy?
- W niedzielę, pasuje wam?
- Nie za bardzo, przed treningiem dzwoniła moja mama i powiedziała, że skoro pokazuję się na bankietach z taką piękną dziewczyną, to mam przywieźć ją to domu- podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Co właśnie powiedziałeś?- zapytałam lekko zbita z tropu.
- Jedziemy na obiadek do mamusi, nie cieszysz się?- zdziwił się, a Gerard zza mnie pokazywał mu, żeby nie ciągnął tematu.
- Mogłeś to najpierw skonsultować ze mną.
- No i właśnie konsultuję!
- Nawet nie wiesz, czy mam czas w niedzielę!
- Masz- uśmiechnął się, a Geri szybkim krokiem wycofał się z powrotem do szatni.
- Bojan!- wakrnęłam- cieszyłabym się bardzo, gdybyś uprzedzał mnie o takich ekscesach zanim jeszcze umówisz się z mamą!
- O co ci chodzi? Nie sądziłem, że to taki wielki problem!- prawie krzyknął, ale widząc moją zaciętą minę podszedł i uśmiechnął się lekko- kochanie, ja rozumiem, że to może być dla ciebie duży stres, ale moja rodzina jest wspaniała, tak jak ty, nie ma opcji, że się im nie spodobasz..
- Tylko tak mówisz- zmarszczyłam brwi- przyjedziemy tam i wywalą mnie z domu, a ciebie wyklną i wydziedziczą.
- Wariujesz- pocałował mnie w czoło- nie denerwuj się już, pójdziemy na kawkę, tak jak lubisz, okej?
Trafił w czuły punkt, nie mogę się na niego gniewać, kiedy zaprasza mnie na kawę, ale nie mogę też sobie odmówić kawy.
- To był chwyt poniżej pasa- mruknęłam i ruszyłam do wyjścia.
Już kilka dni później w niedzielę cała roztrzęsiona zakładałam na siebie piękną, niebieską sukienkę z białą koronką na górze, długo zastanawiałam się, czy nie jest zbyt krótka, imprezowa, ale w końcu stwierdziłam, że skoro odwiedzam rodziców mojego chłopaka powinnam pokazać prawdziwą siebie. Później założyłam tylko moje piękne i wysokie czarne, lakierowane szpilki, wzięłam kurtkę oraz kopertówkę i byłam gotowa. Stanęłam przed drzwiami wejściowymi i czekałam na dzwonek, spojrzałam na zegarek, jednak do umówionego czasu brakowało jeszcze jakieś 15 minut. Usiadłam na sofie i dosłownie gapiłam się w domofon.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz!- mruknęłam, kiedy wreszcie zapukał do drzwi.
- Przecież jestem - spojrzał na zegarek- 3 minuty przed czasem, nie denerwuj się tak!
Wyglądał dzisiaj jeszcze bardziej atrakcyjnie, niż zazwyczaj. Czarne, przylegające spodnie, granatowa koszula z białymi mankietami i kołnierzem oraz równie czarne jak spodnie lakierowane buty sprawiały, że wyglądał jak rasowy model, do tego jeszcze ten czarno- szary płaszcz, który nosił zawsze niezasunięty i szal w kratę sprawiały, że byłabym w stanie zakochać się po raz drugi.
Wsiedliśmy do czarnego audi i wyruszyliśmy w drogę, jego rodzice mieszkali na obrzeżach Barcelony, więc wystarczyło nam pół godziny, aby się tam znaleźć. Dom był niewielki, parterowy. Zbudowany w starym stylu, z desek. Przy wejściu nie dało się nie zauważyć dość dużego ganku, okalanego barierkami, po których pięły się różowe kwiaty. Stała tam też mała huśtawka z białą poduszeczką w niebieskie kwiaty. Z drugiej strony ukazał mi się mały stolik i ławeczka.
- Pięknie tu, prawda?- zagadnął Bojan, który zapewne zauważył, jak się rozglądam.
- Tak, cudownie..- powiedziałam zachwycona.
Weszliśmy właśnie na ścieżkę prowadzącą do werandy, po której obu stronach były poukładane kamienie.
- Za domem jest jeszcze małe jeziorko i miejsce na ognisko- uśmiechnął się zadowolony z mojego stanu.
Nie odpowiedziałam, ruszyliśmy w stronę domu trzymając się za ręce, kiedy postawiłam nogę na schodach rozległo się szczekanie, szybko cofnęłam stopę przerażona.
- Wybacz, zapomniałem. Poznaj pierwszego członka mojej rodziny, to jest Nina- powiedział i wziął na ręce miniaturowego pieska- kupiłem ją w Rzymie i tam ze mną mieszkał, ale później doszedłem do wniosku, że musi być bardzo nieszczęśliwa, kiedy mnie nigdy nie ma w domu, więc opiekują się nią rodzice.
- Sliczna-skomentowałam- wygląda, jakby była pluszowa!
- Polubiła cię- powiedział, kiedy trąciła mnie noskiem i polizała po policzku- chodźmy dalej, mama już na pewno wie, że jesteśmy- mówił łapiąc za klamkę- powodzenia- szepnął i lekko popchnął mnie do wnętrza domu.
- Dzień dobry- wyjąkałam jedynie stając twarzą w twarz z groźnie wyglądającym ojcem mojego chłopaka.
- Witaj!- zaśmiał się, a jego wyraz twarzy zmienił sie nie do poznania, mocno mnie przytulił, po czym to samo zrobiła jego żona.
Maria i Bojan byli wzorowym małżeństwem, od każdego biła ogromna miłość do siebie nawzajem i do jedynego syna. Ona- pielęgniarka, a on, piłkarz musieli mieć dla siebie dość niewiele czasu.Ojciec pochodził z Serbii, terenów dawnej Jugosławii, przez cały czas naszej wizyty rozmawialiśmy o młodości mojego chłopaka, opowiadali mi tak dużo o jego dzieciństwie, o tym, jakimi byli rodzicami, że jacyś dziennikarze odkryli, że Bojan i Leo Messi są spokrewnieni i od tej pory obie rodziny bardzo się do siebie zbliżyły.
- Chyba będziemy się zbierać- zaczął Bojan, ale przerwał mu ojciec.
- Zanim pojedziecie musisz zabrać kilka butelek wina, sam robiłem- pochwalił się i zabrał syna do piwnicy.
- Wiesz, Livia.. cieszę się, że Bojan znalazł sobie wreszcie fajną i mądrą dziewczynę. Poprzednie to były.. - pozwolisz, że nie skomentuję ich poziomu.
- Dziękuję, to bardzo miłe- powiedziałam.
niedziela, 12 kwietnia 2015
niedziela, 5 kwietnia 2015
X
- Mam nadzieję, że docenisz to, co dla ciebie robię- warknęłam przechodząc przez próg restauracji, w której miał odbywać się bankiet. W środku było bardzo dużo ludzi, jak sądzę wszyscy byli graczami barcelońskiego klubu, chociaż zapewne innych sekcji. Zobaczyłam brata i uśmiechnięta mu pomachałam.
- Kto to?- zapytałam widząc piękną blondynkę u jego boku.
- Jak to się stało, że nie znasz dziewczyny swojego brata?
- Kogo?
- Mari Vilches, nie znacie się?
- Powiedzmy, że moje kontakty z Gerim nie są zadowalające, ale zaczynam się martwić..
- Daj spokój, jest miła.
- Ty tam nie patrz czy jest miła, czy nie! Gdzie siedzimy?
- Koło Gerarda, Shakiry, Andresa i Zoe, załatwiłem nam najlepsze miejsca, prawda?- mówił dumny z siebie.
- Oczywiście, oczywiście, jestem zachwycona- odpowiedziałam dość ponurym głosem myśląc "jak mogłam dać się namówić na przyjście tutaj?"
- Będzie dobrze- chyba wyczuł moją niechęć- jeśli tylko będziesz chciała wyjść, to osobiście odwiozę cię do domu.
- Pijany mnie nie odwieziesz..
- Dzisiaj się wstrzymam, dla ciebie- pocałował mnie w policzek.
- Miłe, ale dalej nie jestem zadowolona z miejsca mojego pobytu.
- Porozmawiacie sobie z Shak i Zoe, ja pogadam z chłopakami, poznasz nowych ludzi- mówił odsuwając mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i czekałam aż pojawi się któraś z moich przyjaciółek, wiedziałam jednak, że w końcu zostanę sama, bo ani jedna, ani druga nie lubiły siedzieć na miejscu, Shak miała Gerarda, który miał dokładnie takie samo zdanie jak ona, ale Andres niekoniecznie lubił potańcówki, no chyba, że się rozhulał, to biedna Zoe musi go siłą drzeć do domu. Wreszcie w drzwiach stanęła różowowłosa pod rękę z Andresem, chyba rozglądała się za mną, bo gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Pociągnęła narzeczonego za rękę i szybkim krokiem się do mnie zbliżyła.
- Siadaj- rozkazała biednemu Inieście, ale on jak ten wierny pies jej posłuchał- hej!-powiedziała już do mnie- strasznie się cieszę, że przyszłaś!
- Ja trochę mniej- mruknęłam.
- No przestań, poznasz kolegów Bojana, wszyscy są świetni, mówię ci! A tańczyć i pić przecież nie musisz..
- Nie lubię samej tej atmosfery, ale chyba długo tu nie pobędę, Bojan obiecał, że nie będzie pił i jeśli będę chciała to odwiezie mnie do domu bezpiecznie..
- I chcesz mu zabronić zabawy, bo sama tego nie lubisz? Wszyscy pójdą tańczyć, a wy będziecie siedzieć cicho przy stoliku? Bojan to najlepszy tancerz, jakiego znam, a wierz mi, znam ich wielu. Jest też najbardziej upartym człowiekiem, jakiego miałam okazję spotkać.Nie zatańczy ani jednego kawałka dla ciebie, co nie zmienia faktu, że kocha to. Czego się nie robi dla takiej jednej śmiesznej blondynki- westchnęła.
- Mam nadzieję, że się mylisz.. nie chciałabym sprawić mu zawodu..- mruknęłam cicho, a ona tylko spojrzała na mnie tak, jak tylko ona potrafi. Wiedziałam, że tego wieczora usłyszę jeszcze "a nie mówiłam?.
Niedługo później zebrali się już wszyscy, kelnerzy podali obiad, a do niego białe wino. Zajęliśmy się jedzeniem, później przemówił nowy prezydent klubu upominając pod koniec uczestników, że jutro każda sekcja ma treningi i nikt nie będzie tolerował niedysponowania.Kątem oka zauważyłam, jak Bojan podaje swoje wino Gerardowi i zrobiło mi się bardzo głupio, czy teraz już zawsze będzie musiał tak robić, żeby mnie tylko zadowolić, zawahałam się. Czy nie zachowuję się głupio? Żałośnie? Może jak egoistka?
- Chcesz wrócić?- zapytał Bojan ubierając marynarkę i biorąc do ręki klucze od samochodu. Nawet nie zauważyłam kiedy zostaliśmy przy stoliku sami.
- Nie- odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w to, co mówię- chciałabym z tobą zatańczyć..- zatkało go, kluczyki upadły na ziemię, ale zaraz schylił się, aby je podnieść.
- Naprawdę? - zapytał.
- Sama w to nie wierzę..
- Zróbmy tak, staniesz mi na butach i nie będziesz musiała nic robić, piszesz się?- zapytał szczęśliwy.
- Chyba tak- mruknęłam i pociągnieta za rękę wyszłam na parkiet.
Chyba, żeby zobaczyć go takiego szczęśliwego było warto, Zoe miała rację, wymiatał na parkiecie, na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać, bo zespół grał jedynie wolną muzykę, tak zwane przytulanki.
- Dziękuję- powiedział, kiedy po około godzinie wreszcie zeszliśmy z parkietu, szczerze mówiąc chyba mi się nawet podobało- więcej już cię nie będę męczył, teraz mogę cię zawieźć do domu- mówił przy okazji odmawiając kieliszka wódki kelnerowi.
- Napij się- powiedziałam.
- Nie ma opcji- uśmiechnął się- obiecałem, to obiecałem.
- Daj spokój, napij się, wrócimy do domów taksówką.
- Nie- odpowiedział roześmiany- tak sobie postanowiłem i tak będzie- złapał mnie za rękę- nie namawiaj mnie już- poprosił ściskając ją lekko, wiedział co na mnie działa.
- Dziękuję- powiedziałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu przed domem.
- Nie ma za co, wręcz to ja dziękuję- przyparł mnie do muru i namiętnie pocałował.
- Ciekawe za co- zagryzłam prowokująco wargi.
- Za wszystko- szepnął i pocałował mnie mocniej, opanował się jednak w porę i po przytuleniu mnie ruszył do samochodu krzycząc do mnie- wejdź do domu, bo zmarzniesz, kochanie!
- Kto to?- zapytałam widząc piękną blondynkę u jego boku.
- Jak to się stało, że nie znasz dziewczyny swojego brata?
- Kogo?
- Mari Vilches, nie znacie się?
- Powiedzmy, że moje kontakty z Gerim nie są zadowalające, ale zaczynam się martwić..
- Daj spokój, jest miła.
- Ty tam nie patrz czy jest miła, czy nie! Gdzie siedzimy?
- Koło Gerarda, Shakiry, Andresa i Zoe, załatwiłem nam najlepsze miejsca, prawda?- mówił dumny z siebie.
- Oczywiście, oczywiście, jestem zachwycona- odpowiedziałam dość ponurym głosem myśląc "jak mogłam dać się namówić na przyjście tutaj?"
- Będzie dobrze- chyba wyczuł moją niechęć- jeśli tylko będziesz chciała wyjść, to osobiście odwiozę cię do domu.
- Pijany mnie nie odwieziesz..
- Dzisiaj się wstrzymam, dla ciebie- pocałował mnie w policzek.
- Miłe, ale dalej nie jestem zadowolona z miejsca mojego pobytu.
- Porozmawiacie sobie z Shak i Zoe, ja pogadam z chłopakami, poznasz nowych ludzi- mówił odsuwając mi krzesło, żebym mogła usiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i czekałam aż pojawi się któraś z moich przyjaciółek, wiedziałam jednak, że w końcu zostanę sama, bo ani jedna, ani druga nie lubiły siedzieć na miejscu, Shak miała Gerarda, który miał dokładnie takie samo zdanie jak ona, ale Andres niekoniecznie lubił potańcówki, no chyba, że się rozhulał, to biedna Zoe musi go siłą drzeć do domu. Wreszcie w drzwiach stanęła różowowłosa pod rękę z Andresem, chyba rozglądała się za mną, bo gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Pociągnęła narzeczonego za rękę i szybkim krokiem się do mnie zbliżyła.
- Siadaj- rozkazała biednemu Inieście, ale on jak ten wierny pies jej posłuchał- hej!-powiedziała już do mnie- strasznie się cieszę, że przyszłaś!
- Ja trochę mniej- mruknęłam.
- No przestań, poznasz kolegów Bojana, wszyscy są świetni, mówię ci! A tańczyć i pić przecież nie musisz..
- Nie lubię samej tej atmosfery, ale chyba długo tu nie pobędę, Bojan obiecał, że nie będzie pił i jeśli będę chciała to odwiezie mnie do domu bezpiecznie..
- I chcesz mu zabronić zabawy, bo sama tego nie lubisz? Wszyscy pójdą tańczyć, a wy będziecie siedzieć cicho przy stoliku? Bojan to najlepszy tancerz, jakiego znam, a wierz mi, znam ich wielu. Jest też najbardziej upartym człowiekiem, jakiego miałam okazję spotkać.Nie zatańczy ani jednego kawałka dla ciebie, co nie zmienia faktu, że kocha to. Czego się nie robi dla takiej jednej śmiesznej blondynki- westchnęła.
- Mam nadzieję, że się mylisz.. nie chciałabym sprawić mu zawodu..- mruknęłam cicho, a ona tylko spojrzała na mnie tak, jak tylko ona potrafi. Wiedziałam, że tego wieczora usłyszę jeszcze "a nie mówiłam?.
Niedługo później zebrali się już wszyscy, kelnerzy podali obiad, a do niego białe wino. Zajęliśmy się jedzeniem, później przemówił nowy prezydent klubu upominając pod koniec uczestników, że jutro każda sekcja ma treningi i nikt nie będzie tolerował niedysponowania.Kątem oka zauważyłam, jak Bojan podaje swoje wino Gerardowi i zrobiło mi się bardzo głupio, czy teraz już zawsze będzie musiał tak robić, żeby mnie tylko zadowolić, zawahałam się. Czy nie zachowuję się głupio? Żałośnie? Może jak egoistka?
- Chcesz wrócić?- zapytał Bojan ubierając marynarkę i biorąc do ręki klucze od samochodu. Nawet nie zauważyłam kiedy zostaliśmy przy stoliku sami.
- Nie- odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w to, co mówię- chciałabym z tobą zatańczyć..- zatkało go, kluczyki upadły na ziemię, ale zaraz schylił się, aby je podnieść.
- Naprawdę? - zapytał.
- Sama w to nie wierzę..
- Zróbmy tak, staniesz mi na butach i nie będziesz musiała nic robić, piszesz się?- zapytał szczęśliwy.
- Chyba tak- mruknęłam i pociągnieta za rękę wyszłam na parkiet.
Chyba, żeby zobaczyć go takiego szczęśliwego było warto, Zoe miała rację, wymiatał na parkiecie, na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać, bo zespół grał jedynie wolną muzykę, tak zwane przytulanki.
- Dziękuję- powiedział, kiedy po około godzinie wreszcie zeszliśmy z parkietu, szczerze mówiąc chyba mi się nawet podobało- więcej już cię nie będę męczył, teraz mogę cię zawieźć do domu- mówił przy okazji odmawiając kieliszka wódki kelnerowi.
- Napij się- powiedziałam.
- Nie ma opcji- uśmiechnął się- obiecałem, to obiecałem.
- Daj spokój, napij się, wrócimy do domów taksówką.
- Nie- odpowiedział roześmiany- tak sobie postanowiłem i tak będzie- złapał mnie za rękę- nie namawiaj mnie już- poprosił ściskając ją lekko, wiedział co na mnie działa.
- Dziękuję- powiedziałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu przed domem.
- Nie ma za co, wręcz to ja dziękuję- przyparł mnie do muru i namiętnie pocałował.
- Ciekawe za co- zagryzłam prowokująco wargi.
- Za wszystko- szepnął i pocałował mnie mocniej, opanował się jednak w porę i po przytuleniu mnie ruszył do samochodu krzycząc do mnie- wejdź do domu, bo zmarzniesz, kochanie!
poniedziałek, 23 marca 2015
IX
Kolejny dzień spędziłam na leniuchowaniu, wieczorem wybrałam się na mecz z Elche, który wygraliśmy przewagą 4 bramek. Po rozgrywce, oczywiście za pozwoleniem władz, usiadłam na środku murawy i myślałam. Spędziłam tam chyba kilka ładnych godzin, bo kiedy się ocknęłam było już dość ciemno i trochę zimno, miałam na ramionach czyjąś kurtkę, a obok mnie ktoś siedział. Od razu poznałam ten zapach, był unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. Mógł należeć tylko do jednej osoby.Udawałam, że go nie zauważyłam, dalej siedziałam wpatrzona w białą linię. Zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy go zobaczyłam, chyba miałam nadzieję na to, że te chwile powrócą..
- Kiedy wróciłaś?- zapytał spoglądając na mnie kątem oka.
- Wczoraj- mruknęłam.
- I jak się bawiłaś?
- Gdybym chciała się dobrze bawić, to zostałabym tu- odpowiedziałam oburzona nadal patrząc w murawę.
- Jestem dupkiem?- zapytał z opuszczoną głową.
- Tak, jesteś. - powiedziałam i wstałam chcąc wyjść.
- Poczekaj- złapał mnie za ramię, odwróciłam się i wtedy mnie przytulił. A ja poczułam po raz kolejny jego bliskość- przez ten czas zrozumiałem, że znaczysz dla mnie więcej, niż cały ten świat-wyszeptał mi prosto do ucha- przycisnął mnie mocniej do siebie, potrzebowałam tego. Wszystko we mnie szalało. Nieruchome do tej chwili ręce lekko cię uniosły i zacisnęły się na jego plecach- wybaczysz mi?- zapytał.
- Tak..- odpowiedziałam bez wahania- wybaczę ci...bo jesteś dla mnie ważny- odsunęłam się od niego i uderzyłam go w tors.
Wyszliśmy uśmiechnięci ze stadionu, zapytał, czy mi zimno, "tak, w ręce"- odpowiedziałam, próbował mnie trochę ogrzać, a gdy zrobiło mi się cieplej splótł nasze dłonie razem.
Chcę oglądać z Tobą mecze i pić zimne piwo, grać w x-boxa w samej bieliźnie i jeść fast foody o 3 nad ranem, oglądać z Tobą wszystkie głupkowate komedie, by słyszeć jak słodko się śmiejesz, i straszne horrory, żebym mogła się w ciebie wtulać ze strachu. Chcę spać w Twojej koszuli i słuchać z Tobą muzyki, pić z Tobą poranną kawę, zwiedzać z Tobą miasto nocą i kąpać nago w jeziorze. Chcę tańczyć z Tobą jak w dirty dancing i całować się w deszczu
Myślisz, że po jednym spojrzeniu wszystko wróciło? To naiwne.. ale masz rację.
- Chciałbym cię pocałować- powiedział kilka dni później, kiedy siedzieliśmy w moim apartamencie.
- Zrób to..- powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie mogę..
- Dlaczego?
- Ponieważ chciałbym, żeby to był najlepszy pierwszy pocałunek w historii najlepszych pocałunków.
- Z tobą każdy może być najlepszy..
- Ale nigdzie nam się nie spieszy, Mała.
- Słucham- odebrałam telefon.
- Hej, Liv- po drugiej stronie usłyszałam Zoe.
- Słyszałam, że do niego wróciłaś!
- Tak właśnie było- zaśmiałam się.
- Wpraszam się dzisiaj na kawę, musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Dał ci kurtkę?- zachwycała się Zoe- to przeurocze! I siedzieliście na środku Camp Nou? Andres zazwyczaj nie robi nic romantycznego- skrzywiła się- ale nadal jest przesłodki.
Zaśmiałam sie, Zoe Hurtado zawsze mówiła za 4 i ekscytowała się wszystkim naokoło, przyjaźniłyśmy się od początku szkoły, później zaczęła się umawiać z Andresem Iniestą, który po wielu oporach zawładnął jej sercem, teraz są razem już prawie 10 lat, za rok odbędzie się ich ślub, na którym mam zamiar być druhną.
Uniosłam głowę i zobaczyłam podśmiewającego się Bojana opartego o framugę, sama się zaśmiałam, Zoe to zauważyła i szybko odwróciła głowę.
- Cześć!- odezwała się i podeszła do niego - jestem Zoe- podała mu rękę.
- Bojan- uśmiechnął się.
- Jeśli Liv jeszcze chociaż raz będzie wypłakiwać się na moim biednym ramieniu to obiecuję, że Andres stłucze cię na kwaśne jabłko- warknęła mu do ucha- pójdę już sobie, moja przyjaciółko od siedmiu boleści, powinnaś płakać, a nie śmiać się...
- Chodź tu- powiedziałam i ją przytuliłam.
- Na to czekałam, wychodzę! Miłego wieczoru- poruszyła brwiami, mocno akcentując ostatni człon.
- Idź już sobie!- rzuciłam w nią poduszką, ale ochroniła ją futryna.
- Papa!- krzyknęła i uciekła.
Chciałabym być Twoją ulubioną dziewczyną, chciałabym byś myślał, że jestem powodem, dla którego żyjesz tutaj, na tym świecie i chciałabym, aby mój uśmiech był Twoim ulubionym rodzajem uśmiechu, a sposób w jaki się ubieram, najbardziej Ci się podobał. Chciałabym, abyś mnie nie pojmował, a jednak wiedział doskonale, jaka jestem. Chciałabym, byś trzymał mnie za rękę, kiedy jestem zdenerwowana i zła i chciałabym, abyś zawsze pamiętał jak wyglądałam, kiedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałam, ale przede wszystkim chciałabym, abyś mnie kochał, abyś mnie potrzebował i chcę, abyś beze mnie czuł się niekompletny i żeby beze mnie Twoje serce było złamane i abyś beze mnie spędził wszystkie noce bezsennie, abyś beze mnie nie mógł jeść i żeby myśl o mnie była ostatnią myślą przed Twoim snem.
- Kiedy wróciłaś?- zapytał spoglądając na mnie kątem oka.
- Wczoraj- mruknęłam.
- I jak się bawiłaś?
- Gdybym chciała się dobrze bawić, to zostałabym tu- odpowiedziałam oburzona nadal patrząc w murawę.
- Jestem dupkiem?- zapytał z opuszczoną głową.
- Tak, jesteś. - powiedziałam i wstałam chcąc wyjść.
- Poczekaj- złapał mnie za ramię, odwróciłam się i wtedy mnie przytulił. A ja poczułam po raz kolejny jego bliskość- przez ten czas zrozumiałem, że znaczysz dla mnie więcej, niż cały ten świat-wyszeptał mi prosto do ucha- przycisnął mnie mocniej do siebie, potrzebowałam tego. Wszystko we mnie szalało. Nieruchome do tej chwili ręce lekko cię uniosły i zacisnęły się na jego plecach- wybaczysz mi?- zapytał.
- Tak..- odpowiedziałam bez wahania- wybaczę ci...bo jesteś dla mnie ważny- odsunęłam się od niego i uderzyłam go w tors.
Wyszliśmy uśmiechnięci ze stadionu, zapytał, czy mi zimno, "tak, w ręce"- odpowiedziałam, próbował mnie trochę ogrzać, a gdy zrobiło mi się cieplej splótł nasze dłonie razem.
Chcę oglądać z Tobą mecze i pić zimne piwo, grać w x-boxa w samej bieliźnie i jeść fast foody o 3 nad ranem, oglądać z Tobą wszystkie głupkowate komedie, by słyszeć jak słodko się śmiejesz, i straszne horrory, żebym mogła się w ciebie wtulać ze strachu. Chcę spać w Twojej koszuli i słuchać z Tobą muzyki, pić z Tobą poranną kawę, zwiedzać z Tobą miasto nocą i kąpać nago w jeziorze. Chcę tańczyć z Tobą jak w dirty dancing i całować się w deszczu
Myślisz, że po jednym spojrzeniu wszystko wróciło? To naiwne.. ale masz rację.
- Chciałbym cię pocałować- powiedział kilka dni później, kiedy siedzieliśmy w moim apartamencie.
- Zrób to..- powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie mogę..
- Dlaczego?
- Ponieważ chciałbym, żeby to był najlepszy pierwszy pocałunek w historii najlepszych pocałunków.
- Z tobą każdy może być najlepszy..
- Ale nigdzie nam się nie spieszy, Mała.
- Słucham- odebrałam telefon.
- Hej, Liv- po drugiej stronie usłyszałam Zoe.
- Słyszałam, że do niego wróciłaś!
- Tak właśnie było- zaśmiałam się.
- Wpraszam się dzisiaj na kawę, musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Dał ci kurtkę?- zachwycała się Zoe- to przeurocze! I siedzieliście na środku Camp Nou? Andres zazwyczaj nie robi nic romantycznego- skrzywiła się- ale nadal jest przesłodki.
Zaśmiałam sie, Zoe Hurtado zawsze mówiła za 4 i ekscytowała się wszystkim naokoło, przyjaźniłyśmy się od początku szkoły, później zaczęła się umawiać z Andresem Iniestą, który po wielu oporach zawładnął jej sercem, teraz są razem już prawie 10 lat, za rok odbędzie się ich ślub, na którym mam zamiar być druhną.
Uniosłam głowę i zobaczyłam podśmiewającego się Bojana opartego o framugę, sama się zaśmiałam, Zoe to zauważyła i szybko odwróciła głowę.
- Cześć!- odezwała się i podeszła do niego - jestem Zoe- podała mu rękę.
- Bojan- uśmiechnął się.
- Jeśli Liv jeszcze chociaż raz będzie wypłakiwać się na moim biednym ramieniu to obiecuję, że Andres stłucze cię na kwaśne jabłko- warknęła mu do ucha- pójdę już sobie, moja przyjaciółko od siedmiu boleści, powinnaś płakać, a nie śmiać się...
- Chodź tu- powiedziałam i ją przytuliłam.
- Na to czekałam, wychodzę! Miłego wieczoru- poruszyła brwiami, mocno akcentując ostatni człon.
- Idź już sobie!- rzuciłam w nią poduszką, ale ochroniła ją futryna.
- Papa!- krzyknęła i uciekła.
Chciałabym być Twoją ulubioną dziewczyną, chciałabym byś myślał, że jestem powodem, dla którego żyjesz tutaj, na tym świecie i chciałabym, aby mój uśmiech był Twoim ulubionym rodzajem uśmiechu, a sposób w jaki się ubieram, najbardziej Ci się podobał. Chciałabym, abyś mnie nie pojmował, a jednak wiedział doskonale, jaka jestem. Chciałabym, byś trzymał mnie za rękę, kiedy jestem zdenerwowana i zła i chciałabym, abyś zawsze pamiętał jak wyglądałam, kiedy pierwszy raz na Ciebie spojrzałam, ale przede wszystkim chciałabym, abyś mnie kochał, abyś mnie potrzebował i chcę, abyś beze mnie czuł się niekompletny i żeby beze mnie Twoje serce było złamane i abyś beze mnie spędził wszystkie noce bezsennie, abyś beze mnie nie mógł jeść i żeby myśl o mnie była ostatnią myślą przed Twoim snem.
środa, 18 marca 2015
VIII
-Bojan Krkić Junior- usłyszałem ostry krzyk Gerarda wchodzącego do mojego mieszkania jak zawsze- bez pukania.
- Wyłaź!- warknął drugi głos, chyba Xaviego.
Siedziałem właśnie w łazience i próbowałem bezszelestnie otworzyć okno parterowego domku, w którym pomieszkiwałem na czas znalezienia nowego penthouse."Dlaczego nigdy nie używam zamka?"- pomyślałem wściekły na siebie. Okienko zapiszczało, widocznie dawno nie było oliwione, ale to wystarczyło, żeby wiedzieli gdzie jestem.
- Ty przez pole, ja drzwiami- usłyszałem szept Gerarda i już wiedziałem, że jestem w pułapce.
- Wychodzę- skapitulowałam i z podniesionymi rękoma wymaszerowałem z toalety.
- Chodź tu gnojku- Gerard złapał mnie za fraki i zatargał do salonu- zachowałeś się jak skończony debil.
- Zdajesz sobie sprawę, że to było półtora miesiąca temu? Nie wiedziałeś wcześniej?
- Nikt nie wiedział, Bojan, dopiero dzisiaj Andres powiedział, że nie pożegnałeś się z nią na lotnisku, a na pytanie dlaczego cię nie ma odpowiedziała tylko wzruszeniem ramionami. Tłumacz się!- rzucił mną lekko o sofę.
- Miała wyjechać, nawrzeszczałem na nią i powiedziałem, żeby była szczęśliwa z kimś innym, gdzieindziej, chciałem to jakoś odkręcić, ale nie wiesz nawet jakie to ciężkie przyznać się do błędu.
- Słucham- w międzyczasie zadzwonił jego telefon- Hej Liv, siedzę z Xavim i Bojanem, ale nie ma sprawy. Skoro tak twierdzisz. To cześć- zakończył rozmowę.
- Wiesz.. Ciężko zrobić ten pierwszy krok, ale czasem warto. Boisz się odrzucenia. Od razu z góry zakładasz, że Ci się nie uda, a tak naprawdę musisz w to uwierzyć. Powiedzieć sobie, że dasz radę i spróbować, tylko wtedy dowiesz się czy naprawdę było warto- odezwał się milczący do tej pory Hernandez.
- Tylko jak mam to naprawić? Pewnie już nie chce mnie znać.
- Powiedz jej czasami, że jej oczy Ci się podobają czy też, że ładnie jej w tym ciuchu. Wspomnij, że jej włosy dzisiaj ładnie się układają lub jej uśmiech jest zniewalający- powiedział Gerard- ale najpierw z nią porozmawiaj, co, teraz, kiedy wróciła będziecie mijać się na ulicy witając się tęsknymi spojrzeniami, ale przechodząc bez nawet "cześć"? To żałosne.
- Ale..
- Jesteś mężczyzną, czy nie?- Xavi uderzył mnie dość mocno w ramię.
- Podobno jestem, ale czuję się jak jakaś zasrana pizda. Może spotkaliśmy się przez przypadek i tak naprawdę to nie miało sensu?
- Przypadki nie istnieją, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Po ich wyjściu wziąłem do ręki telefon, odszukałem jej numer i wcisnąłem "napisz wiadomość". Nie myślałem, co piszę, później chciałem ją wysłać, ale przy potwierdzeniu się ocknąłem, przeczytałem to szybko.
Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje mi Ciebie. rozumiesz?
Wcisnąłem klawisz kasowania i rzuciłem telefonem o ścianę, "jestem beznadziejnym tchórzem "- pomyślałem.. a najgorsze było to, że chyba się nie myliłem.
Następnego dnia wieczorem graliśmy mecz, zwyciężyliśmy gładko, bo aż 4:0, wszedłem z ławki w 60 minucie, a schodzący Messi powiedział do mnie:
- Ona tutaj jest, w loży vipów, mam nadzieję, że tego nie zmarnujesz.
Po meczu spędziłem dobre dwie godziny w szatni. Wiedziałem gdzie jest i co robi, ale bałem się wyjść z ukrycia, kiedy w końcu się odważyłem ruszyłem w kierunku boiska, siedziała tam nadal z oplecionymi rękoma nogami, dość mocno o czymś myślała. Odpłynęła.
Założyłem jej na plecy swoją kurtkę, ale nie zareagowała, usiadłem obok, również żadnego odruchu, a ja siedziałem i patrzyłem na jej idealną twarz. Minęła może godzina, kiedy ocknąwszy się z letargu zapytałem:
- Kiedy wróciłaś?
- Wyłaź!- warknął drugi głos, chyba Xaviego.
Siedziałem właśnie w łazience i próbowałem bezszelestnie otworzyć okno parterowego domku, w którym pomieszkiwałem na czas znalezienia nowego penthouse."Dlaczego nigdy nie używam zamka?"- pomyślałem wściekły na siebie. Okienko zapiszczało, widocznie dawno nie było oliwione, ale to wystarczyło, żeby wiedzieli gdzie jestem.
- Ty przez pole, ja drzwiami- usłyszałem szept Gerarda i już wiedziałem, że jestem w pułapce.
- Wychodzę- skapitulowałam i z podniesionymi rękoma wymaszerowałem z toalety.
- Chodź tu gnojku- Gerard złapał mnie za fraki i zatargał do salonu- zachowałeś się jak skończony debil.
- Zdajesz sobie sprawę, że to było półtora miesiąca temu? Nie wiedziałeś wcześniej?
- Nikt nie wiedział, Bojan, dopiero dzisiaj Andres powiedział, że nie pożegnałeś się z nią na lotnisku, a na pytanie dlaczego cię nie ma odpowiedziała tylko wzruszeniem ramionami. Tłumacz się!- rzucił mną lekko o sofę.
- Miała wyjechać, nawrzeszczałem na nią i powiedziałem, żeby była szczęśliwa z kimś innym, gdzieindziej, chciałem to jakoś odkręcić, ale nie wiesz nawet jakie to ciężkie przyznać się do błędu.
- Słucham- w międzyczasie zadzwonił jego telefon- Hej Liv, siedzę z Xavim i Bojanem, ale nie ma sprawy. Skoro tak twierdzisz. To cześć- zakończył rozmowę.
- Wiesz.. Ciężko zrobić ten pierwszy krok, ale czasem warto. Boisz się odrzucenia. Od razu z góry zakładasz, że Ci się nie uda, a tak naprawdę musisz w to uwierzyć. Powiedzieć sobie, że dasz radę i spróbować, tylko wtedy dowiesz się czy naprawdę było warto- odezwał się milczący do tej pory Hernandez.
- Tylko jak mam to naprawić? Pewnie już nie chce mnie znać.
- Powiedz jej czasami, że jej oczy Ci się podobają czy też, że ładnie jej w tym ciuchu. Wspomnij, że jej włosy dzisiaj ładnie się układają lub jej uśmiech jest zniewalający- powiedział Gerard- ale najpierw z nią porozmawiaj, co, teraz, kiedy wróciła będziecie mijać się na ulicy witając się tęsknymi spojrzeniami, ale przechodząc bez nawet "cześć"? To żałosne.
- Ale..
- Jesteś mężczyzną, czy nie?- Xavi uderzył mnie dość mocno w ramię.
- Podobno jestem, ale czuję się jak jakaś zasrana pizda. Może spotkaliśmy się przez przypadek i tak naprawdę to nie miało sensu?
- Przypadki nie istnieją, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Po ich wyjściu wziąłem do ręki telefon, odszukałem jej numer i wcisnąłem "napisz wiadomość". Nie myślałem, co piszę, później chciałem ją wysłać, ale przy potwierdzeniu się ocknąłem, przeczytałem to szybko.
Brakuje mi tych rozmów, brakuje mi naszego głupiego gadania, brakuje mi Ciebie. rozumiesz?
Wcisnąłem klawisz kasowania i rzuciłem telefonem o ścianę, "jestem beznadziejnym tchórzem "- pomyślałem.. a najgorsze było to, że chyba się nie myliłem.
Następnego dnia wieczorem graliśmy mecz, zwyciężyliśmy gładko, bo aż 4:0, wszedłem z ławki w 60 minucie, a schodzący Messi powiedział do mnie:
- Ona tutaj jest, w loży vipów, mam nadzieję, że tego nie zmarnujesz.
Po meczu spędziłem dobre dwie godziny w szatni. Wiedziałem gdzie jest i co robi, ale bałem się wyjść z ukrycia, kiedy w końcu się odważyłem ruszyłem w kierunku boiska, siedziała tam nadal z oplecionymi rękoma nogami, dość mocno o czymś myślała. Odpłynęła.
Założyłem jej na plecy swoją kurtkę, ale nie zareagowała, usiadłem obok, również żadnego odruchu, a ja siedziałem i patrzyłem na jej idealną twarz. Minęła może godzina, kiedy ocknąwszy się z letargu zapytałem:
- Kiedy wróciłaś?
sobota, 14 marca 2015
VII
- Witaj..- mruknęłam przytulając się mocno do niego, dzisiaj nie robiliśmy nic ekscytującego, po prostu siedzieliśmy w moim nowym domu.
- Coś się stało?- zapytał zaniepokojony moim zachowaniem.
- Może najpierw zjedzmy- poprosiłam.
W milczeniu skonsumowaliśmy obiad, który ugotowałam sama, ja piłam kawę, a on sok pomarańczowy, nie rozmawialiśmy, widocznie mój beznadziejny humor udzielił się i jemu.
- Słucham- oparł się wygodnie o sofę i wziął głęboki oddech.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć..- odparłam zmartwiona.
- Wal prosto z mostu- uśmiechnął się- tylko wszystko na raz, postaram się to przyjąć na klatę.
- Muszę wyjechać.. na miesiąc.
- Co?- zdziwił się.
- Dostałam dwa wielkie zlecenia. Będę kursować między Barceloną, Madrytem, a Londynem.
- Boże.. było tak pięknie, mogłem się domyślić, że długo to nie potrwa- złapał się za głowę.
- Przepraszam..
- Ty tylko cały czas przepraszasz, chociaż tak na prawdę nie masz za co!- krzyknął- Cholera!
- Nie było innej drogi- oczy zaszły mi łzami- wybacz, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Jedź sobie gdzie tylko chcesz i z kim chcesz, już mnie to chyba nie obchodzi...- wyszeptał, zabrał kurtkę i wyszedł.
Czułam się beznadziejnie. Przegrałam walkę, otaczał mnie wstyd, wszystko, co zrobiłam mogłam uczynić trzy razy lepiej. Gdzieś głęboko rozdziera mnie na kawałki złość, przecież mogłam zostawić przyszłość, niech się dzieje co chce, ale nie. Wybrałam karierę i pewnie do końca życia będę ponosiła konsekwencje tego wyboru.
Od kilku dni udaję, że Cię nie znam. Że jesteś mi totalnie obojętny. Że nie obchodzi mnie, jaką masz na sobie koszulkę, z kim się pokłóciłeś, z kim rozmawiasz, do kogo rzucasz swój piękny uśmiech, na kogo patrzysz zalotnym spojrzeniem, jakich perfum używasz, jakim dziewczynom dajesz swoje ulubione bluzy, albo z kim ciągle piszesz sms'y. UDAJĘ.
Dwa tygodnie przeleciały bardzo szybko, w międzyczasie były Święta Bożego Narodzenia, które obchodziłam z rodziną. Cały wolny czas spędzałam w pracy, żeby nie myśleć o niczym, co mogłoby przypominać mi Bojana, niby znaliśmy się krótko, wszystko szło powoli ku lepszemu, ale .. to chyba było to coś, coś, co ciężko jest zidentyfikować, może to miał być ten jedyny?
Na lotnisko odwieźli mnie Andres i Zoe, szczerze mówiąc miałam wielką nadzieję, że jednak przyjdzie, przytuli mnie i powie, że ten wyjazd nic nie znaczy, bo zawsze jest blisko, ale tak się nie stało. Wsiadłam do samolotu ocierając samotną łzę. Teraz nie zrobię tego, co wszyscy słabi ludzie. Nie poddam się, będę szła swoją drogą, a z czasem nie będzie mnie już obchodziło to, którą idziesz ty.
Kiedy osoba, którą kochasz, milczy, jest to najsilniejszy rodzaj bólu jaki ktokolwiek może Ci zadać. O tej sile świadczy chociażby fakt, że nie masz możliwości obrony musisz po prostu czuć i pomału w tym bólu umierać.
Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie, pracy miałam tak dużo, że ciężko mi było znaleźć czas na sen, co kilka dni latałam do Barcelony, lub Madrytu, aby przy okazji doglądać sprawy Cristiano i Leo, taki dzień był na przykład dzisiaj, wysiadłam z samolotu na lotnisku w Madrycie, rozejrzałam się za osobą, która miała mnie odebrać. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie trzymającym kartkę z moim imieniem i nazwiskiem, był to nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo, podeszłam do niego starając się nie zdradzać mojej dezorientacji.
- Livia
- Cris
Przedstawiliśmy się sobie, opowiedział mi, że sam zaoferował, że odbierze mnie z lotniska, bo chciał wiedzieć kim jestem, podobno okazałam się niezwykle miłą osobą. Zawiózł mnie do Javiera, z którym już kilka dni wcześniej umówiłam się na kolację.
- Więc nasz Javi to twój chłopak?- zapytał roześmiany.
- Nie - odpowiedziałam również z uśmiechem na ustach- to mój brat.
Starałam się zapomnieć o nieszczęśliwie zakończonym.. zauroczeniu? To minie, trochę już mija. Chyba przez ten czas trochę schudłam, ale to wina braku czasu na pożywienie. Całe dnie spędzam na pisaniu, przekazywaniu wiadomości i wielu innych rzeczach.
Mimo, że już niczego między nami nie ma, gdy widzę kopertę na wyświetlaczu, od razu mocniej zaczyna mi bić serce, lekko przejeżdżam palcem po ekranie, mając nadzieję, że Twoje imię pojawi się w nowych wiadomościach. Jednak to wciąż tylko złudna nadzieję, dzięki której potrafię normalnie funkcjonować.
W końcu zakończyłam obie sprawy, dostałam za nie dość duże wynagrodzenie i postanowiłam, że niedługo wybiorę się na długie, relaksujące wakacje, może na Ibizie? Do tego poznam tam uroczego masażystę, na pewno wezmę Zoe i Carly.. może też Shak, to będzie najwspanialszy czas.
Marzenia o wakacjach tak mnie pochłonęły, że całkowicie zapomniałam poprosić kogokolwiek, żeby po mnie przyjechał, przypomniałam sobie dopiero teraz, w samolocie.Kiedy wysiadłam zadzwoniłam do Pique.
- Hej, Geri! Robisz coś niezwykle ciekawego?- zagadnęłam na początek.
- Liv- zaśmiał się- co masz mi do zaproponowania?
- Możesz po mnie przyjechać na lotnisko- odpowiedziałam.
- Jestem z Bojanem i Xavim, ale nie ma sprawy, wezmę ich i wpadniemy.
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać, wrócę taksówką- odpowiedziałam, teraz czekał mnie wielki powrót, w którym muszę zmierzyć się z szarą rzeczywistością, czyt. Bojan jest wszędzie, gdzie nie mam ochoty go widzieć, słyszeć, ani czuć.
Kiedy wyszłam z lotniskowej toalety, gdzie musiałam się chwilę odświeżyć zobaczyłam Shakirę, która jak się okazało czekała na mnie.
- Idziemy na kawę- zarządziła.
Znalazłyśmy jakiś cichy klub na uboczu, gdzie nie rzuci się na nią milion fanów.
- Mów- rozkazała.
- Co?- zdziwiłam się.
- O co chodzi z Bojanem, przecież było już tak świetnie.. I nie wymigacie się, Geri rozmawia z nim, a ja z tobą.
- Nic się nie stało- obstawałam twardo przy swoim.
- Słyszałam już nie raz teksty typu 'o czym ty mówisz?'. Laska, byliście świetną parą, nie chcę słyszeć żadnych wymówek, opowiedz mi o swoich uczuciach.
- To nie jest takie proste- westchnęłam - kiedy powiedziałam mu, że muszę wyjechać nakrzyczał na mnie i powiedział, że to koniec, więc od półtora miesiąca zbieram kawałki mojego małego, różowiutkiego serduszka, które mogłabym podarować komuś innemu, ale czuję, że to już nie będzie to samo- powiedziałam jednym tchem.
- Moja słodka..- zaczęła- a ty chciałaś tylko mieć takiego najlepszego przyjaciela, prawda?
- Tak..
Hihihiihihihihi zniszczyłam wszystko, prawda? <3 xD
- Coś się stało?- zapytał zaniepokojony moim zachowaniem.
- Może najpierw zjedzmy- poprosiłam.
W milczeniu skonsumowaliśmy obiad, który ugotowałam sama, ja piłam kawę, a on sok pomarańczowy, nie rozmawialiśmy, widocznie mój beznadziejny humor udzielił się i jemu.
- Słucham- oparł się wygodnie o sofę i wziął głęboki oddech.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć..- odparłam zmartwiona.
- Wal prosto z mostu- uśmiechnął się- tylko wszystko na raz, postaram się to przyjąć na klatę.
- Muszę wyjechać.. na miesiąc.
- Co?- zdziwił się.
- Dostałam dwa wielkie zlecenia. Będę kursować między Barceloną, Madrytem, a Londynem.
- Boże.. było tak pięknie, mogłem się domyślić, że długo to nie potrwa- złapał się za głowę.
- Przepraszam..
- Ty tylko cały czas przepraszasz, chociaż tak na prawdę nie masz za co!- krzyknął- Cholera!
- Nie było innej drogi- oczy zaszły mi łzami- wybacz, ale ..
- Nie ma żadnego ale. Jedź sobie gdzie tylko chcesz i z kim chcesz, już mnie to chyba nie obchodzi...- wyszeptał, zabrał kurtkę i wyszedł.
Czułam się beznadziejnie. Przegrałam walkę, otaczał mnie wstyd, wszystko, co zrobiłam mogłam uczynić trzy razy lepiej. Gdzieś głęboko rozdziera mnie na kawałki złość, przecież mogłam zostawić przyszłość, niech się dzieje co chce, ale nie. Wybrałam karierę i pewnie do końca życia będę ponosiła konsekwencje tego wyboru.
Od kilku dni udaję, że Cię nie znam. Że jesteś mi totalnie obojętny. Że nie obchodzi mnie, jaką masz na sobie koszulkę, z kim się pokłóciłeś, z kim rozmawiasz, do kogo rzucasz swój piękny uśmiech, na kogo patrzysz zalotnym spojrzeniem, jakich perfum używasz, jakim dziewczynom dajesz swoje ulubione bluzy, albo z kim ciągle piszesz sms'y. UDAJĘ.
Dwa tygodnie przeleciały bardzo szybko, w międzyczasie były Święta Bożego Narodzenia, które obchodziłam z rodziną. Cały wolny czas spędzałam w pracy, żeby nie myśleć o niczym, co mogłoby przypominać mi Bojana, niby znaliśmy się krótko, wszystko szło powoli ku lepszemu, ale .. to chyba było to coś, coś, co ciężko jest zidentyfikować, może to miał być ten jedyny?
Na lotnisko odwieźli mnie Andres i Zoe, szczerze mówiąc miałam wielką nadzieję, że jednak przyjdzie, przytuli mnie i powie, że ten wyjazd nic nie znaczy, bo zawsze jest blisko, ale tak się nie stało. Wsiadłam do samolotu ocierając samotną łzę. Teraz nie zrobię tego, co wszyscy słabi ludzie. Nie poddam się, będę szła swoją drogą, a z czasem nie będzie mnie już obchodziło to, którą idziesz ty.
Kiedy osoba, którą kochasz, milczy, jest to najsilniejszy rodzaj bólu jaki ktokolwiek może Ci zadać. O tej sile świadczy chociażby fakt, że nie masz możliwości obrony musisz po prostu czuć i pomału w tym bólu umierać.
Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie, pracy miałam tak dużo, że ciężko mi było znaleźć czas na sen, co kilka dni latałam do Barcelony, lub Madrytu, aby przy okazji doglądać sprawy Cristiano i Leo, taki dzień był na przykład dzisiaj, wysiadłam z samolotu na lotnisku w Madrycie, rozejrzałam się za osobą, która miała mnie odebrać. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie trzymającym kartkę z moim imieniem i nazwiskiem, był to nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo, podeszłam do niego starając się nie zdradzać mojej dezorientacji.
- Livia
- Cris
Przedstawiliśmy się sobie, opowiedział mi, że sam zaoferował, że odbierze mnie z lotniska, bo chciał wiedzieć kim jestem, podobno okazałam się niezwykle miłą osobą. Zawiózł mnie do Javiera, z którym już kilka dni wcześniej umówiłam się na kolację.
- Więc nasz Javi to twój chłopak?- zapytał roześmiany.
- Nie - odpowiedziałam również z uśmiechem na ustach- to mój brat.
Starałam się zapomnieć o nieszczęśliwie zakończonym.. zauroczeniu? To minie, trochę już mija. Chyba przez ten czas trochę schudłam, ale to wina braku czasu na pożywienie. Całe dnie spędzam na pisaniu, przekazywaniu wiadomości i wielu innych rzeczach.
Mimo, że już niczego między nami nie ma, gdy widzę kopertę na wyświetlaczu, od razu mocniej zaczyna mi bić serce, lekko przejeżdżam palcem po ekranie, mając nadzieję, że Twoje imię pojawi się w nowych wiadomościach. Jednak to wciąż tylko złudna nadzieję, dzięki której potrafię normalnie funkcjonować.
W końcu zakończyłam obie sprawy, dostałam za nie dość duże wynagrodzenie i postanowiłam, że niedługo wybiorę się na długie, relaksujące wakacje, może na Ibizie? Do tego poznam tam uroczego masażystę, na pewno wezmę Zoe i Carly.. może też Shak, to będzie najwspanialszy czas.
Marzenia o wakacjach tak mnie pochłonęły, że całkowicie zapomniałam poprosić kogokolwiek, żeby po mnie przyjechał, przypomniałam sobie dopiero teraz, w samolocie.Kiedy wysiadłam zadzwoniłam do Pique.
- Hej, Geri! Robisz coś niezwykle ciekawego?- zagadnęłam na początek.
- Liv- zaśmiał się- co masz mi do zaproponowania?
- Możesz po mnie przyjechać na lotnisko- odpowiedziałam.
- Jestem z Bojanem i Xavim, ale nie ma sprawy, wezmę ich i wpadniemy.
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać, wrócę taksówką- odpowiedziałam, teraz czekał mnie wielki powrót, w którym muszę zmierzyć się z szarą rzeczywistością, czyt. Bojan jest wszędzie, gdzie nie mam ochoty go widzieć, słyszeć, ani czuć.
Kiedy wyszłam z lotniskowej toalety, gdzie musiałam się chwilę odświeżyć zobaczyłam Shakirę, która jak się okazało czekała na mnie.
- Idziemy na kawę- zarządziła.
Znalazłyśmy jakiś cichy klub na uboczu, gdzie nie rzuci się na nią milion fanów.
- Mów- rozkazała.
- Co?- zdziwiłam się.
- O co chodzi z Bojanem, przecież było już tak świetnie.. I nie wymigacie się, Geri rozmawia z nim, a ja z tobą.
- Nic się nie stało- obstawałam twardo przy swoim.
- Słyszałam już nie raz teksty typu 'o czym ty mówisz?'. Laska, byliście świetną parą, nie chcę słyszeć żadnych wymówek, opowiedz mi o swoich uczuciach.
- To nie jest takie proste- westchnęłam - kiedy powiedziałam mu, że muszę wyjechać nakrzyczał na mnie i powiedział, że to koniec, więc od półtora miesiąca zbieram kawałki mojego małego, różowiutkiego serduszka, które mogłabym podarować komuś innemu, ale czuję, że to już nie będzie to samo- powiedziałam jednym tchem.
- Moja słodka..- zaczęła- a ty chciałaś tylko mieć takiego najlepszego przyjaciela, prawda?
- Tak..
Hihihiihihihihi zniszczyłam wszystko, prawda? <3 xD
niedziela, 1 marca 2015
VI
- Livia!- usłyszałam rano, kiedy tylko dotarłam do pracy- Travis koniecznie chce cię teraz zobaczyć.
- Narozrabiałam coś?- zaśmiałam się- a tak serio to nie wiesz może o co chodzi?
- Nie mam pojęcia, ale jest dość zdenerwowany.
Odłożyłam płaszcz do mojego gabinetu i powolnym, ostrożnym krokiem udałam się do pokoju przyjaciela. Zapukałam.
- Proszę!- usłyszałam i ze szczerym uśmiechem weszłam do środka. Gabinet Scott'a urządzony był w odcieniach beżu, naprzeciwko drzwi, pod oknem stało jego biurko, które dzisiaj było wyjątkowo uporządkowane, za nim znajdował się skórzany fotel, a vis a vis dwa krzesła dla klientów, również czarne, tak samo z resztą jak i meble, całe wypchane segregatorami. Za biurkiem siedział mój wspaniały przyjaciel, przystojny blondyn o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu, miał 28 lat i robił ogromną międzynarodową karierę, która niestety zmuszała go do częstych wyjazdów.
- Szukałeś mnie, Travis?- wychyliłam głowę zza drzwi.
- Tak, wejdź..- mruknął zmieszany- siadaj-zarządził.
- Dziękuję.. o co chodzi?
- Potrzebuję pomocy.. Miałem wyjechać w delegację do Londynu, ale Lil jest w ciąży.. mam nadzieję, że rozumiesz.. Chciałem cię poprosić, żebyś wzięła za mnie to zlecenie.
- Od kogo?- zapytałam.
- Chelsea FC, wyjedziesz za dwa tygodnie, na około miesiąc.
- Na miesiąc?- zapytałam z niedowierzaniem- ja też mam życie towarzyskie..
- Liv.. wiem, że masz chłopaka od niedawna, mnóstwo przyjaciół, ale to pomoże ci w karierze jak nic innego..w Londynie masz brata, miesiąc to wbrew pozorom nie aż tak długo..
- Umiałbyś zostawić na tyle czasu Lil?
- Posłuchaj.. Bojan przecież też wyjeżdża na mecze, co chwilę go nie ma, skoro on może pracować, to ty też!
- Travis..- zmieszałam się- nie mówię nie, ale daj mi 3 dni na przemyślenie tego.
- Nie ma problemu, w sumie zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.. a teraz musimy się pożegnać, bo za godzinę mam rozprawę.
- Do zobaczenia..- odpowiedziałam zamyślona
- Słucham- odebrałam telefon.
- Witaj, Livio, z tej strony Pep Guardiola, mam do ciebie małą sprawę, w sumie klub ją ma, czy moglibyśmy się umówić na spotkanie?
- Oczywiście, jeszcze dzisiaj?
- Chciałbym jak najszybciej.. jeśli oczywiście masz czas.
- Nie ma problemu, czekam na was już teraz.
- Już? Wielkie dzięki, będziemy za pół godziny.
Czyżby wielka Barcelona potrzebowała pomocy? - Pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wychodzę po kawę- powiedziałam do Amelii- za pół godziny będzie tu Guardiola z kimś jeszcze, zapisz mi ich do kalendarza.
- Weź mi też, najlepiej ekspresso.
- Nie ma sprawy.
Moje uzależnienie od kawy już od kilku godzin dawało o sobie znać. Ogólnie wiadomo, że muszę mieć przy sobie gorącą mokkę cały czas, dziennie wypijam około 5 kaw, co bardzo chcę ograniczyć, w sumie chciałam.. ale już nie chcę, marzę tylko o gorącej kawie i kocyku u mnie w domu, niestety.. obowiązki wzywają.
- Dzień dobry- usłyszałam chór na korytarzu kancelarii- my do panii Livi Herrery- przemówił jeden głos, z ciekawości wyszłam przed gabinet.
- Więcej was matka nie miała?- zapytałam z przekąsem.
- To poważna sprawa, jak mniemam Livia?- zapytał starszy mężczyzna w śmiesznych okularkach- Josep Maria Bartomeu, prezydent klubu.
- Livia Herrera, co już pan wie- podałam mu rękę- witam wszystkich, zapraszam do sali konferencyjnej, bo w moim gabinecie to się nie zmieścicie.
Naliczyłam ich 16. Szesnastu mężczyzn i ja, jedna mała dziewczynka. Obecni byli między innymi wszyscy czterej kapitanowie, prezes do spraw sportowych- Carles Puyol, obaj trenerzy i reszta innych, niepotrzebnych osób.
Tłum przywołał również resztę moich współpracowników- Travisa i Marię.
- Słuchamy was- zachęciłam.
- Chodzi o to, że, może słyszeliście, na nasz klub mówi się wiele nieprawdziwych rzeczy, szczególnie na zawodników. Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dwaj najlepsi piłkarze świata, a wszyscy twierdzą, że są największymi wrogami. Cóż, to nie jest prawda, jeden dziennikarz z Mundo Deportivo napisał artykuł o tym, co chłopcy niby o sobie mówią, próbowaliśmy apelować do gazety, ale widocznie FC Barcelona i Real Madrid muszą zjednoczyć siły, żeby to pokonać, chcielibyśmy wytoczyć rozprawę temu dziennikarzowi pokazując przy tym, że wcale nie jest tak, jak wszyscy myślą, Livio, czy podjęłabyś się tego zadania?
- Ciężkie pytanie.. czy mogę udzielić odpowiedzi jutro?- zapytałam.
- Oczywiście, zapraszamy na trening, później, oczywiście jeśli się zgodzisz, obgadamy szczegóły.
- Dziękuję bardzo- podałam rękę każdemu mężczyźnie, co zajęło dość dużo czasu- więc do jutra!
- Szczerze to mam nadzieję, że się tym zajmiesz, skoro jesteś dziewczyną Bojana musisz być wspaniałą osobą- szepnął mi do ucha Leo Messi.Stałam z szeroko otwartą buzią i nie mogłam wydusić słowa.
- Mucha ci wpadnie- przechodzący koło mnie Travis - chodź do mnie na chwilę..- poprosił i udał się do gabinetu pierwszy- posłuchaj, żądam od ciebie, żebyś zajęła się tymi dwoma sprawami, wiem, nie jestem twoim szefem, ale twoja kariera nabierze takiego rozpędu, o jakim nawet nie marzysz. Zrób to, Liv.
Ten jego prawie niedostrzegalny uśmiech przyprawia mnie o bicie serca, to jak patrzy mi w oczy przypomina mi całą definicję szczęścia, która dzięki jego obecności przybrała zupełnie nowe znaczenie. Czuję, że jesteś dla mnie wszystkim, nie wiem, czy wiesz..
Całą noc spędziłam na rozmyśleniach, tych co do Bojana i tych co do wyjazdu, czy one przypadkiem się nie wykluczają? Jeśli wyjadę na miesiąc to będę musiała zrezygnować z niego, a kiedy będę chciała być z nim oleję pracę, dlaczego to musi być tak trudne?- zapytałam sama siebie.
- Narozrabiałam coś?- zaśmiałam się- a tak serio to nie wiesz może o co chodzi?
- Nie mam pojęcia, ale jest dość zdenerwowany.
Odłożyłam płaszcz do mojego gabinetu i powolnym, ostrożnym krokiem udałam się do pokoju przyjaciela. Zapukałam.
- Proszę!- usłyszałam i ze szczerym uśmiechem weszłam do środka. Gabinet Scott'a urządzony był w odcieniach beżu, naprzeciwko drzwi, pod oknem stało jego biurko, które dzisiaj było wyjątkowo uporządkowane, za nim znajdował się skórzany fotel, a vis a vis dwa krzesła dla klientów, również czarne, tak samo z resztą jak i meble, całe wypchane segregatorami. Za biurkiem siedział mój wspaniały przyjaciel, przystojny blondyn o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu, miał 28 lat i robił ogromną międzynarodową karierę, która niestety zmuszała go do częstych wyjazdów.
- Szukałeś mnie, Travis?- wychyliłam głowę zza drzwi.
- Tak, wejdź..- mruknął zmieszany- siadaj-zarządził.
- Dziękuję.. o co chodzi?
- Potrzebuję pomocy.. Miałem wyjechać w delegację do Londynu, ale Lil jest w ciąży.. mam nadzieję, że rozumiesz.. Chciałem cię poprosić, żebyś wzięła za mnie to zlecenie.
- Od kogo?- zapytałam.
- Chelsea FC, wyjedziesz za dwa tygodnie, na około miesiąc.
- Na miesiąc?- zapytałam z niedowierzaniem- ja też mam życie towarzyskie..
- Liv.. wiem, że masz chłopaka od niedawna, mnóstwo przyjaciół, ale to pomoże ci w karierze jak nic innego..w Londynie masz brata, miesiąc to wbrew pozorom nie aż tak długo..
- Umiałbyś zostawić na tyle czasu Lil?
- Posłuchaj.. Bojan przecież też wyjeżdża na mecze, co chwilę go nie ma, skoro on może pracować, to ty też!
- Travis..- zmieszałam się- nie mówię nie, ale daj mi 3 dni na przemyślenie tego.
- Nie ma problemu, w sumie zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.. a teraz musimy się pożegnać, bo za godzinę mam rozprawę.
- Do zobaczenia..- odpowiedziałam zamyślona
- Słucham- odebrałam telefon.
- Witaj, Livio, z tej strony Pep Guardiola, mam do ciebie małą sprawę, w sumie klub ją ma, czy moglibyśmy się umówić na spotkanie?
- Oczywiście, jeszcze dzisiaj?
- Chciałbym jak najszybciej.. jeśli oczywiście masz czas.
- Nie ma problemu, czekam na was już teraz.
- Już? Wielkie dzięki, będziemy za pół godziny.
Czyżby wielka Barcelona potrzebowała pomocy? - Pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wychodzę po kawę- powiedziałam do Amelii- za pół godziny będzie tu Guardiola z kimś jeszcze, zapisz mi ich do kalendarza.
- Weź mi też, najlepiej ekspresso.
- Nie ma sprawy.
Moje uzależnienie od kawy już od kilku godzin dawało o sobie znać. Ogólnie wiadomo, że muszę mieć przy sobie gorącą mokkę cały czas, dziennie wypijam około 5 kaw, co bardzo chcę ograniczyć, w sumie chciałam.. ale już nie chcę, marzę tylko o gorącej kawie i kocyku u mnie w domu, niestety.. obowiązki wzywają.
- Dzień dobry- usłyszałam chór na korytarzu kancelarii- my do panii Livi Herrery- przemówił jeden głos, z ciekawości wyszłam przed gabinet.
- Więcej was matka nie miała?- zapytałam z przekąsem.
- To poważna sprawa, jak mniemam Livia?- zapytał starszy mężczyzna w śmiesznych okularkach- Josep Maria Bartomeu, prezydent klubu.
- Livia Herrera, co już pan wie- podałam mu rękę- witam wszystkich, zapraszam do sali konferencyjnej, bo w moim gabinecie to się nie zmieścicie.
Naliczyłam ich 16. Szesnastu mężczyzn i ja, jedna mała dziewczynka. Obecni byli między innymi wszyscy czterej kapitanowie, prezes do spraw sportowych- Carles Puyol, obaj trenerzy i reszta innych, niepotrzebnych osób.
Tłum przywołał również resztę moich współpracowników- Travisa i Marię.
- Słuchamy was- zachęciłam.
- Chodzi o to, że, może słyszeliście, na nasz klub mówi się wiele nieprawdziwych rzeczy, szczególnie na zawodników. Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dwaj najlepsi piłkarze świata, a wszyscy twierdzą, że są największymi wrogami. Cóż, to nie jest prawda, jeden dziennikarz z Mundo Deportivo napisał artykuł o tym, co chłopcy niby o sobie mówią, próbowaliśmy apelować do gazety, ale widocznie FC Barcelona i Real Madrid muszą zjednoczyć siły, żeby to pokonać, chcielibyśmy wytoczyć rozprawę temu dziennikarzowi pokazując przy tym, że wcale nie jest tak, jak wszyscy myślą, Livio, czy podjęłabyś się tego zadania?
- Ciężkie pytanie.. czy mogę udzielić odpowiedzi jutro?- zapytałam.
- Oczywiście, zapraszamy na trening, później, oczywiście jeśli się zgodzisz, obgadamy szczegóły.
- Dziękuję bardzo- podałam rękę każdemu mężczyźnie, co zajęło dość dużo czasu- więc do jutra!
- Szczerze to mam nadzieję, że się tym zajmiesz, skoro jesteś dziewczyną Bojana musisz być wspaniałą osobą- szepnął mi do ucha Leo Messi.Stałam z szeroko otwartą buzią i nie mogłam wydusić słowa.
- Mucha ci wpadnie- przechodzący koło mnie Travis - chodź do mnie na chwilę..- poprosił i udał się do gabinetu pierwszy- posłuchaj, żądam od ciebie, żebyś zajęła się tymi dwoma sprawami, wiem, nie jestem twoim szefem, ale twoja kariera nabierze takiego rozpędu, o jakim nawet nie marzysz. Zrób to, Liv.
Ten jego prawie niedostrzegalny uśmiech przyprawia mnie o bicie serca, to jak patrzy mi w oczy przypomina mi całą definicję szczęścia, która dzięki jego obecności przybrała zupełnie nowe znaczenie. Czuję, że jesteś dla mnie wszystkim, nie wiem, czy wiesz..
Całą noc spędziłam na rozmyśleniach, tych co do Bojana i tych co do wyjazdu, czy one przypadkiem się nie wykluczają? Jeśli wyjadę na miesiąc to będę musiała zrezygnować z niego, a kiedy będę chciała być z nim oleję pracę, dlaczego to musi być tak trudne?- zapytałam sama siebie.
środa, 18 lutego 2015
V
Wyspałaś się?
Po przeczytaniu tego smsa od razu miałam ochotę przenosić góry, siedziałam już w biurze, na wieszaku wisiał mój beżowy płaszcz wraz z przekładanymi przez rękawy rękawiczkami i wielkim kraciastym szalikiem, którego równie dobrze mogłabym używać jako koca. Kawa stała na swoim miejscu, a ja właśnie umawiałam się na kolejne spotkanie z Bojanem. Na polu było bardzo zimno, chociaż na śnieg się nie zanosiło. Zamarzałam więc czekając na niego na parkingu pod kinem, na szczęście pojawił się dość szybko, weszliśmy więc razem do środka i kupiliśmy bilety. Do tej pory nie wiedziałam, na co pójdziemy, ale jednego byłam pewna, przenigdy żaden chłopak nie zabierze mnie na film romantyczny. Jak bardzo się myliłam? Wylądowaliśmy na "if I stay", tyle chyba wystarczy, był to seans, który Bojan wynajął wyłącznie dla nas, więc na sali byliśmy tylko my. Oczywiście z filmu wyszłam zalana łzami.
- Hej..- mruknął kucając przy mnie- nie płacz..
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj- otarł mi łzy kciukiem i podał chusteczkę- trzymaj, Mała, bo się rozchorujesz...
- Dziękuję.. - szepnęłam.
Po 10 minutach wyszliśmy z kina, zaproponował spacer, więc się zgodziłam. Szliśmy i rozmawialiśmy, mijaliśmy wielu ludzi, a on zatrzymał się przy kobiecie sprzedającej róże.
- Poczekaj tu- powiedział, a sam do niej podszedł.
Po chwili wrócił trzymając w dłoniach piękny bukiet herbacianych kwiatów.
- Dziękuję- szepnęłam.
Najpierw dość nieśmiało przysunął się do mnie, niepewnie spojrzał w moje oczy i mnie przytulił. To była jedna z najlepszych opcji, jaką mógł wybrać w zimie.
- Twoja dłoń pasowałaby idealnie do mojej....- szepnął.
Cała w skowronkach przyszłam w piątek do pracy.
- Livia! Słyszałem, że nieźle dogadałaś mężowi naszej klientki na rozprawie!- zaczepił mnie Travis.
- Też tak słyszałam- mówiłam ucieszona.
- Jesteś wizytówką naszej kancelarii- zaśmiał się.
- Więc muszę być warta miliony- odpowiedziałam- wybacz, muszę iść, bo chciałabym dzisiaj szybciej wyjść..
- Randka?- zapytał.
- Może i tak-. uśmiechnięta odeszłam.
Tym razem nie miałam wiele pracy, więc spędziłam nawet chwilę czasu na facebooku.
Może drugie śniadanie?
Zawibrował mój telefon.
Chętnie
Odpisałam.
Wyjdź przed biuro
I już po chwili miałam na sobie czapkę, parkę i szalik. Wyszłam krzycząc głośne "wrócę za jakąś godzinę", zbiegłam po schodach i otwarłam drzwi, wyszłam na dwór, ale nikogo nie było, lekko zdezorientowana wyciągnęłam telefon, kiedy ktoś nagle zaszedł mnie od tyłu.Krzynkęłam, ale zatkał mi usta dlonią, znowu poczułam wspaniały zapach perfum calvina klaina.
- Nie bój się, przy mnie nie masz czego- zaśmiał się słodko- to dla ciebie- wyjął zza pleców piękny bukiet róż.
- Ojej..- przytuliłam go- to takie miłe...
Po tym, co wczoraj się stało nie miałam żadnych oporów, żeby go przytulać, w sumie mam ochotę robić to ciągle, ale próbuję się hamować. Kiedy jednak to się zdarzy to odpływam i to Bojan musi mnie lekko od siebie odpychać, tracę nad sobą panowanie!
- Wiesz.. widziałem cię kilka razy z Gerim Deulofeu i jakimś innym chłopakiem... coś was łączy?- zapytał w pewnej chwili.
- Nie sądzę- zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- zapytał.
- To moi bracia- wydusiłam między salwami śmiechu.
- Bracia?- uśmiechnął się niepewnie- dlaczego macie inne nazwiska?
- Mój tata .. jakby to powiedzieć- zamyśliłam się- nie miał jednej partnerki dłużej, niż 3 lata- zaśmiałam się- mam 6 braci.
- I każdy ma inną matkę?- zaciekawił się.
- Nie, jeden jest moim rodzonym bratem, a reszta każdy ma inną.
- Ale jazda.. A kim w ogóle jest Twój ojciec?
- Na pewno go znasz- zdusiłam śmiech- Pichi Alonso, mówi ci to coś?
- Nowy trener reprezentacji- zaśmiał się- jak się nazywają twoi bracia?
- Czekaj, żebym nikogo nie pominęła, Santiago, Casper- zaczęłam wyliczać na palcach- Javier, Nate, Gerard i David.Santi gra w La Masii, Casper urodził się w NY, ale teraz mieszka w Londynie i kumpluje się z Fernando Torresem, Javier też jest piłkarzem, Nate to dyrektor marketingu w jakiejś wielkiej korporacji, Geriego już znasz, a David jest z nas najstarszy i mieszka w Holandii, jest psychologiem w Ajaxie, pewnie jego też znasz.
- Imponująca rodzina.. to który jest twoim bratem?
- Nate, albo jak wolisz Nathaniel.
- Wiesz..- zaczął- to dobrze, że z żadnym z nich nie chodzisz- szliśmy obok siebie w stronę pracy, złapał mnie lekko za rękę i czekał jak zareaguję.Wsunęłam twarz do komina i uśmiechnęłam się, wszystko w mojej głowie krzyczało "TAK!", byłam tak szczęśliwa, że mogłabym zrobić w tej chwili wszystko. Sama lekko ścisnęłam jego rękę, jednak po chwili moje małe szczęście minęło, bo dotarliśmy do miejsca mojej pracy.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć- szepnął prosto do mojego ucha, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja jeszcze chwilę stałam na mrozie i patrzyłam w ślad za nim.
Po przeczytaniu tego smsa od razu miałam ochotę przenosić góry, siedziałam już w biurze, na wieszaku wisiał mój beżowy płaszcz wraz z przekładanymi przez rękawy rękawiczkami i wielkim kraciastym szalikiem, którego równie dobrze mogłabym używać jako koca. Kawa stała na swoim miejscu, a ja właśnie umawiałam się na kolejne spotkanie z Bojanem. Na polu było bardzo zimno, chociaż na śnieg się nie zanosiło. Zamarzałam więc czekając na niego na parkingu pod kinem, na szczęście pojawił się dość szybko, weszliśmy więc razem do środka i kupiliśmy bilety. Do tej pory nie wiedziałam, na co pójdziemy, ale jednego byłam pewna, przenigdy żaden chłopak nie zabierze mnie na film romantyczny. Jak bardzo się myliłam? Wylądowaliśmy na "if I stay", tyle chyba wystarczy, był to seans, który Bojan wynajął wyłącznie dla nas, więc na sali byliśmy tylko my. Oczywiście z filmu wyszłam zalana łzami.
- Hej..- mruknął kucając przy mnie- nie płacz..
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj- otarł mi łzy kciukiem i podał chusteczkę- trzymaj, Mała, bo się rozchorujesz...
- Dziękuję.. - szepnęłam.
Po 10 minutach wyszliśmy z kina, zaproponował spacer, więc się zgodziłam. Szliśmy i rozmawialiśmy, mijaliśmy wielu ludzi, a on zatrzymał się przy kobiecie sprzedającej róże.
- Poczekaj tu- powiedział, a sam do niej podszedł.
Po chwili wrócił trzymając w dłoniach piękny bukiet herbacianych kwiatów.
- Dziękuję- szepnęłam.
Najpierw dość nieśmiało przysunął się do mnie, niepewnie spojrzał w moje oczy i mnie przytulił. To była jedna z najlepszych opcji, jaką mógł wybrać w zimie.
- Twoja dłoń pasowałaby idealnie do mojej....- szepnął.
Cała w skowronkach przyszłam w piątek do pracy.
- Livia! Słyszałem, że nieźle dogadałaś mężowi naszej klientki na rozprawie!- zaczepił mnie Travis.
- Też tak słyszałam- mówiłam ucieszona.
- Jesteś wizytówką naszej kancelarii- zaśmiał się.
- Więc muszę być warta miliony- odpowiedziałam- wybacz, muszę iść, bo chciałabym dzisiaj szybciej wyjść..
- Randka?- zapytał.
- Może i tak-. uśmiechnięta odeszłam.
Tym razem nie miałam wiele pracy, więc spędziłam nawet chwilę czasu na facebooku.
Może drugie śniadanie?
Zawibrował mój telefon.
Chętnie
Odpisałam.
Wyjdź przed biuro
I już po chwili miałam na sobie czapkę, parkę i szalik. Wyszłam krzycząc głośne "wrócę za jakąś godzinę", zbiegłam po schodach i otwarłam drzwi, wyszłam na dwór, ale nikogo nie było, lekko zdezorientowana wyciągnęłam telefon, kiedy ktoś nagle zaszedł mnie od tyłu.Krzynkęłam, ale zatkał mi usta dlonią, znowu poczułam wspaniały zapach perfum calvina klaina.
- Nie bój się, przy mnie nie masz czego- zaśmiał się słodko- to dla ciebie- wyjął zza pleców piękny bukiet róż.
- Ojej..- przytuliłam go- to takie miłe...
Po tym, co wczoraj się stało nie miałam żadnych oporów, żeby go przytulać, w sumie mam ochotę robić to ciągle, ale próbuję się hamować. Kiedy jednak to się zdarzy to odpływam i to Bojan musi mnie lekko od siebie odpychać, tracę nad sobą panowanie!
- Wiesz.. widziałem cię kilka razy z Gerim Deulofeu i jakimś innym chłopakiem... coś was łączy?- zapytał w pewnej chwili.
- Nie sądzę- zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- zapytał.
- To moi bracia- wydusiłam między salwami śmiechu.
- Bracia?- uśmiechnął się niepewnie- dlaczego macie inne nazwiska?
- Mój tata .. jakby to powiedzieć- zamyśliłam się- nie miał jednej partnerki dłużej, niż 3 lata- zaśmiałam się- mam 6 braci.
- I każdy ma inną matkę?- zaciekawił się.
- Nie, jeden jest moim rodzonym bratem, a reszta każdy ma inną.
- Ale jazda.. A kim w ogóle jest Twój ojciec?
- Na pewno go znasz- zdusiłam śmiech- Pichi Alonso, mówi ci to coś?
- Nowy trener reprezentacji- zaśmiał się- jak się nazywają twoi bracia?
- Czekaj, żebym nikogo nie pominęła, Santiago, Casper- zaczęłam wyliczać na palcach- Javier, Nate, Gerard i David.Santi gra w La Masii, Casper urodził się w NY, ale teraz mieszka w Londynie i kumpluje się z Fernando Torresem, Javier też jest piłkarzem, Nate to dyrektor marketingu w jakiejś wielkiej korporacji, Geriego już znasz, a David jest z nas najstarszy i mieszka w Holandii, jest psychologiem w Ajaxie, pewnie jego też znasz.
- Imponująca rodzina.. to który jest twoim bratem?
- Nate, albo jak wolisz Nathaniel.
- Wiesz..- zaczął- to dobrze, że z żadnym z nich nie chodzisz- szliśmy obok siebie w stronę pracy, złapał mnie lekko za rękę i czekał jak zareaguję.Wsunęłam twarz do komina i uśmiechnęłam się, wszystko w mojej głowie krzyczało "TAK!", byłam tak szczęśliwa, że mogłabym zrobić w tej chwili wszystko. Sama lekko ścisnęłam jego rękę, jednak po chwili moje małe szczęście minęło, bo dotarliśmy do miejsca mojej pracy.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć- szepnął prosto do mojego ucha, pocałował mnie w policzek i odszedł, a ja jeszcze chwilę stałam na mrozie i patrzyłam w ślad za nim.
poniedziałek, 16 lutego 2015
IV
Nastał ranek, więc akceptując szarą rzeczywistość zwlekłam się z łóżka i po makijażu, ogólnym odświeżeniu oraz pożywnym śniadaniu znalazłam się w pracy. Miałam niemiłosiernie podkrążone oczy, które były szare, a nie jak zawsze niebieskie, nie pomogła nawet pyszna kawa zrobiona przez asystentkę.Po kilku godzinach wypełniania papierów nadeszła rozprawa, nad którą tak bardzo pracowałam w nocy. Moja klientka- Lola, odeszła od męża z powodu zdrady, ale on przypomniał sobie o swojej ogromnej miłości i nie daje jej spokoju, walczymy więc o zakaz zbliżania się i kaucję.
- Sprawa przeciwko Jorge Putellasowi, zapraszam wszystkich na salę- na korytarz wyszedł protokolant.Razem z klientką udałyśmy się na salę sądową i zajęłyśmy nasze miejsca.- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Artur Merentes.
- Proszę usiąść. Rozpoczynamy sprawę przeciwko Jorge Putellasowi, czy na sali jest obecna Lola Putellas ?
- Obecna- odpowiedziałam- razem z prawnikiem, mecenas Livia Herrera.
- Pan Jorge Putellas?- zapytał sędzia.
- Jest- usłyszałam odpowiedź- razem z adwokatem Javierem Fernandesem.
Zmierzyłam go wzrokiem. Miał krótko ścięte, ułożone brązowe włosy i czekoladowe oczy, jak każdy Hiszpan, ale jego twarz wyrażała tak niesamowite zacięcie, dążenie do celu, że jeśli nie uda mu się wygrać tej rozprawy chyba rozszarpie kogoś na kawałki.
- Pani Lolu, proszę nam opowiedzieć o co chodzi- zarządził sędzia.
Moja klientka opowiedziała o wszystkich sytuacjach, o tym dlaczego się rozstali, że on ją zdradził, a ona wyprowadziła się z dziećmi do matki, potem o próbach przywrócenia związku, dalej o rozwodzie i włamaniu do domu, gdzie nic nie zginęło, na łóżku jedynie było zrobione z róż serce z ich zdjęciem.
- Teraz pan, czy to prawda o czym mówiła żona?
- Tak, ale ja chciałem tylko żebyśmy byli szczęśliwi...
- Tu już pan nie znajdzie happy endu- odezwałam się- poza tym to przereklamowane dziadostwo.
- Pani mecenas!- upomniał mnie sędzia.
- Myli się pani, nie potrafię bez niej żyć!
- Widocznie musi się pan nauczyć, pomimo jej nieobecności zegar nadal tyka, rozumie mnie pan?
- Lola- powiedział- jeśli do mnie nie wrócisz to przysięgam, że się zabiję!
- Panie Putellas proszę wstać, nakładam na pana karę porządkową w wysokości 200 euro.
- Nie sądzi pan, że to frajerskie zachowanie?- zmrużyłam oczy- niby tak ją pan kocha, a zabrania jej pan szczęścia z innym mężczyzną, nie wykorzystał pan swojej szansy, więc niech się pan teraz zamknie i odsunie się na bok, niech przynajmniej jedno z was będzie szczęśliwe.
- Proszę sądu, mój klient nie wyraził zgody na takie odzywki .
- Spokojnie, mecenasie, uszanujmy bezpośredni charakter pani mecenas.
W międzyczasie oczywiście przewinęło się kilku świadków, którzy zeznawali na korzyść mojej klientki, mecenas Fernandes robił się z chwili na chwilę coraz bardziej czerwony, aż po ogłoszeniu wyroku dopadł mnie na korytarzu.
- Ze mną się nie wygrywa, gówniaro. Następnym razem nie będziesz miała nic do powiedzenia.
- Zazwyczaj prawnicy podają sobie teraz ręce, ale mi też miło pana poznać, miłego dnia!- krzyknęłam za nim.
- Słucham- odebrałam telefon- chętnie bym wyszła, ale nie mam czasu, pracuję, może w weekend, okej, pa.
Tak właśnie odmówiłam Bojanowi Krkiciowi kolejnego spotkania, z ciężkim sercem, ale racjonalne myślenie wygrało, a ja postanowiłam nie zaniedbywać pracy, poza tym i tak byłam już umówiona z przyjaciółkami, jedna jest bardzo znaną tłumaczką książek, a druga kończy szkołę policyjną.
-Zoe- ucieszyłam się na widok różowowłosej dziewczyny, zaraz za nią dostrzegłam też brązowowłosą Carly- co u was?- zapytałam zamawiając mokkę.
- Super, chciałam wam powiedzieć, że biorę ślub- uśmiechnęła się szczerze Zoe.
- Wreszcie! Andres oświadczył ci się już 2 lata temu- zaśmiałam się.
- Też wam coś chciałam powiedzieć-wyjeżdżam, do Madrytu. Dostałam ofertę pracy dla biura Moralesa..
- Kto to?- zapytała rzeczowo Zoe.
- Christian Morales.. poznałam go podczas dni otwartych naszej szkoły, miało to miejsce podczas egzaminów, jak pewnie pamiętacie zdałam je najlepiej, no a tydzień temu dostałam od niego telefon.
- Będziemy cię odwiedzać- pocieszyłam dziewczynę, kiedy wylatujesz?
- Jutro rano..
- Jej- Zoe była dość mocno zaskoczona- odwieziemy cię, prawda Liv?
- Oczywiście..- odpowiedziałam kombinując jak uda mi się wyjść na chwilę z pracy.
- No, ale zmieńmy temat, Liv, Carly wybrała samotność, ja mam Andresa, a ty?- zaciekawiła się Zoe zapewne przez mój ciągle wibrujący telefon.
- To mama- skłamałam.
- Nie, to Bojan- spojrzała na wyświetlacz- czy do Barcelony ostatnio nie wrócił Bojan Krkić? Kojarzysz go ze szkoły, nie Car?
- Pewnie!
- Jak go widziałam na prezentacji to całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiło.
- A czy to nie on?- zapytała z uśmiechem Car- patrzy na ciebie tak, że to nie może być absolutnie żadna przyjaźń, opowiadaj.
- Prawie się nie znamy, ale sądzę, że możemy się poznać- zaśmiałam się- wczoraj byliśmy na kawie i w wesołym miasteczku, ale powiem wam jedno, nikt, kogo znam nie cieszy się z życia tak, jak on.
Rano.. w sumie to nie było rano, gdzieś koło 9 to przecież dla normalnych ludzi środek nocy, ale w każdym bądź razie świtem koło południa cichaczem wymknęłam się z pracy. Dobrze wiedziałam, że za niecałą godzinę muszę się stawić na przymiarce nowej togi, wiedziałam, że jeśli się spóźnię to i Travis i Maria, moi współpracownicy mnie zabiją. gnałam na złamanie karku przez jeszcze nie zakorkowaną Barcelonę, by pożegnać się z przyjaciółką. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu zrozumiałam, że mogę jej już więcej nie zobaczyć i szczerze mówiąc same lały mi się łzy z oczu. Poznałyśmy się 10 lat temu, kiedy trafiłyśmy do jednej szkoły. Wszystkie byłyśmy nowe i sobie pomagałyśmy, pomimo, że każda z nas kochała coś innego jednoczyła nas piłka. Chodziłyśmy na treningi szkolnych drużyn, Carly zawsze odbijało na punkcie każdego chłopaka, który choćby na nią spojrzał, Zoe miała wywalone na to, czy jest sama, czy nie, ale był ktoś, kto od zawsze był jej cieniem, a wszystko wyjaśniło się w ostatniej klasie. A ja? Cóż.. chyba nazwałabym siebie molem książkowym i wieczną prymuską.
- Jestem!- krzyknęłam- nie spóźniłam się?
- W ostatniej chwili- uśmiechnęła się Carly- będę strasznie tęsknić, Liv. Obiecuję, że każdy urlop będę spędzać w Barcelonie, pamiętajcie o mnie zawsze!- powiedziała ze łzami w oczach i po prostu odeszła.
Stałyśmy razem z Zoe patrząc w dal jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak zamiast wracającej do nas w biegu przyjaciółki, która rzuciłaby nam się w ramiona zobaczyłyśmy wyłącznie pusty korytarz...
Zapamiętajcie dobrze Zoe i Carly, właśnie zabieram się do opisania ich historii, już niedługo zaproszę Was na prologi ! :D
- Sprawa przeciwko Jorge Putellasowi, zapraszam wszystkich na salę- na korytarz wyszedł protokolant.Razem z klientką udałyśmy się na salę sądową i zajęłyśmy nasze miejsca.- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Artur Merentes.
- Proszę usiąść. Rozpoczynamy sprawę przeciwko Jorge Putellasowi, czy na sali jest obecna Lola Putellas ?
- Obecna- odpowiedziałam- razem z prawnikiem, mecenas Livia Herrera.
- Pan Jorge Putellas?- zapytał sędzia.
- Jest- usłyszałam odpowiedź- razem z adwokatem Javierem Fernandesem.
Zmierzyłam go wzrokiem. Miał krótko ścięte, ułożone brązowe włosy i czekoladowe oczy, jak każdy Hiszpan, ale jego twarz wyrażała tak niesamowite zacięcie, dążenie do celu, że jeśli nie uda mu się wygrać tej rozprawy chyba rozszarpie kogoś na kawałki.
- Pani Lolu, proszę nam opowiedzieć o co chodzi- zarządził sędzia.
Moja klientka opowiedziała o wszystkich sytuacjach, o tym dlaczego się rozstali, że on ją zdradził, a ona wyprowadziła się z dziećmi do matki, potem o próbach przywrócenia związku, dalej o rozwodzie i włamaniu do domu, gdzie nic nie zginęło, na łóżku jedynie było zrobione z róż serce z ich zdjęciem.
- Teraz pan, czy to prawda o czym mówiła żona?
- Tak, ale ja chciałem tylko żebyśmy byli szczęśliwi...
- Tu już pan nie znajdzie happy endu- odezwałam się- poza tym to przereklamowane dziadostwo.
- Pani mecenas!- upomniał mnie sędzia.
- Myli się pani, nie potrafię bez niej żyć!
- Widocznie musi się pan nauczyć, pomimo jej nieobecności zegar nadal tyka, rozumie mnie pan?
- Lola- powiedział- jeśli do mnie nie wrócisz to przysięgam, że się zabiję!
- Panie Putellas proszę wstać, nakładam na pana karę porządkową w wysokości 200 euro.
- Nie sądzi pan, że to frajerskie zachowanie?- zmrużyłam oczy- niby tak ją pan kocha, a zabrania jej pan szczęścia z innym mężczyzną, nie wykorzystał pan swojej szansy, więc niech się pan teraz zamknie i odsunie się na bok, niech przynajmniej jedno z was będzie szczęśliwe.
- Proszę sądu, mój klient nie wyraził zgody na takie odzywki .
- Spokojnie, mecenasie, uszanujmy bezpośredni charakter pani mecenas.
W międzyczasie oczywiście przewinęło się kilku świadków, którzy zeznawali na korzyść mojej klientki, mecenas Fernandes robił się z chwili na chwilę coraz bardziej czerwony, aż po ogłoszeniu wyroku dopadł mnie na korytarzu.
- Ze mną się nie wygrywa, gówniaro. Następnym razem nie będziesz miała nic do powiedzenia.
- Zazwyczaj prawnicy podają sobie teraz ręce, ale mi też miło pana poznać, miłego dnia!- krzyknęłam za nim.
- Słucham- odebrałam telefon- chętnie bym wyszła, ale nie mam czasu, pracuję, może w weekend, okej, pa.
Tak właśnie odmówiłam Bojanowi Krkiciowi kolejnego spotkania, z ciężkim sercem, ale racjonalne myślenie wygrało, a ja postanowiłam nie zaniedbywać pracy, poza tym i tak byłam już umówiona z przyjaciółkami, jedna jest bardzo znaną tłumaczką książek, a druga kończy szkołę policyjną.
-Zoe- ucieszyłam się na widok różowowłosej dziewczyny, zaraz za nią dostrzegłam też brązowowłosą Carly- co u was?- zapytałam zamawiając mokkę.
- Super, chciałam wam powiedzieć, że biorę ślub- uśmiechnęła się szczerze Zoe.
- Wreszcie! Andres oświadczył ci się już 2 lata temu- zaśmiałam się.
- Też wam coś chciałam powiedzieć-wyjeżdżam, do Madrytu. Dostałam ofertę pracy dla biura Moralesa..
- Kto to?- zapytała rzeczowo Zoe.
- Christian Morales.. poznałam go podczas dni otwartych naszej szkoły, miało to miejsce podczas egzaminów, jak pewnie pamiętacie zdałam je najlepiej, no a tydzień temu dostałam od niego telefon.
- Będziemy cię odwiedzać- pocieszyłam dziewczynę, kiedy wylatujesz?
- Jutro rano..
- Jej- Zoe była dość mocno zaskoczona- odwieziemy cię, prawda Liv?
- Oczywiście..- odpowiedziałam kombinując jak uda mi się wyjść na chwilę z pracy.
- No, ale zmieńmy temat, Liv, Carly wybrała samotność, ja mam Andresa, a ty?- zaciekawiła się Zoe zapewne przez mój ciągle wibrujący telefon.
- To mama- skłamałam.
- Nie, to Bojan- spojrzała na wyświetlacz- czy do Barcelony ostatnio nie wrócił Bojan Krkić? Kojarzysz go ze szkoły, nie Car?
- Pewnie!
- Jak go widziałam na prezentacji to całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiło.
- A czy to nie on?- zapytała z uśmiechem Car- patrzy na ciebie tak, że to nie może być absolutnie żadna przyjaźń, opowiadaj.
- Prawie się nie znamy, ale sądzę, że możemy się poznać- zaśmiałam się- wczoraj byliśmy na kawie i w wesołym miasteczku, ale powiem wam jedno, nikt, kogo znam nie cieszy się z życia tak, jak on.
Rano.. w sumie to nie było rano, gdzieś koło 9 to przecież dla normalnych ludzi środek nocy, ale w każdym bądź razie świtem koło południa cichaczem wymknęłam się z pracy. Dobrze wiedziałam, że za niecałą godzinę muszę się stawić na przymiarce nowej togi, wiedziałam, że jeśli się spóźnię to i Travis i Maria, moi współpracownicy mnie zabiją. gnałam na złamanie karku przez jeszcze nie zakorkowaną Barcelonę, by pożegnać się z przyjaciółką. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu zrozumiałam, że mogę jej już więcej nie zobaczyć i szczerze mówiąc same lały mi się łzy z oczu. Poznałyśmy się 10 lat temu, kiedy trafiłyśmy do jednej szkoły. Wszystkie byłyśmy nowe i sobie pomagałyśmy, pomimo, że każda z nas kochała coś innego jednoczyła nas piłka. Chodziłyśmy na treningi szkolnych drużyn, Carly zawsze odbijało na punkcie każdego chłopaka, który choćby na nią spojrzał, Zoe miała wywalone na to, czy jest sama, czy nie, ale był ktoś, kto od zawsze był jej cieniem, a wszystko wyjaśniło się w ostatniej klasie. A ja? Cóż.. chyba nazwałabym siebie molem książkowym i wieczną prymuską.
- Jestem!- krzyknęłam- nie spóźniłam się?
- W ostatniej chwili- uśmiechnęła się Carly- będę strasznie tęsknić, Liv. Obiecuję, że każdy urlop będę spędzać w Barcelonie, pamiętajcie o mnie zawsze!- powiedziała ze łzami w oczach i po prostu odeszła.
Stałyśmy razem z Zoe patrząc w dal jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak zamiast wracającej do nas w biegu przyjaciółki, która rzuciłaby nam się w ramiona zobaczyłyśmy wyłącznie pusty korytarz...
Zapamiętajcie dobrze Zoe i Carly, właśnie zabieram się do opisania ich historii, już niedługo zaproszę Was na prologi ! :D
niedziela, 8 lutego 2015
III
Rodzina prawie w komplecie, każdy rozmawia z każdym, chłopcy opowiadają co ciekawego dzieje się w ich życiu, David poznał dziewczynę, Santiago dołączył do Barcy B, a Geri wrócił z wypożyczenia, jest co świętować!
- Dzieci!- krzyknął Pichi- uspokójcie się, mam wam kogoś do przedstawienia! To jest Gianna, a to moje dzieci: Santiago, Nathaniel, Livia, David, Casper i Gerard.
- Oo.. chłopcy, może tym razem będziemy mieli siostrę? - zauważyłam muszę przyznać- trochę po chamsku, ale w końcu słynę z tego, że jestem irytująca..
- Uwielbiam cię- wydusił tłumiąc śmiech Casper, a Gianna wymaszerowała z pokoju.
- Ale tak serio, nie starczy ci szóstka dzieci? - zapytałam z nutką ironii.
- Livia.. ręce opadają, mam nadzieję, że w sądzie nie robisz takiej wiochy- powiedział, po czym zaczął się śmiać i ruszył do drzwi, jednak po chwili przystanął - mam dla was jeszcze dwie niespodzianki tego wieczora- uśmiechnął się tajemniczo.
W sumie nikt nie przejął się jego obiecankami, bo zazwyczaj robi sobie z nas po prostu jaja, kelnerzy podali jedzenie, a ojciec i jego laska przyszli do nas.
- Zanim zaczniemy jeść chciałbym coś ogłosić!- zastukał łyżeczką w kieliszek białego wina- wiecie.. jest was sześcioro...
- Twoja laska jest w ciąży?- zapytałam prosto z mostu.
- Kto cię wychowywał, Livia.. Zachowuj się! Nie, Gianna nie jest w ciąży, ale... jakby to powiedzieć...
- Zdarzyła ci się kiedyś mała wpadka o której nie wiedziałeś aż do teraz?- przerwałam ponownie.
- Tak, dokładnie o to mi chodziło, ale nie nazwałbym tego tak brzydko, tylko bądźcie mili!- zastrzegł- Poznajcie, wasz nowy/stary brat- Javier Hernandez.
- Wybyłeś aż do Meksyku?- zachłysnęłam się winem.
- W młodości to się w wielu miejscach bywało.. ale nie martwcie się, Santiago jest ostatni.
- No nie wiem czy możemy ci tak wierzyć, w końcu chyba żadne z nas nie było planowane- wybuchnęłam śmiechem, a ojciec ze mną, DLACZEGO TAK CIĘŻKO GO ZDENERWOWAĆ?!
- Liv, jesteś zabawna jak zawsze, dałbym ci prezent, ale jeszcze na to nie pora, Javier, usiądź, Livia na pewno ci o wszystkim opowie, jest bardzo rozgadana..
- Mogę coś wtrącić?- zapytałam i nie czekając na pozwolenie zwróciłam się do Pichiego- teraz nie wiem czy mogę wyjść za jakiegokolwiek mężczyznę, jeszcze okaże się moim bratem...
- Jestem pewien, że więcej już dzieci nie narobiłem- odpowiedział spokojnym tonem, żadnej iskry złości, NIC!- a teraz słuchajcie, macie przed sobą nowego trenera Reprezentacji Katalonii w piłce nożnej, czekam na brawa.
Nastała chwila ciszy, po której wszyscy zaczęliśmy bić brawo
- Szukałem takiej fuchy żebym się nie narobił, a pracował, nie żebym miał coś przeciwko pracy, ale wiecie, starość nie radość, młodość nie wieczność... Livia! Przestań się ze mnie naśmiewać!
- Tak, tatusiu- przywołałam na twarz słodziutki uśmiech- ej, nowy! Spodoba ci się z nami- zaśmiałam się.
- Też tak czuję- odpowiedział równie uśmiechnięty.
- Pora na prezenty, moi mili! Livka, jako moja jedyna, ukochana córeczka podejdź pierwsza, kupiłem ci nowy apartament, ten stary jest już.. jak wy to młodzi mówicie? Passe!
- Nowa laska cię takich słów nauczyła? - szepnęłam mu na ucho- W sumie nie odpowiadaj, dziękuję!- cmoknęłam go w policzek.
Olałam moment, w którym chłopcy dostawali prezenty i wyszłam na balkon.
- Nie za zimno ci, mała?- usłyszałam za sobą głos.
- Nie, Nate, wszystko ze mną okej, ale fajnie, że się martwisz..Spacerek?
- z tobą zawsze, tylko może się przebierzmy, bo jest trochę zimno- zaśmiał się.
Dziesięć minut później spotkaliśmy się przy furtce uprzednio jako grzeczne dzieci informując tatusia i nową macochę o chęci wyjścia na dwór. Nate wyglądał jak zawsze świetnie, niedopięta pod szyją granatowa koszula, na to czarna, idealnie skrojona marynarka i (możecie się śmiać) czarne dopasowane spodnie.Ja w swojej zielonej parce z bordowo- różowym szalem, czarnymi spodniami, a pod spodem koszulką w panterkę i sweterkiem raczej nie prezentowałam się ani trochę gorzej, dzięki butom na wysokim obcasie byłam tylko o głowę niższa. Zapewne wyglądaliśmy jak para i każdy przechodzień na pewno nas za nią brał.
- I jak żyjesz? Poznałaś kogoś?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam- POZNAŁAŚ!? Opowiadaj!
- No bo to było na ognisku u Shakiry i Gerarda, pamiętasz ich?
- Jakże mógłbym zapomnieć poczciwego Pique? Ale kontynuuj- zachęcił
- W sumie to on chyba nawet nie wie, że mi się podoba, później spotkaliśmy się tylko raz i przewrócił mnie i wylał moją kawę na nowy płaszcz, więc zaprosił mnie na kawę..
- I co było na tej kawie?- dopytywał.
- Nie było jej jeszcze- zaśmiałam się.
- Taki z niego burak? Wziął chociaż numer?
- Wziął, ale nie burak, to ja nie miałam czasu, pracuję, pamiętasz?
- A wiesz, że czytałem o tobie ostatnio w gazecie? Zaziwiasz wszystkich, Liv! Taka młoda, a taka mądra- przytulił mnie.
- Odezwał się!- na mojej twarzy również pojawił się uśmiech- dyrektor marketingu.
- Też sądzę, że powinni o mnie pisać w gazetach.
- Słucham?- odebrałam zaspana telefon.
- Spałaś? Wybacz, że ci przeszkodziłem, sądziłem, że będziesz już na nogach..
Spojrzałam na numer, nieznany, KTO TO DO DIASKA JEST?
- Impreza rodzinna wymaga, a mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Bojan, sądziłem, że poznasz.
- Wybacz... kiedy ktoś mnie wyrwie ze snu nie umiem poznać nawet mojego brata.. żadnego z moich braci- zaśmiałam się.
- Więc przepraszam jeszcze raz, czy znajdziesz dla mnie czas na kawę dzisiejszego popołudnia?
- Sądzę, że tak, szesnasta?- zapytałam.
- Mi pasuje, może w La Rosa?
- Będę, dobranoc- rozłączyłam się.
Od południa siedziałam w garderobie i szukałam idealnego stroju, takiego przez który nikt nie pomyśli sobie tego, czego że jesteśmy na randce...' podobno jestem poważną osobą, z przejmuję się takimi rzeczami' pomyślałam.
Ubrana w sweterek w buziaczki, czarne rurki, bordowe buty na wysokim obcasie i beżową dużą torbę wsiadłam w taksówkę. Dalszą drogę przebyłam na nogach, ponieważ restauracja La Rosa mieściła się na Las Ramblas, gdzie samochody nie mogą wjeżdżać, z słuchawkami na uszach szłam obok wspaniałych budynków starego budownictwa. Nagle ktoś złapał mnie za ramię, a mój pisk rozniósł się wokoło.
- Spokojnie!- Bojan zatkał mi usta dłonią- Bo jutro przeczytamy w Mundo Deportivo, że nowy/stary piłkarz FC Barcelony chciał na Las Ramblas przyprawić o zawał uroczą prawniczkę, albo jeszcze sobie pomyślą, że chciałem cię zgwałcić-złapał się dla żartu za głowę- wołałem cię, ale nie słyszałaś..
- Słuchawki- pokazałam mu sprzęt- przepraszam.
- Nie ma za co! - zaśmiał się- chodźmy na tą kawę!
- Więc przyjaźnisz się z Pique, prawda?
- Tak, z nim, Cescem i Shakirą, z chłopakami chodziliśmy do jednej szkoły i tak to się zaczęło..
- Chodziłaś z którymś? - zapytał.
- Nie, ale to trochę bezpośrednie pytanie, nie uważasz?
- Możliwe- uśmiechnął się- ale chcę wiedzieć na czym stoję- wzruszył ramionami.
Zaśmiałam się, zupełnie nie wiedziałam co mają oznaczać słowa, które do mnie powiedział.
- Jesteś dość zagadkowy, pewnie jeszcze mi nie powiesz co to miało znaczyć..
Tylko się uśmiechnął , nic więcej.
- Skończyłaś kawę?
- Tak, pójdę zapłacić.
- Ej! Przestań nawet tak mówić- zaśmiał się - chciałem dzisiaj być gentelmenem! To ja idę zapłacić!
- Ja pójdę!
- Ja!- uśmiechnięty pobiegł do lady.
A ja tylko stałam szczerząc się jak głupia, bo co? Bo podoba mi się ta beztroska..
- No chodź!- pociągnął mnie za rękaw.
- Jeśli nie powiesz mi gdzie, to wracam do domu!
- Chodź! Rozkazuję ci!
- Powiedz mi gdzie..
- Nie bądź taka zorganizowana, ten jeden raz możesz sobie odpuścić noo..
- Ale..
- Proszę...- spojrzał na mnie tak, jak potrafią tylko Hiszpanie.. i jak mogłam się nie zgodzić?
- Wesołe miasteczko..?
- Nie podoba ci się? Możemy iść w inne miejsce...- zaproponował lekko rozczarowany.
- Nie o to chodzi.. tylko nigdy w życiu nie byłam w wesołym miasteczku- szepnęłam zafascynowana.
- Gdzie twoje dzieciństwo?- widocznie rozśmieszyło go moje stwierdzenie- chodź, przejedziemy się tym- wskazał na ogromną kolejkę i pociągnął mnie za rękaw.
Ten dzień minął mi wspaniale, bawiliśmy się świetnie, zapomniałam o jakże stresującej pracy i obowiązkach, a kiedy nadszedł wieczór po prostu nie potrafiliśmy się rozstać, kiedy już odchodziłam on rozpoczynał kolejny zwiariowany temat i przez pół godziny nie martwiłam się niczym, ale kiedy zegar wybił 22, a ja niemiłosiernie trzęsłam się z zimna nawet mimo jego kurtki postanowiliśmy wrócić, podwiózł mnie pod sam dom, czym nie ułatwił mi sprawy. Wreszcie około 23 trafiłam na moją malutką kanapę, zrobiłam sobie kawę, ponieważ wiedziałam, że zbyt szybko nie usnę, musiałam odrobić "pracę domową", która zalegała w mojej szafce od kilku dni. Jutro raczej też nie wyjdę z pracy szybciej, niż o 22, ale chyba było warto...
Pamiętam, jak pisząc ten rozdział postanowiłam sobie, że Livia koniecznie musi zemdleć w tym wesołym miasteczku, próbowałam, próbowałam i całe g.. z tego wyszło.. Teraz też mam taki zastój, którego nie mogę ruszyć od ponad tygodnia.. HELP ;o
- Dzieci!- krzyknął Pichi- uspokójcie się, mam wam kogoś do przedstawienia! To jest Gianna, a to moje dzieci: Santiago, Nathaniel, Livia, David, Casper i Gerard.
- Oo.. chłopcy, może tym razem będziemy mieli siostrę? - zauważyłam muszę przyznać- trochę po chamsku, ale w końcu słynę z tego, że jestem irytująca..
- Uwielbiam cię- wydusił tłumiąc śmiech Casper, a Gianna wymaszerowała z pokoju.
- Ale tak serio, nie starczy ci szóstka dzieci? - zapytałam z nutką ironii.
- Livia.. ręce opadają, mam nadzieję, że w sądzie nie robisz takiej wiochy- powiedział, po czym zaczął się śmiać i ruszył do drzwi, jednak po chwili przystanął - mam dla was jeszcze dwie niespodzianki tego wieczora- uśmiechnął się tajemniczo.
W sumie nikt nie przejął się jego obiecankami, bo zazwyczaj robi sobie z nas po prostu jaja, kelnerzy podali jedzenie, a ojciec i jego laska przyszli do nas.
- Zanim zaczniemy jeść chciałbym coś ogłosić!- zastukał łyżeczką w kieliszek białego wina- wiecie.. jest was sześcioro...
- Twoja laska jest w ciąży?- zapytałam prosto z mostu.
- Kto cię wychowywał, Livia.. Zachowuj się! Nie, Gianna nie jest w ciąży, ale... jakby to powiedzieć...
- Zdarzyła ci się kiedyś mała wpadka o której nie wiedziałeś aż do teraz?- przerwałam ponownie.
- Tak, dokładnie o to mi chodziło, ale nie nazwałbym tego tak brzydko, tylko bądźcie mili!- zastrzegł- Poznajcie, wasz nowy/stary brat- Javier Hernandez.
- Wybyłeś aż do Meksyku?- zachłysnęłam się winem.
- W młodości to się w wielu miejscach bywało.. ale nie martwcie się, Santiago jest ostatni.
- No nie wiem czy możemy ci tak wierzyć, w końcu chyba żadne z nas nie było planowane- wybuchnęłam śmiechem, a ojciec ze mną, DLACZEGO TAK CIĘŻKO GO ZDENERWOWAĆ?!
- Liv, jesteś zabawna jak zawsze, dałbym ci prezent, ale jeszcze na to nie pora, Javier, usiądź, Livia na pewno ci o wszystkim opowie, jest bardzo rozgadana..
- Mogę coś wtrącić?- zapytałam i nie czekając na pozwolenie zwróciłam się do Pichiego- teraz nie wiem czy mogę wyjść za jakiegokolwiek mężczyznę, jeszcze okaże się moim bratem...
- Jestem pewien, że więcej już dzieci nie narobiłem- odpowiedział spokojnym tonem, żadnej iskry złości, NIC!- a teraz słuchajcie, macie przed sobą nowego trenera Reprezentacji Katalonii w piłce nożnej, czekam na brawa.
Nastała chwila ciszy, po której wszyscy zaczęliśmy bić brawo
- Szukałem takiej fuchy żebym się nie narobił, a pracował, nie żebym miał coś przeciwko pracy, ale wiecie, starość nie radość, młodość nie wieczność... Livia! Przestań się ze mnie naśmiewać!
- Tak, tatusiu- przywołałam na twarz słodziutki uśmiech- ej, nowy! Spodoba ci się z nami- zaśmiałam się.
- Też tak czuję- odpowiedział równie uśmiechnięty.
- Pora na prezenty, moi mili! Livka, jako moja jedyna, ukochana córeczka podejdź pierwsza, kupiłem ci nowy apartament, ten stary jest już.. jak wy to młodzi mówicie? Passe!
- Nowa laska cię takich słów nauczyła? - szepnęłam mu na ucho- W sumie nie odpowiadaj, dziękuję!- cmoknęłam go w policzek.
Olałam moment, w którym chłopcy dostawali prezenty i wyszłam na balkon.
- Nie za zimno ci, mała?- usłyszałam za sobą głos.
- Nie, Nate, wszystko ze mną okej, ale fajnie, że się martwisz..Spacerek?
- z tobą zawsze, tylko może się przebierzmy, bo jest trochę zimno- zaśmiał się.
Dziesięć minut później spotkaliśmy się przy furtce uprzednio jako grzeczne dzieci informując tatusia i nową macochę o chęci wyjścia na dwór. Nate wyglądał jak zawsze świetnie, niedopięta pod szyją granatowa koszula, na to czarna, idealnie skrojona marynarka i (możecie się śmiać) czarne dopasowane spodnie.Ja w swojej zielonej parce z bordowo- różowym szalem, czarnymi spodniami, a pod spodem koszulką w panterkę i sweterkiem raczej nie prezentowałam się ani trochę gorzej, dzięki butom na wysokim obcasie byłam tylko o głowę niższa. Zapewne wyglądaliśmy jak para i każdy przechodzień na pewno nas za nią brał.
- I jak żyjesz? Poznałaś kogoś?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam- POZNAŁAŚ!? Opowiadaj!
- No bo to było na ognisku u Shakiry i Gerarda, pamiętasz ich?
- Jakże mógłbym zapomnieć poczciwego Pique? Ale kontynuuj- zachęcił
- W sumie to on chyba nawet nie wie, że mi się podoba, później spotkaliśmy się tylko raz i przewrócił mnie i wylał moją kawę na nowy płaszcz, więc zaprosił mnie na kawę..
- I co było na tej kawie?- dopytywał.
- Nie było jej jeszcze- zaśmiałam się.
- Taki z niego burak? Wziął chociaż numer?
- Wziął, ale nie burak, to ja nie miałam czasu, pracuję, pamiętasz?
- A wiesz, że czytałem o tobie ostatnio w gazecie? Zaziwiasz wszystkich, Liv! Taka młoda, a taka mądra- przytulił mnie.
- Odezwał się!- na mojej twarzy również pojawił się uśmiech- dyrektor marketingu.
- Też sądzę, że powinni o mnie pisać w gazetach.
- Słucham?- odebrałam zaspana telefon.
- Spałaś? Wybacz, że ci przeszkodziłem, sądziłem, że będziesz już na nogach..
Spojrzałam na numer, nieznany, KTO TO DO DIASKA JEST?
- Impreza rodzinna wymaga, a mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Bojan, sądziłem, że poznasz.
- Wybacz... kiedy ktoś mnie wyrwie ze snu nie umiem poznać nawet mojego brata.. żadnego z moich braci- zaśmiałam się.
- Więc przepraszam jeszcze raz, czy znajdziesz dla mnie czas na kawę dzisiejszego popołudnia?
- Sądzę, że tak, szesnasta?- zapytałam.
- Mi pasuje, może w La Rosa?
- Będę, dobranoc- rozłączyłam się.
Od południa siedziałam w garderobie i szukałam idealnego stroju, takiego przez który nikt nie pomyśli sobie tego, czego że jesteśmy na randce...' podobno jestem poważną osobą, z przejmuję się takimi rzeczami' pomyślałam.
Ubrana w sweterek w buziaczki, czarne rurki, bordowe buty na wysokim obcasie i beżową dużą torbę wsiadłam w taksówkę. Dalszą drogę przebyłam na nogach, ponieważ restauracja La Rosa mieściła się na Las Ramblas, gdzie samochody nie mogą wjeżdżać, z słuchawkami na uszach szłam obok wspaniałych budynków starego budownictwa. Nagle ktoś złapał mnie za ramię, a mój pisk rozniósł się wokoło.
- Spokojnie!- Bojan zatkał mi usta dłonią- Bo jutro przeczytamy w Mundo Deportivo, że nowy/stary piłkarz FC Barcelony chciał na Las Ramblas przyprawić o zawał uroczą prawniczkę, albo jeszcze sobie pomyślą, że chciałem cię zgwałcić-złapał się dla żartu za głowę- wołałem cię, ale nie słyszałaś..
- Słuchawki- pokazałam mu sprzęt- przepraszam.
- Nie ma za co! - zaśmiał się- chodźmy na tą kawę!
- Więc przyjaźnisz się z Pique, prawda?
- Tak, z nim, Cescem i Shakirą, z chłopakami chodziliśmy do jednej szkoły i tak to się zaczęło..
- Chodziłaś z którymś? - zapytał.
- Nie, ale to trochę bezpośrednie pytanie, nie uważasz?
- Możliwe- uśmiechnął się- ale chcę wiedzieć na czym stoję- wzruszył ramionami.
Zaśmiałam się, zupełnie nie wiedziałam co mają oznaczać słowa, które do mnie powiedział.
- Jesteś dość zagadkowy, pewnie jeszcze mi nie powiesz co to miało znaczyć..
Tylko się uśmiechnął , nic więcej.
- Skończyłaś kawę?
- Tak, pójdę zapłacić.
- Ej! Przestań nawet tak mówić- zaśmiał się - chciałem dzisiaj być gentelmenem! To ja idę zapłacić!
- Ja pójdę!
- Ja!- uśmiechnięty pobiegł do lady.
A ja tylko stałam szczerząc się jak głupia, bo co? Bo podoba mi się ta beztroska..
- No chodź!- pociągnął mnie za rękaw.
- Jeśli nie powiesz mi gdzie, to wracam do domu!
- Chodź! Rozkazuję ci!
- Powiedz mi gdzie..
- Nie bądź taka zorganizowana, ten jeden raz możesz sobie odpuścić noo..
- Ale..
- Proszę...- spojrzał na mnie tak, jak potrafią tylko Hiszpanie.. i jak mogłam się nie zgodzić?
- Wesołe miasteczko..?
- Nie podoba ci się? Możemy iść w inne miejsce...- zaproponował lekko rozczarowany.
- Nie o to chodzi.. tylko nigdy w życiu nie byłam w wesołym miasteczku- szepnęłam zafascynowana.
- Gdzie twoje dzieciństwo?- widocznie rozśmieszyło go moje stwierdzenie- chodź, przejedziemy się tym- wskazał na ogromną kolejkę i pociągnął mnie za rękaw.
Ten dzień minął mi wspaniale, bawiliśmy się świetnie, zapomniałam o jakże stresującej pracy i obowiązkach, a kiedy nadszedł wieczór po prostu nie potrafiliśmy się rozstać, kiedy już odchodziłam on rozpoczynał kolejny zwiariowany temat i przez pół godziny nie martwiłam się niczym, ale kiedy zegar wybił 22, a ja niemiłosiernie trzęsłam się z zimna nawet mimo jego kurtki postanowiliśmy wrócić, podwiózł mnie pod sam dom, czym nie ułatwił mi sprawy. Wreszcie około 23 trafiłam na moją malutką kanapę, zrobiłam sobie kawę, ponieważ wiedziałam, że zbyt szybko nie usnę, musiałam odrobić "pracę domową", która zalegała w mojej szafce od kilku dni. Jutro raczej też nie wyjdę z pracy szybciej, niż o 22, ale chyba było warto...
Pamiętam, jak pisząc ten rozdział postanowiłam sobie, że Livia koniecznie musi zemdleć w tym wesołym miasteczku, próbowałam, próbowałam i całe g.. z tego wyszło.. Teraz też mam taki zastój, którego nie mogę ruszyć od ponad tygodnia.. HELP ;o
czwartek, 5 lutego 2015
II
Wysiadłam z samochodu. Byłam właśnie na parkingu znajdującym się pod budynkiem sądu, 'rozprawy, które przeprowadziłam mogłabym policzyć w setkach, a przed każdą jedną boję się tak jak przed pierwszą'- myślałam wyjmując togę z tylnego siedzenia. Przebrałam się szybko, po czym podeszłam do klientki, którą była młoda dziewczyna, Evelin, która została brutalnie wykorzystana przez swojego byłego chłopaka. Sprawę bezproblemowo wygrałyśmy, a Bryan poszedł za kratki na 10 lat, pogratulowałam jej jedynie, a później z wielką ulgą ściągnęłam drażniący mnie zielony żabot.
Wychodząc z sądu zobaczyłam budkę z ciepłymi napojami, postanowiłam się napić kawy, ponieważ jak na początek listopada było już bardzo zimno, a na ognisku u Gerarda dwa tygodnie temu złapała mnie taka choroba, że do teraz nie mogę się wyleczyć. Ruszyłam w stronę budki i zamówiłam mokkę, wzięłam ją w ręce i ruszyłam do samochodu siorbiąc gorący napój, nagle poczułam konkretne uderzenie, upadłam, a kawa rozlała się na moim nowym płaszczyku.
- O faak!- usłyszałam i podniosłam głowę- ale jestem niezdarny- zobaczyłam znajomą twarz- masakra, jeszcze to ty! Spotkaliśmy się tylko dwa razy i dwa robię ci krzywdę, strasznie przepraszam..- zmieszał się lekko.
- Bojan, tak? Masz może chusteczkę?
- Już, oczywiście- gorączkowo zaczął szukać kawałka papieru po kieszeniach- fajnie, że zapamiętałaś- uśmiechnął się podając mi chusteczkę- przepraszam, kiedy biegam to totalnie się wyłączam, czy mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie sądzę- uśmiechnęłam się.
- Robisz teraz coś ważnego? Może skoczymy do kawiarni i odkupię Ci tą kawę?
- Niestety, ale nie mam czasu..
- Proszę, daj się namówić!
- Chętnie, ale w innym terminie.. łap, to mój numer, zadzwoń jakoś jutro, okej? - zapytałam podając chłopakowi wizytówkę.
- Dziękuję bardzo, to do jutra!- zdołał tylko krzyknąć za mną, bo już zaczęłam się oddalać w stronę samochodu.
Wsiadłam uśmiechnięta, położyłam laptopa obok siebie i odpaliłam samochód. Po niedługiej chwili musiałam jednak wrócić do szarej rzeczywistości, najpierw obowiązki, a później trening wielkiej Barcelony, po którym zbieram braci i jedziemy na urodziny ojca.Wypełnianie papierów i spotkania z kolejnymi klientami zajęły mi ogrom czasu, nim się obejrzałam była już 15, a ja musiałam wychodzić, żeby wstąpić jeszcze do domu po stadionową przepustkę.
Zostawiłam samochód na parkingu i tak jak się umówiliśmy poczekałam na Gerarda- mojego brata.
- Hej!- krzyknął kiedy tylko dotarł na miejsce.
- Cześć- podszedł i cmoknęliśmy się w policzek, później się przytuliliśmy- Jak tu dotarłeś? Czy gwiazdy Barcelony jeżdżą autobusem?
- Oczywiście, że nie- zaśmiał się- nie wyszedłbym z tego autobusu- zaczął się śmiać- przyjechałem z kolegami.
Odwróciłam się, na stadion właśnie wchodziła grupka piłkarzy Rafa Alcantara, Alen Halilović i Bojan, który dość dziwnie na mnie spojrzał. Razem z Delo weszliśmy do budynku, i pożegnaliśmy się, ja poszłam na murawę, gdzie z uśmiechem przywitał mnie trener- Pep Guardiola we własnej osobie. Wrócił na Camp Nou dopiero w tym roku, ponieważ zrozumiał, że nie ma niczego lepszego. Lucho stwierdził, że wszyscy chcą Pepa, więc usunął się w jego cień zostając drugim trenerem, a teraz nasz wspaniały zespół dąży do samych zwycięstw, w tym sezonie nie odnieśliśmy jeszcze żadnej porażki!
Po skończonym treningu zapakowaliśmy się z Gerardem do samochodu i ruszyliśmy do wyjazdu, ale znowu ten dziwny wzrok Bojana.
- Czemu twój kolega się na mnie tak dziwnie patrzy?
- Sądzę, że myśli, że jesteśmy razem pomimo, że obiecałaś mu kawę.
- Skąd wiesz? Czy wy rozmawiacie tylko o babach?
- To był strzał, mówił tylko o kawie, ale siostrzyczko, jeśli zrobi ci coś złego, to przyjdź do mnie, a ja mu obrobię dupę!
-Gerard!
- Jestem cichutko, to co, po Caspera, Nate'a i Davida?
- I Santiego.
- Nie za późno na niego?
- Czy mam ci przypomnieć o której chodziłeś spać w wieku 13 lat?
Szczerze? Utknęłam na 12 rozdziale i mam ogromny dylemat.. do tego jestem chora NA FERIACH ;-;
Całymi dniami oglądam "Malanowskiego i partnerów" haha i w sumie wpadłam na kolejny genialny pomysł, do którego się już zabrałam, a tak sobie postanowiłam, że skończę jeden, a dopiero potem zacznę drugi. Jestem taka niezorganizowana ;o
PS może i jest nudny, ale potem będzie lepiej, obiecuję!
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, w każdą środę i niedzielę po południu.
Wychodząc z sądu zobaczyłam budkę z ciepłymi napojami, postanowiłam się napić kawy, ponieważ jak na początek listopada było już bardzo zimno, a na ognisku u Gerarda dwa tygodnie temu złapała mnie taka choroba, że do teraz nie mogę się wyleczyć. Ruszyłam w stronę budki i zamówiłam mokkę, wzięłam ją w ręce i ruszyłam do samochodu siorbiąc gorący napój, nagle poczułam konkretne uderzenie, upadłam, a kawa rozlała się na moim nowym płaszczyku.
- O faak!- usłyszałam i podniosłam głowę- ale jestem niezdarny- zobaczyłam znajomą twarz- masakra, jeszcze to ty! Spotkaliśmy się tylko dwa razy i dwa robię ci krzywdę, strasznie przepraszam..- zmieszał się lekko.
- Bojan, tak? Masz może chusteczkę?
- Już, oczywiście- gorączkowo zaczął szukać kawałka papieru po kieszeniach- fajnie, że zapamiętałaś- uśmiechnął się podając mi chusteczkę- przepraszam, kiedy biegam to totalnie się wyłączam, czy mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie sądzę- uśmiechnęłam się.
- Robisz teraz coś ważnego? Może skoczymy do kawiarni i odkupię Ci tą kawę?
- Niestety, ale nie mam czasu..
- Proszę, daj się namówić!
- Chętnie, ale w innym terminie.. łap, to mój numer, zadzwoń jakoś jutro, okej? - zapytałam podając chłopakowi wizytówkę.
- Dziękuję bardzo, to do jutra!- zdołał tylko krzyknąć za mną, bo już zaczęłam się oddalać w stronę samochodu.
Wsiadłam uśmiechnięta, położyłam laptopa obok siebie i odpaliłam samochód. Po niedługiej chwili musiałam jednak wrócić do szarej rzeczywistości, najpierw obowiązki, a później trening wielkiej Barcelony, po którym zbieram braci i jedziemy na urodziny ojca.Wypełnianie papierów i spotkania z kolejnymi klientami zajęły mi ogrom czasu, nim się obejrzałam była już 15, a ja musiałam wychodzić, żeby wstąpić jeszcze do domu po stadionową przepustkę.
Zostawiłam samochód na parkingu i tak jak się umówiliśmy poczekałam na Gerarda- mojego brata.
- Hej!- krzyknął kiedy tylko dotarł na miejsce.
- Cześć- podszedł i cmoknęliśmy się w policzek, później się przytuliliśmy- Jak tu dotarłeś? Czy gwiazdy Barcelony jeżdżą autobusem?
- Oczywiście, że nie- zaśmiał się- nie wyszedłbym z tego autobusu- zaczął się śmiać- przyjechałem z kolegami.
Odwróciłam się, na stadion właśnie wchodziła grupka piłkarzy Rafa Alcantara, Alen Halilović i Bojan, który dość dziwnie na mnie spojrzał. Razem z Delo weszliśmy do budynku, i pożegnaliśmy się, ja poszłam na murawę, gdzie z uśmiechem przywitał mnie trener- Pep Guardiola we własnej osobie. Wrócił na Camp Nou dopiero w tym roku, ponieważ zrozumiał, że nie ma niczego lepszego. Lucho stwierdził, że wszyscy chcą Pepa, więc usunął się w jego cień zostając drugim trenerem, a teraz nasz wspaniały zespół dąży do samych zwycięstw, w tym sezonie nie odnieśliśmy jeszcze żadnej porażki!
Po skończonym treningu zapakowaliśmy się z Gerardem do samochodu i ruszyliśmy do wyjazdu, ale znowu ten dziwny wzrok Bojana.
- Czemu twój kolega się na mnie tak dziwnie patrzy?
- Sądzę, że myśli, że jesteśmy razem pomimo, że obiecałaś mu kawę.
- Skąd wiesz? Czy wy rozmawiacie tylko o babach?
- To był strzał, mówił tylko o kawie, ale siostrzyczko, jeśli zrobi ci coś złego, to przyjdź do mnie, a ja mu obrobię dupę!
-Gerard!
- Jestem cichutko, to co, po Caspera, Nate'a i Davida?
- I Santiego.
- Nie za późno na niego?
- Czy mam ci przypomnieć o której chodziłeś spać w wieku 13 lat?
Szczerze? Utknęłam na 12 rozdziale i mam ogromny dylemat.. do tego jestem chora NA FERIACH ;-;
Całymi dniami oglądam "Malanowskiego i partnerów" haha i w sumie wpadłam na kolejny genialny pomysł, do którego się już zabrałam, a tak sobie postanowiłam, że skończę jeden, a dopiero potem zacznę drugi. Jestem taka niezorganizowana ;o
PS może i jest nudny, ale potem będzie lepiej, obiecuję!
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, w każdą środę i niedzielę po południu.
niedziela, 1 lutego 2015
I
- To przyjedziesz?- wałkowała temat Shakira.
- Zrozum, że mam pracę, nie mogę ot tak sobie jej zostawić..
- Wiem, że chcesz przyjść, już prawie Cię przekonałam..
- Całkiem ciekawe argumenty- mówiłam podpisując kolejną kartkę- kontynuuj.
- No weź, nie daj się prosić, kiedy ostatnio byłaś na imprezie?
- Nie pamiętam- odparłam niewzruszona przekładając kolejne zwoje papierów- nie lubię imprez.
- Źle to ujęłam, kiedy ostatnio wyskoczyłaś na ognisko? Upieczemy kiełbaskę, chlebek, przyjdziesz, prawda?
- Przyjdę, co mam zrobić - zaśmiałam się nadal przeglądając kartki.
- A teraz mam do ciebie pytanie..
- Słucham..
- Masz tak podzielną uwagę, że wiesz co czytasz?
- Tak, podpisuję właśnie papier z rozprawy- uśmiechnęłam się- chwila, skąd wiesz?
- Szeleścisz kartkami, ale nie ważne, będziemy na ciebie czekać, pa!
- Cześć, cześć.
Do domu wpadłam tylko na moment, dokładnie po to, żeby ściągnąć koszulę i założyć jakiś ciemny sweterek.Zgarnęłam położone chwilę temu na komodzie w korytarzu klucze do samochodu i wybiegłam z mieszkania.'Jak ja nie lubię się spóźniać'- pomyślałam i z piskiem opon wyjechałam z parkingu, sprawy w biurze tak bardzo się przeciągnęły, że właśnie miałam piętnaście minut na przejechanie całego miasta.
-Hej, Geri! Zacznijcie beze mnie, przepraszam strasznie, ale się spóźnię..
- Nic się nie dzieje, spokojnie Liv, jakby co, to będziemy w ogrodzie, buźki!
- Tak, tak..- mruknęłam jedynie koncentrując się na drodze, w myślach szybko wyszukałam najszybszą drogę do domu Pique.
Najdłuższa droga szybkiego ruchu w Barcelonie prowadziła z jednego końca miasta na drugi, co według moich obliczeń wymagało około 25 minut, może jeśli pojadę jeszcze szybciej to zdążę? Według informacji zamieszczonej na panelu mojego samochodu przekroczyłam właśnie dozwoloną prędkość o 30 km/h, ale nie przejmowałam się tym, wymijałam kolejne samochody chcąc zdążyć na ognisko u moich przyjaciół.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy wreszcie pozostawiłam samochód na podjeździe, po czym ruszyłam do ogrodu, mały Milan bawił się w najlepsze tańcząc w piaskownicy, podeszłam szybko i podałam mu zabawkę, która szybko stała się hitem, podążyłam za nim do Shakiry i Gerarda, który trzymając na rękach kolejną pociechę rozmawiał z Cescem Fabregasem i kilkoma innymi mężczyznami, piosenkarka nieznacznie się od nich odsunęła i zawołała mnie do siebie.
- Kochana- przytuliła mnie- nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że będziemy mogły spędzić ze sobą trochę czasu!
- Oj, ja też- zaśmiałam się - ciągle tylko ta praca, a kiedy ja mogę się spotkać to ty grasz koncerty.. Wybacz spóźnienie, ale miałam niemiłosiernie dużo papierów..
- Ważne, że jesteś, nie martw się już tak! Napijesz się czegoś z procentami?
- Wiesz, że nie- uśmiechnęłam się- nie smakuje mi to..
- To chodźmy do ogniska, zaczyna robić się jakoś zimno- mruknęła i zabrała od Gerarda dziecko.
Ruszyłyśmy do ogniska, ale piosenkarka w połowie drogi się zatrzymała- możesz wziąć mojego małego bobaska i pójść do ognia? Skoczę tylko po jakieś bluzy dla nas!
- Nie ma problemu, kto jest ślicznym bobaskiem?- zapytałam, na co dziecko zaczęło rozkosznie wymachiwać rękami i śmiać się od ucha do ucha.
Nagle ktoś zaczepił ręką o mojego koka.
- Przepraszam- uśmiechnął się szczerze mężczyzna- mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
- Nie sądzę, może wyrwałeś mi kilka włosów, ale na tym koniec.
- Takie włosy to skarb, przepraszam więc jeszcze raz, powinienem był uważać.
- Nic się nie stało- nie wiedziałam jak mam odczytać ten komplement- wszystko ze mną świetnie.
- O!- usłyszałam kolejny głos- poznaliście się już?
- Można tak powiedzieć- zaśmiałam się- Livia.
- Bojan, teraz już się znamy, a ja lecę do chłopaków, wspaniała zabawa, Shaki!- powiedział radosny i odszedł.
-Dziękuję!- zdążyła krzyknąć, ale jego już nie było- ma w sobie niesamowitą chęć do życia, nie?
- No- przytaknęłam- jest jakiś taki radosny- obserwowałam skaczącego w rytm muzyki chłopaka z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Zawsze, co się nie stanie on widzi dobre strony- nic, tylko mu pozazdrościć.
- Oj tak- przywołałam w myślach obraz, kiedy po każdej nieudanej rozprawie leżę na kanapie i płaczę w poduszkę.
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, przy następnym poinformuję jakie to dni.
4. Wróciłam na bloggera po długiej nieobecności i pisaniu do szuflady, mam nadzieję, że będę bardziej systematyczna, niż zawsze.
5. Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną, bez Was to nie byłoby to samo! ;D
- Zrozum, że mam pracę, nie mogę ot tak sobie jej zostawić..
- Wiem, że chcesz przyjść, już prawie Cię przekonałam..
- Całkiem ciekawe argumenty- mówiłam podpisując kolejną kartkę- kontynuuj.
- No weź, nie daj się prosić, kiedy ostatnio byłaś na imprezie?
- Nie pamiętam- odparłam niewzruszona przekładając kolejne zwoje papierów- nie lubię imprez.
- Źle to ujęłam, kiedy ostatnio wyskoczyłaś na ognisko? Upieczemy kiełbaskę, chlebek, przyjdziesz, prawda?
- Przyjdę, co mam zrobić - zaśmiałam się nadal przeglądając kartki.
- A teraz mam do ciebie pytanie..
- Słucham..
- Masz tak podzielną uwagę, że wiesz co czytasz?
- Tak, podpisuję właśnie papier z rozprawy- uśmiechnęłam się- chwila, skąd wiesz?
- Szeleścisz kartkami, ale nie ważne, będziemy na ciebie czekać, pa!
- Cześć, cześć.
Do domu wpadłam tylko na moment, dokładnie po to, żeby ściągnąć koszulę i założyć jakiś ciemny sweterek.Zgarnęłam położone chwilę temu na komodzie w korytarzu klucze do samochodu i wybiegłam z mieszkania.'Jak ja nie lubię się spóźniać'- pomyślałam i z piskiem opon wyjechałam z parkingu, sprawy w biurze tak bardzo się przeciągnęły, że właśnie miałam piętnaście minut na przejechanie całego miasta.
-Hej, Geri! Zacznijcie beze mnie, przepraszam strasznie, ale się spóźnię..
- Nic się nie dzieje, spokojnie Liv, jakby co, to będziemy w ogrodzie, buźki!
- Tak, tak..- mruknęłam jedynie koncentrując się na drodze, w myślach szybko wyszukałam najszybszą drogę do domu Pique.
Najdłuższa droga szybkiego ruchu w Barcelonie prowadziła z jednego końca miasta na drugi, co według moich obliczeń wymagało około 25 minut, może jeśli pojadę jeszcze szybciej to zdążę? Według informacji zamieszczonej na panelu mojego samochodu przekroczyłam właśnie dozwoloną prędkość o 30 km/h, ale nie przejmowałam się tym, wymijałam kolejne samochody chcąc zdążyć na ognisko u moich przyjaciół.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy wreszcie pozostawiłam samochód na podjeździe, po czym ruszyłam do ogrodu, mały Milan bawił się w najlepsze tańcząc w piaskownicy, podeszłam szybko i podałam mu zabawkę, która szybko stała się hitem, podążyłam za nim do Shakiry i Gerarda, który trzymając na rękach kolejną pociechę rozmawiał z Cescem Fabregasem i kilkoma innymi mężczyznami, piosenkarka nieznacznie się od nich odsunęła i zawołała mnie do siebie.
- Kochana- przytuliła mnie- nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że będziemy mogły spędzić ze sobą trochę czasu!
- Oj, ja też- zaśmiałam się - ciągle tylko ta praca, a kiedy ja mogę się spotkać to ty grasz koncerty.. Wybacz spóźnienie, ale miałam niemiłosiernie dużo papierów..
- Ważne, że jesteś, nie martw się już tak! Napijesz się czegoś z procentami?
- Wiesz, że nie- uśmiechnęłam się- nie smakuje mi to..
- To chodźmy do ogniska, zaczyna robić się jakoś zimno- mruknęła i zabrała od Gerarda dziecko.
Ruszyłyśmy do ogniska, ale piosenkarka w połowie drogi się zatrzymała- możesz wziąć mojego małego bobaska i pójść do ognia? Skoczę tylko po jakieś bluzy dla nas!
- Nie ma problemu, kto jest ślicznym bobaskiem?- zapytałam, na co dziecko zaczęło rozkosznie wymachiwać rękami i śmiać się od ucha do ucha.
Nagle ktoś zaczepił ręką o mojego koka.
- Przepraszam- uśmiechnął się szczerze mężczyzna- mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
- Nie sądzę, może wyrwałeś mi kilka włosów, ale na tym koniec.
- Takie włosy to skarb, przepraszam więc jeszcze raz, powinienem był uważać.
- Nic się nie stało- nie wiedziałam jak mam odczytać ten komplement- wszystko ze mną świetnie.
- O!- usłyszałam kolejny głos- poznaliście się już?
- Można tak powiedzieć- zaśmiałam się- Livia.
- Bojan, teraz już się znamy, a ja lecę do chłopaków, wspaniała zabawa, Shaki!- powiedział radosny i odszedł.
-Dziękuję!- zdążyła krzyknąć, ale jego już nie było- ma w sobie niesamowitą chęć do życia, nie?
- No- przytaknęłam- jest jakiś taki radosny- obserwowałam skaczącego w rytm muzyki chłopaka z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Zawsze, co się nie stanie on widzi dobre strony- nic, tylko mu pozazdrościć.
- Oj tak- przywołałam w myślach obraz, kiedy po każdej nieudanej rozprawie leżę na kanapie i płaczę w poduszkę.
Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :
1. Jeśli chcesz czytać mojego bloga, proszę- dodaj go do obserwowanych, powiadamianie każdego czytelnika jest po pierwsze nudne, zajmuje strasznie dużo czasu, a po trzecie bardzo często można o kimś zapomnieć, ja wszystkie blogi, które czytam będę dodawała i w miarę wolnej chwili czytała i komentowała.
2. Nie toleruję komentarzy, które mają na celu zrobić mi tylko i wyłącznie przykrość, będą one usuwane!
3. Rozdziały najprawdopodobniej pojawiać się będą dwa razy w tygodniu, przy następnym poinformuję jakie to dni.
4. Wróciłam na bloggera po długiej nieobecności i pisaniu do szuflady, mam nadzieję, że będę bardziej systematyczna, niż zawsze.
5. Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną, bez Was to nie byłoby to samo! ;D
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)